Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chodzi o to, żeby wreszcie żyć na trzeźwo

Piotr Czaban [email protected] tel. 085 710 18 19
Przez kilkanaście lat nie wierzyłem, że jestem alkoholikiem - zaczyna swoją historię Paweł
Przez kilkanaście lat nie wierzyłem, że jestem alkoholikiem - zaczyna swoją historię Paweł
Obecność we wspólnocie AA przewróciła moje życie do góry nogami - mówi Józef Nowak.

Pokój zwierzeń, tak jest nazywane niewielkie pomieszczenie w piwnicy przedszkola przy ulicy Polnej. Tutaj rozmawiają o swoich problemach ci, którzy nie chcą o tym samym mówić na mityngu. Przed wszystkimi.

Pośrodku pokoju stół, obok kilka foteli. Na ścianie zawieszone obrazy, które mają imitować widok z okna:

- To dlatego żeby było bardziej kolorowo - wyjaśnia Paweł Zdanowicz.

Siadamy na tych fotelach razem z Pawłem i Józefem. Powody, dla których trafili do społeczności byłych alkoholików są podobne - kłopoty w rodzinie, pracy, w środowisku, z którego pochodzą.

- Nie znam tu osoby, która tu sama dobrowolnie przyszła - twierdzi Józef.
Za to zna tych, którym mityngi anonimowych alkoholików pomogły w skończeniu z piciem. Jednak nie wszystkim to się udaje.

Ważne, że ktoś coś robi

- W naszym programie nigdzie nie jest napisane, że mam mieć sto procent pewności, że będę trzeźwy. I nikt u nas nie mówi, że to jest najlepszy sposób. Dla mnie ważne jest, że ktoś coś robi. Jednym pomagają przysięgi, drugim jakieś wszywki. Ja tego nie praktykowałem, chociaż na Antycolu byłem przez rok, ale się męczyłem. A potem chlałem. Po prostu. Tutaj nie chcę chlać - szczerze i bez ogródek przyznaje Józef. - Ja to robię przede wszystkim sobie. Żony już nie mam, bo zmarła i pewnie to ogląda z góry. Ja tu się uczę żyć. Nie przychodzę, żeby napić się tu kawy, żeby komuś się podobać. Ja tu przychodzę słuchać. Nie wszystko do mnie dociera, ale pewne rzeczy wyłapuję. Na mityngach każdy mówi o sobie. Nikt nie ma prawa udzielać rad, przerywać. Po prostu jeden mówi, wszyscy słuchają.
Jak mówi, w danej sprawie może wypowiadać się tylko wtedy, jeżeli miał taki sam problem i sam sobie z nim poradził.

- To są nasze tradycje. Do nas może przyjść nawet alkoholik pod wpływem alkoholu i nikt go nie wygoni. Oby tylko nie zabierał głosu i nie przeszkadzał w mityngu - dodaje Józef.

Józef wciągnął się w życie AA, podobnie jak kiedyś w nałóg. Przez dwa lata nie opuścił żadnego spotkania. Raz mu się zdarzyło, że zamiast w Supraślu pojawił się na mityngu w sąsiedniej miejscowości.

Różnica między stanem upojenia a trzeźwościa

- Koledzy zaniepokojeni wydzwaniali do mnie. Pytali, co się ze mną dzieje. Wcześniej im mówiłem, że mnie nie będzie. No, ale byli przyzwyczajeni do tego, że zawsze jestem - Józef tłumaczy zachowanie kolegów. - Bali się o mnie. Poczułem, że oni o mnie się martwią.

W lutym minęły dwa lata od kiedy ostatni raz pił alkohol. Wcześniej też udawało mu się na jakiś czas odstawiać kieliszek.

- Różnica pomiędzy stanem upojenia a trzeźwością jest diametralna - co do tego Józef nie ma wątpliwości. - Zanim jednak trafiłem do grupy "Jutrzenka" w Supraślu, trzeźwiałem dla kogoś, nigdy dla siebie. Kierowcą byłem, żona mi kazała. Jednak zawsze wiedziałem, że wcześniej czy później będę chlał. Jestem uparty i zawsze czekałem, kiedy skończy się ten okres trzeźwości, a nawet trochę dłużej. Później szedłem już na całość. Nie było zlituj się.

Doszedł już do takiego momentu, że ja w ogóle sobie bez alkoholu nie radził. Nawet nic złego nie dał rady zrobić. I widząc kolegów z AA, bo znał kilku, pytał ich, co tam robią na swoich spotkaniach. Trzy lata tak pytał. Nie chcieli odpowiadać.

Grupa, która jeździ

- Mówili "Przyjdź, krzesło czeka. Zobaczysz. Spodoba się, zostaniesz, a nie, to pójdziesz". Terapeutka mnie w końcu wprowadziła. Kawę mi tam zrobili, poklepali po ramieniu. Dostałem tyle ciepła. Siedziałem skruszony. Nic nie rozumiałem, co czytają. Nic do mnie nie docierało. Ale intensywnie chodziłem. Zacząłem jeździć po grupach. Mamy taką grupę w Supraślu, która ma auta. Jeździmy czy to do Sokółki, czy do Czarnej Białostockiej, Wasilkowa albo Michałowa. Ostatnio byłem w Boćkach, gdzie powstaje nowa grupa. Czterdziestu nas było. Coś się dzieje. Jest fajnie - zapewnia mężczyzna.

Paweł potwierdza regułę, że alkoholik o swoim problemie z nałogiem dowiaduje się ostatni. Przed nim są żona, dzieci, znajomi.

- Przez kilkanaście lat nie wierzyłem, że jestem alkoholikiem - zaczyna swoją historię Paweł. - Nie dlatego, że nie chciałem. Upewniała mnie w tym przysięga. Wydawałoby się, że to wspaniała rzecz. Nie. Kilkakrotnie składałem przysięgę. I w jakiś sposób udawało mi się jej dotrzymać i nie pić. A zatem stać mnie było, żeby nie pić i to mi dodawało mi jakiejś siły i odwagi, że ja mogę nie pić. Tylko jaki z tego pożytek był dla mojej rodziny? Po miesiącu, dwóch miała dość tej mojej tak zwanej abstynencji. W takich sytuacjach składa się problem na przysięgę albo, w innym przypadku, tabletkę.

Nic się ze sobą nie robi

W domu, pracy czy w środowisku lokalnym wytwarza się taki "sajgon emocjonalny".

- Emocje mną szarpią, a ja z nimi nie mogę sobie poradzić. Natomiast na mityngach ja mogę te emocje rozładować poprzez moje wypowiedzi czy słuchanie innych. Bardzo ważne jest też nauczyć się rozpoznawać te emocje. To pozwala nie tylko nie pić, ale też żyć na trzeźwo. To są takie dwie, wydawałoby się, podobne rzeczy, a jednak się różnią - podsumowuje Paweł.

Przysięga mijała, a on wciąż był trzeźwy.

- Jeszcze próbowałem udowodnić sobie i innym, że potrafię nie pić. Tylko, że ja sobie już podświadomie przygotowałem emocjonalnie całą tę otoczkę wokół siebie, te piekiełko, które zaczynało wzrastać. Po jakimś okresie ta atmosfera taka już była, że nie pozostawało mi już nic innego tylko się napić - spokojne wspomina ten okres Paweł. - Rzadko wtedy objawiało się fizyczne łaknienie picia. Ale te emocje...

Fachowcy nazywają to piciem na sucho. Na początku jeden kieliszek, dwa albo piwo. Oczywiście następuje wtedy jakaś obawa. Czy się upije? Co będzie? Starał się przetrwać do wieczora. I rzeczywiście, udało się. Nie upił się.

- Aha, pomyślałem sobie, to znaczy się dobrze jest. Jutro próbuję z dwoma piwami. Ten sam numer. I tak to idzie przez parę dni. Ale dawka już się zwiększa. Tego już nie zauważam. Widzę tylko, że mogę to w pewnym momencie jeszcze odstawić. Wszyscy dookoła widzą, oprócz mnie, że ja już za dużo piję - analizuje swoje wcześniejsze zachowanie Paweł. - W moim przypadku, te zaległości, kiedy nie piłem, starałem się później nadrobić z podwojoną, potrojoną siłą. W tym moim piekle byłem już tak zwanym żywym trupem. Delirium, omamy, zwidy. Fizycznie nie miałem już żadnych szans. Po ciągu kilkumiesięcznym byłem zbyt słaby, żeby ustać na nogach.

I jakoś tak stał się cud

- Powiem coś, co dla mnie było niewytłumaczalne - kontynuuje opowieść Paweł. - W mojej firmie pracowały osoby, których ja nie lubiłem i one wiedziały o tym, bo często im to okazywałem. Nawet gdyby ode mnie zależało ratowanie ich życia lub zdrowia, to raczej by się tego nie doczekały. Te trzy osoby przyjechały do mnie w pewien poniedziałek dwoma samochodami. Ja siedziałem i kombinowałem, skąd by tu skombinować alkohol. Te osoby przyjechały, bo od czwartku próbowały mnie zlokalizować. Załatwiły mi miejsce w Choroszczy i przygotowały mi wszystko, co jest niezbędne pacjentowi: piżama, kapcie, szlafrok, maszynkę do golenia, kawa, herbata, żetony do telefonu, papierosy...

Jak wyjaśnia , wydawałoby się, że to były dla niego osoby obce. Bo jaki miały w tym interes żeby mu pomagać? Żeby chcieć?

- Gdzieś coś takiego nastąpiło, że Pan Bóg postawił tych ludzi na mojej drodze. I zawieźli mnie do szpitala. Ba, odwiedzali mnie tam systematycznie prawie codziennie. Wodę mi przywozili, jedzenie, konserwy. I nie mogłem tego zrozumieć. To jedna z tych boskich ingerencji, których w moim życiu, w życiu mojej rodziny było wiele - zamyka swą opowieść nasz rozmówca.

PS. Imiona i nazwiska bohaterów artykułu zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny