Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy były rektor Joanicjusz Nazarko mógł dać sam sobie podwyżkę? Politechnika Białostocka i prawo.

Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Rektor prof. Tadeusz Citko na rozprawie w sądzie pracy siedział po stronie pozwanej politechniki.
Rektor prof. Tadeusz Citko na rozprawie w sądzie pracy siedział po stronie pozwanej politechniki. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
To ja złamałbym prawo, gdybym wypłacił te pieniądze - powiedział rektor prof. Tadeusz Citko.

Proces były rektor kontra nowy rektor już zakończony. Panowie profesorowie czekają tylko na wyrok. Ale ten werdykt, obojętnie, jaki będzie, i tak nie pogodzi środowiska białostockich naukowców.

Kadencja byłego rektora prof. Joanicjusza Nazarki upływała za dwa dni, kiedy polecił swemu pierwszemu zastępcy, aby podpisał mu podwyżkę. Chciał dostawać 10 tysięcy wynagrodzenia, kiedy przestanie szefować politechnice. Zarabiałby wówczas jako naukowiec więcej niż obecny rektor prof. Tadeusz Citko.

O historii napisaliśmy na początku maja - "Sami swoi polibudy" i "Nie ma mocnych na układy". Akurat rozpoczynał się proces przed sądem pracy, który wytoczył uczelni były rektor. Zażądał 15 tysięcy złotych, bo według jego wyliczeń, tyle stracił po wstrzymaniu podwyżki. Oczywiście zrobił to zaraz po objęciu kadencji nowy rektor prof. Tadeusz Citko.

Na korytarzu

W środę obaj panowie spotkali się na korytarzu sądowym. Fotografować pozwolił się jedynie obecny rektor. Raz się uśmiechał, innym razem miał zasępioną minę. I dopytywał, jak wyszedł na zdjęciu.

- Wypisujecie w gazetach takie rzeczy! - odezwał się wówczas powołany na świadka profesor R., czyli były pierwszy zastępca prof. Nazarki. Ten, który przyznał podwyżkę poprzedniemu rektorowi politechniki.

- Ja zdjęcia robię, nie piszę - odpowiedział fotoreporter.

- I ja zdjęcia nie chcę! - profesor R. był zdecydowany.

Sąd się spóźniał. Obecny rektor gawędził więc sobie na ławeczce z panią profesor, która napisała wniosek o podwyżkę jego poprzednikowi. Rozmowa była o tym i o niczym. Kurtuazyjna.

Na drugim końcu korytarza, jakieś kilkanaście metrów, bo sąd mamy w Białymstokunowy, budynek przy ul. Mickiewicza przestrzenny, były rektor naradzał się ze swoim obrońcą. Jednym słowem nowy i stary rektor zachowywali powściągliwy dystans.

Świadczyli przed sądem

Pierwszym świadkiem był pierwszy zastępca byłego rektora, wspomniany profesor R., który nie lubi, jak robią mu zdjęcia. Potwierdził, że podpisał wniosek o podwyżkę.

- Czy wcześniej były takie sytuacje? - zapytał sąd.

- Ja podpisywałem rektorowi Nazarce delegacje i była jeszcze sprawa jego syna.

Tak, na politechnice został zatrudniony jego syn - mówił świadek.

- A rektor wydawał panu polecenia pisemnie czy ustnie?

- Ustnie - odpowiedział profesor R. Ale na pytanie, ile różnych dodatków synowi byłego rektora podpisał, nie pamiętał. Choć był pewny, że podpisywał.

Kadrowa: Władza mnie rozliczy!

Potem przed Temidą stanęła radczyni prawna. Była radczyni. Skarżyła się, że aż trzy opinie musiała pisać jednego dnia, że prof. R. może podpisać wniosek o podwyżkę.

- Co godzinę kadrowa do mnie przybiegała i żądała wydania opinii na piśmie, że R. może taką podwyżkę podpisać. Ja już odchodziłam z politechniki, a ona do mnie, że przyjdzie nowa władza i ją rozliczy za to, że pozwoliła na sporządzenie nowego angażu ustępującemu rektorowi.

Trzecim świadkiem była dziekan wydziału zarządzania politechniki.

Pani profesor zaczęła tak: Były rektor był moim podwładnym jako kierownik katedry. Wzorowy, sumienny. Dlatego przed upływem jego kadencji jako rektora uważałam za stosowne, aby miał wyższe pobory. Za dobrą pracę! I napisałam wniosek do rektora o przyznanie wyższych poborów rektorowi.

Pani profesor twierdziła, że nie zastanawiała się, czy wniosek rozpatrzy nowy, czy stary rektor.

- Czy była pani kompetentna? - dopytywała sędzia.

- Może byłam, może nie byłam? Jestem w dość trudnej sytuacji. Czy nie miałam do tego prawa? - zapytała pani profesor i bezradnie rozłożyła ręce. Popatrzyła w kierunku obecnego rektora.

- To sąd jest od tego, żeby to rozstrzygnąć - powiedział sąd.

Spowiedź kadrowej

A potem przyszedł czas na spowiedź kadrowej politechniki. Twierdziła, że wniosek o wyższą pensję dla ustępującego już rektora, czyli prof. Nazarki, wpłynął w lipcu, a może sierpniu 2008 roku. Był skierowany do rektora. Przeleżał co najmniej parę tygodni w biurku pracownicy odpowiedzialnej za takie sprawy. Pewnie z myślą, że decyzję podejmie nowy rektor. Ten, który przyjdzie tu 1 września.

Kadrowa opowiadała dalej. Dwa, trzy dni przed tym terminem prof. Nazarko wezwał ją i poprosił, aby przyniosła ten papier o podwyżkę dla niego.

- Czy jest pani pewna, że była to jego prośba? - zapytała sędzia.

- Tak, stanowczo, zrobiłam to na jego prośbę - odpowiedziała.

Więc ona przyniosła pismo, a pan rektor polecił, aby zapoznał się z nim jego pierwszy zastępca, wspomniany profesor R. I żeby to on podjął decyzję.

- Kiedy weszłam do gabinetu rektora, był rektor prof. Nazarko i jego pierwszy zastępca. I w tym gabinecie profesor R. przyznał podwyżkę rektorowi - zeznała kadrowa.

Gdzie etyka, gdzie zasady?

A potem jeszcze sąd przepytał obecnego i byłego rektora. Ten pierwszy upierał się, że to wszystko od początku było nieważne i bezprawne. Ten drugi chciał pieniędzy.
Gdzie etyka, gdzie zasady? - pytaliśmy w "Porannym", kiedy dowiedzieliśmy się o sprawie. Czy sąd nam odpowie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny