Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co to za czort świeci w żarówce?

Jerzy Sołub
Okres międzywojenny. Na ulicach widzimy już lampy elektryczne.
Okres międzywojenny. Na ulicach widzimy już lampy elektryczne. Fot. Ze zbiorów Muzeum w Bielsku Podlaskim
Akcja "Kuriera Bielskiego" . Dziś w cyklu "Ocalmy obraz dawnego miasta" wspominamy początki elektryfikacji Bielska

Żarówka. Niby prozaiczna rzecz, a tak wiele zmieniła w życiu człowieka. Od chwili jej wynalezienia przez Tomasza Edisona minęło 128 lat. W tym czasie wynalazek Amerykanina stał się na tyle powszechny, że już nie wzbudza w nas większych emocji.

O jego znaczeniu przypominamy sobie dopiero w takich sytuacjach, jak te sprzed kilku dni. Na skutek silnych wiatrów zostało zerwanych część linii energetycznych, a wielu mieszkańców naszego regionu długo pozostawała bez prądu. Wtedy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak wyglądałoby nasze życie bez elektryczności.

Powstanie Elektrowni

Bielszczanie szybko dostrzegli dobre strony elektryfikacji. Już w 1924 roku przy ulicy 11 Listopada powstała pierwsza w mieście Elektrownia - spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Od tego czasu w Bielsku zaczęła się tworzyć nowa jakość życia. Dzięki prądowi nie tylko wydłużył się dzień, a ulice miasta rozświetlał do późnej nocy blask żarówek. Można było korzystać z innego wynalazku, jakim było radio!

I mimo że Elektrownia była jedynym dostawcą prądu w mieście i dyktowała wysokie ceny za podłączenie, to chętnych nie brakowało. Dowodem niech będzie fakt, że przed wybuchem wojny na bielskich ulicach było ponad 200 lamp elektrycznych.

Jednak jeszcze sporo czasu minęło, zanim ludzie zaufali elektryczności. Wielu twierdziło nawet, że to wynalazek diabła.

Elektryfikacja miasta

O tym, jak wyglądała elektryfikacja Bielska w okresie międzywojennym możemy dowiedzieć się ze wspomnień nieżyjącego już Ernesta Guzowskiego. Czytamy, że w 1934 roku po domach chodzili agenci elektrowni i oferowali instalowanie światła elektrycznego.

Guzowski pisze, jak do domu jego dziadka przyszli panowie z elektrowni i proponowali podłączenie do prądu za piętnaście złotych. I tu pojawiło się pytanie, które zapewne wielu bielszczan sobie zadawało: zakładać, czy zostać przy lampie naftowej? Dziadek pana Ernesta zgodził się na elektryfikację i był z tego zadowolony, o czym świadczyła jego relacja: "Zapałek po ciemku szukać nie trzeba. Nafta nie śmierdzi. Przekręcisz - pstryk! W chacie widno, igły z podłogi zbierać można."

Jednak pewna nieufność do elektryczności w dalszym ciągu była. Niektórzy ciągle nie dowierzali i zadawali sobie pytanie, czy to oby na pewno nie wynalazek diabła? Czytamy dalej we wspomnieniach: "Powiedz, co za czort świeci w żarówce? Wyobraź sobie, chciałem zobaczyć, co tam siedzi w oprawce, że żarówka świeci. Wykręciłem żarówkę, patrzę od spodu - nic nie ma. Wsadziłem palec w oprawkę, żeby wyczuć co tam jest. Jak nie rąbnie!"

Dziś wynalazek Edisona nie wzbudza już takich emocji. No, chyba że żarówka przestaje świecić i to w najmniej odpowiedniej chwili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny