MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Córka? Jemu to nie przeszkadzało!

Alicja Zielińska [email protected] tel. 085 748 95 45
Kazał oglądać telewizję. To co? Miałam podsłuchiwać? Przecież w każdej chwili mógł otworzyć drzwi i wtedy by pobił i ją, i mnie.
Kazał oglądać telewizję. To co? Miałam podsłuchiwać? Przecież w każdej chwili mógł otworzyć drzwi i wtedy by pobił i ją, i mnie. Fot. Cezary Klimaszewski
Nie słyszała pani, co się działo w pokoju córki? Że ojciec ją gwałcił? - Ja byłam przeważnie w kuchni. Mąż zabronił mi wchodzić.

45-letni Krzysztof B. został aresztowany na trzy miesiące. Postawiono mu między innymi zarzuty wielokrotnych gwałtów córki i wykorzystywania płciowego. Część z tych czynów miała miejsce przed ukończeniem przez dziewczynę 14 lat. Inne zarzuty to groźby karalne i bezpodstawne pozbawienie wolności. Chodzi tu o zdarzenie, gdy Krzysztof B. ze swoim kuzynem wtargnęli do narzeczonego Alicji, u którego się ukryła. Wymachując siekierą, ojciec wciągnął ją do samochodu i wywiózł do swojej matki, mieszkającej w innej wsi. W związku z tym zarzut bezpodstawnego pozbawienia wolności postawiono także wujowi Alicji, Januszowi B. Przyznał się on do winy. Grozi mu do pięciu lat więzienia. Ma zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej i kontaktowania się z nią.
Prokuratura w Siemiatyczach nie pozwoliła na ujawnienie danych i wizerunku Krzysztofa B. Jak uzasadniono, mogłoby to wyrządzić krzywdę rodzinie, ze względu na możliwość identyfikacji.
Alicja z matką i 11-letnim bratem przebywają obecnie w ośrodku policyjnym, gdzie zostały umieszczone, aby mogły w spokoju dojść do siebie. Bez przerwy bowiem byli nękani przez dziennikarzy.
Teresa B. została przesłuchana w charakterze świadka. Pojawia się coraz więcej opinii, że powinna ponieść konsekwencje, bo przez sześć lat nie zrobiła nic, żeby przerwać ten koszmar i pomóc córce. - Przeanalizujemy jeszcze raz materiał i jeżeli zajdzie potrzeba, skierujemy sprawę do sądu rodzinnego i nieletnich - powiedział prokurator rejonowy w Siemiatyczach Mirosław Żoch.

Więc milczała. Córka też. I godziły się na ten horror. Gwałty, dwie ciąże, dwoje dzieci z kazirodczego związku i tajemnica podtrzymywana ciągłym strachem. Trwało to ponad sześć lat.

Zagroził, że zabije, jak powiedzą. Jest moja, mam do niej prawo, mówił o córce. Kobiety od tego są.

Patrzę na Teresę B. Ma 43 lata. Normalna kobieta. Ale czy normalna matka?

Szok i niedowierzanie. Współczucie i oburzenie

Jest wtorek. Drugi dzień, od kiedy ta szokująca wiadomość obiegła Polskę. 45-letni Krzysztof B. jest w areszcie w Hajnówce.

W Grodzisku, małej gminnej wsi koło Siemiatycz, pełno dziennikarzy. Wozy transmisyjne ustawione na wprost domu Teresy i Krzysztofa B. "Polski Fritzl" - rozpisuje się już nawet prasa zachodnia. Gazety porównują historię do tej ujawnionej w kwietniu w Austrii - mężczyzna więził w piwnicy swoją córkę i miał z nią siedmioro dzieci.

W Grodzisku wszyscy w szoku. Współczują dziewczynie. Nie dowierzają. Bo widzieli, jak chodziła po ulicy, do kościoła, do sklepu. I sama, i z matką. Trochę smutna, ale czy każdy musi się od razu śmiać? On też, wydawało się, jak człowiek. Ani pił, ani się awanturował. Przyjeżdżał, żona otwierała bramę. I takie piekło pod dachem?

Sodoma i Gomora!

- Oni nie są stąd. Przyjechali tu spod Wrocławia, dwa lata temu - tłumaczą mieszkańcy Grodziska, jakby to miało znaczenie. Ale w ten sposób chcą się odciąć od tej ponurej historii, bo u nich w okolicy takich rzeczy nie było. To przechodzi ludzkie pojęcie, żeby ojciec córkę, na oczach matki? A ona nic nie zrobiła? Nie broniła jej?

Nie upijał się. Robił to na trzeźwo

Teresa B. oprowadza po mieszkaniu. - Tu nasza sypialnia - pokazuje. - Tam - za drzwiami - pokoik córki. To właściwie korytarzyk od ulicy, ale mąż urządził, żeby miała oddzielny kącik. Lustro na ścianie, półeczka, w rogu szafa. Wersalkę, na której spała, teraz przeniosły do kuchni, bo córka chciała się stamtąd wynieść. Odrzucało ją od tego miejsca. Za kuchnią pokój Janka. To brat Ali, ma jedenaście lat. Chodzi do piątej klasy. Jest teraz w szkole. Co chwila dzwoni komórka. Pewnie wychowawczyni. Umówiły się, że Teresa przyjdzie po niego, ale jak ma wyjść, kiedy dziennikarze czają się na każdym kroku?

21-letniej Alicji nie ma w domu. Jest w Siemiatyczach, pod opieką psychologa. Nie wiadomo, kiedy wróci. Przeżywa to bardzo. Jak się z tego otrząśnie? Matka nie wie. Na pewno zechce sobie ułożyć życie. Jest przecież jeszcze młoda. Ona jej pomoże, oczywiście na ile będzie mogła. Teresa B. mówi spokojnie, jakby dotyczyło to kogoś obcego. Nie płacze, nie krzyczy, nie wyzywa męża. Jaki był? Normalny. Nawet za wiele nie pił. Na święta, przy większej okazji.

- Z córką te rzeczy robił na trzeźwo - dodaje. - Pewnie, że wiedziałam. Ale co ja mogłam? Nic nie mogłam. A kto by mi pomógł? Sama byłam, z małym dzieckiem. Sąsiedzi do nas nie przychodzili, on zabronił mi wszelkich kontaktów.

Zaczął ujawniać swoje skłonności, kiedy Ala miała 14 lat i dorastała. Podskubywał, poklepywał ją po tyłku, brał na kolana. Przytulał.

- Normalne to nie było - kręci głową Teresa B. - Siedzimy przy stole, jemy śniadanie, obiad, a on od niej wzroku nie może oderwać. Patrzył na córkę lubieżnie, pożądliwie. Początkowo krył się z tym. Jak próbowałam rozmawiać z nim na ten temat, zbywał mnie. To moja córka, czego się czepiasz, mam do niej prawo, odpowiadał. I zaczął gwałcić.

- Najpierw nie wiedziałam o tym, bo jak mieszkaliśmy pod Wrocławiem, to pokój córki był na górze - tłumaczy się Teresa B. - Ala jednak zaczęła się skarżyć, że ojciec robi "to" z nią. Tak określała. Płakała. Znalazłam jej pamiętnik. Opisywała tam wszystko. Byłam wstrząśnięta. Pokazałam mężowi. Zaprzeczył, zrobił mi awanturę. Pobił. Pamiętnik zniszczył. I dalej robił swoje. No i Ala zaszła w ciążę. No z nim, z kim innym? Powiedziała mi od razu, że z ojcem. Nie chciała jednak, żeby to ujawniać. Wstydziła się. Bo jak to? Z własnym ojcem? Pod ziemię trzeba by się zapaść. Ale przede wszystkim bała się - podkreśla Teresa. - On ją szantażował. Miała wtedy 17 lat. Skończyła gimnazjum. Nie poszła do szkoły średniej. Ojciec zabronił, ma siedzieć w domu i koniec. Zresztą słabo się uczyła, to i jej samej nie zależało.

- Ja? Nie miałam nic do powiedzenia - kwituje Teresa.

Kazał rodzić dzieci i zostawiać w szpitalu

W 2005 roku Alicja B. urodziła syna. Lekarzowi powiedziała, że ojciec jest nieznany i ona nie chce dziecka. Zostawia je w szpitalu. Ojciec tak kazał jej mówić. Nikt o nic więcej nie dopytywał. Gdyby ktoś wtedy bliżej się zainteresował, że nieletnia matka, dlaczego się nie uczy, może by się złamała i wyjawiła wszystko? Teresa nie wie. Wtedy jednak pojechała razem z mężem do szpitala i oboje podpisali dokumenty w imieniu córki o zrzeczeniu się praw rodzicielskich.

Co czuła jako matka? Żona? Jak mogła to wszystko znieść? Pytania cisną się jedno po drugim.

Teresa B. wzrusza ramionami. - A co ja mogłam? Ja się bałam również - na chwilę podnosi głos. A potem dalej ze spokojem opowiada, że jak tylko córka doszła do siebie po porodzie, to mąż znowu zaczął chodzić do jej pokoju. Bywało, że i dwa razy na tydzień. Wieczorami. Mówił, że chce u córki posłuchać muzyki, żeby się zrelaksować po całym dniu pracy. Zamykał drzwi na klucz, wyjmował klamkę. A mnie kazał oglądać telewizję. Więc nie wchodziłam tam. Zagroził, że nas zabije, jak powiemy. Kobiety od tego są, żeby rodziły dzieci, mówił.

Dwa lata temu przenieśli się do Grodziska. Może Krzysztof B. obawiał się, że prawda wyjdzie na wierzch? Teresa potakuje. Mąż prowadził warsztat samochodowy, miał dużo klientów, przyjeżdżali z Wrocławia, bo brał taniej.

- Może kto co przygadał? - zastanawia się. - Wyjeżdżamy, powiedział któregoś dnia. Chcę być bliżej rodziny. Pochodzi z tych okolic. Za Grodziskiem mieszka jego matka.
Kupił drewniany domek stojący na uboczu wsi. Jego relacje z córką nie zmieniły się jednak. Dwa lata temu Alicja urodziła drugiego syna. Już tutaj, w szpitalu w Siemiatyczach. Wersja dla lekarzy była taka sama, jak poprzednio. Niechciana ciąża, dziecka się zrzeka. I znowu ojciec jej towarzyszył.

A dzieci? Teresa nie ma wątpliwości. - Ala nie chciałaby ich wychowywać. Przypominałyby o krzywdzie, którą nam zrobił. Nie interesowała się, gdzie trafiły. Dla niej to zbyt bolesne przeżycie. Jak wyrzut sumienia. Nigdy nie wspomniała słowem, czy widziała je po porodzie, jakie były. Od razu powiedziała, że zostawia.

Powiecie, to zabiję. Cały czas groził i szantażował

Więc dlaczego nie reagowała? To pytanie można powtarzać bez końca. Teresa nie potrafi odpowiedzieć. Powtarza jedno w kółko: bo się bała.

- A co ja mogłam? Kiedy zapytałam córkę, czy chce to ujawnić, to ona, że nie, nigdy w życiu. Ojciec ją straszył. Zresztą mnie też. Nieraz uderzył. Wystarczyło, że się sprzeciwiłam. Groził, że stracimy życie. Bo to on jest górą. Nikt mu nic nie zrobi.
Janek o niczym nie wiedział. Całe szczęście, on chłopczyk, za mały jest. Nie zdawał sobie sprawy, dopiero teraz wyczuł, że coś złego dzieje się w domu. Zrobił się agresywny. Popsuł komputer, celowo zniszczył, żeby zwrócić na siebie uwagę - Teresa rozumie synka. Dyrektorce powiedział: Wie pani, ja już nie mam taty, poszedł do innej kobiety. Ojciec był dla niego wszystkim. Przepadał za nim.
Teresa wtrąca te opowieści, bo chce wytłumaczyć sama przed sobą, dlaczego tak długo skrywała tę straszną prawdę. Jest jedynaczką. Rodzice ją adoptowali, byli dla niej bardzo dobrzy, dbali, szczególnie ojciec ją kochał. Broń Boże, tak jak jej mąż córkę Alę. Zmarli jednak wcześnie, tata, gdy miała 17 lat, mama w 1993 roku. Nie ma bliskich krewnych. Nie pracowała. Dom utrzymywał mąż. Była od niego całkowicie uzależniona. Nie mogła się sprzeciwić.

- Gdzie bym poszła z dziećmi, co bym zrobiła? - rozkłada bezradnie ręce. - On na wspomnienie o rozwodzie rzucał się do bicia. Wyzywał od najgorszych. I mnie i córkę. Serce bolało, ale dla spokoju znosiłam wszystko. Żeby mieć dom, rodzinę.

- Przecież musieliśmy jakoś żyć - patrzy przed siebie. - Dlatego nigdzie nie poszłam, do nikogo nic nie mówiłam. Teraz bardzo żałuję. Bo powinnam od razu zawiadomić policję, nie czekać tak długo.

Bałam się, że tak już będziemy żyć zawsze. W tym zwyrodnieniu

Tego roku wydawało się, że już koniec. Bała się, że prawda nigdy nie wyjdzie. I będą tak żyć zawsze. W tym strachu, w zwyrodnieniu. - Bo to było zwyrodnienie, dzisiaj to widzę - mówi Teresa.

W styczniu mąż wyjechał do Belgii. Miał ją też zabrać, żeby zarobić na wykończenie domu. Ale przyjechał na Wielkanoc i powiedział, że zmienił zdanie. Pojedzie z nim córka. Ona się lepiej nada do pracy.

- Ja wiedziałam, o co jemu chodzi. Chce mieć ją tam dla siebie. Tak, jak tutaj. Ja już jako żona się nie liczyłam. On zresztą nie krył, że woli młodsze. Córka? Jemu to nie przeszkadzało. Traktował jak coś normalnego.

Alicja nie chciała wyjeżdżać z ojcem. On jednak siłą na niej wymusił wyjazd. Ale długo z nim nie była. W lipcu wróciła do domu. Poznała chłopaka, skryła się u niego w Mierzynówce, to wieś obok. Ojciec jednak tam ją dopadł.

- Przyjechał w nocy z dwoma kuzynami - opowiada Teresa B. - Miał siekierę. Zastraszył tego chłopaka. Kazał Ali jechać do domu. Że niby tylko porozmawiają, wyjaśnią sobie wszystko i da jej spokój. Ona uwierzyła. I wtedy on ją wywiózł do swojej matki, do Rzewuszek. Naopowiadał, że chodzi, gdzie chce, puszczalska jest. Znowu postara się o dzieciaka. Musi jej pilnować, bo się zmarnuje. Córce udało się stamtąd uciec.

- I dopiero wtedy - wzdycha ciężko Teresa B. - Ala się zgodziła iść na policję.
Poszły obie. Bo jego już wtedy nie było w domu. - Ukrywał się - tłumaczy. - Po najeździe na dom tego chłopaka w Mierzynówce on już czuł, że będzie go ścigać policja. A my poczułyśmy się nareszcie wolne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny