Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok uczy się grać. Pierwsza szkoła muzyczna

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Ludomir Chmielewski w karykaturze Józefa Blicharskiego. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego  w Białymstoku.
Ludomir Chmielewski w karykaturze Józefa Blicharskiego. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Pierwszą szkołę muzyczną w Białymstoku założył w połowie 1918 r. Ludomir Chmielewski. Pisano wówczas, że powstawała w warunkach trudnych, bo w czasach okupacji niemieckiej przy usilnej pracy panów Chmielewskiego i Szymulskiego.

Czerwiec to czas corocznych egzaminów i popisów uczniów szkół muzycznych. W Białymstoku najwięcej gam, etiud, sonat rozbrzmiewa w szkole przy Podleśnej. Czasem przyszli wirtuozi muszą konkurować z perkusyjnym rytmem młotów pneumatycznych i betoniarek. Tuż za oknami bowiem pełną parą idzie budowa nowej szkoły. Aby grać przy takim akompaniamencie, to trzeba wykazać się nie lada determinacją. No, ale może będą z tego przyszłe Zimmermany, Kulki, a może i Maksymiuki? Ale póki co zajrzyjmy do historii.

Pierwszą szkołę muzyczną w Białymstoku założył w połowie 1918 roku Ludomir Chmielewski. Pisano wówczas, że powstawała "w warunkach trudnych, bo w czasach okupacji niemieckiej przy usilnej pracy pp. Chmielewskiego i Szymulskiego". Ten pierwszy był znanym, doświadczonym muzykiem. Od kilku lat dawał prywatne lekcje gry na fortepianie, ale białostoczanie przede wszystkim znali go jako organistę miejscowej fary.

Już po odzyskaniu niepodległości, jesienią 1919 roku, Chmielewski objął klasę muzyki w nowo otwartym seminarium nauczycielskim. Tu, wraz z Józefem Blicharskim, przez lata tworzył niezastąpiony duet, podejmujący się organizacji wielu wydarzeń artystycznych, z których szkoła ta słynęła.

Z kolei A. Szymulski był dobrym znajomym Chmielewskiego. Pracowali razem na rzecz białostockiego Towarzystwa Dobroczynnego. Żona Szymulskiego z powodzeniem organizowała dziecięce spektakle, które obaj panowie okraszali muzyką.

Szkoła muzyczna, którą obaj założyli mieściła się w kamienicy Ajzyka Horodiszcza przy Rynku Kościuszki 3. To znaczący w historii Białegostoku adres. Wystarczy wspomnieć, że mieściła się w niej prowadzona przez Chodorowskiego pierwsza polska księgarnia, w której nielegalnie sprzedawano książki o tematyce patriotycznej. Po Chodorowskim księgarnię tę prowadziła Jadwiga Klimkiewiczowa, postać niezwykle zasłużona dla polskości Białegostoku, córka Franciszka Glińskiego założyciela miejskiej biblioteki publicznej. Kolorytu kamienicy pod trójką dodawała też popularna cukiernia Andrejewa, chętnie odwiedzana przez białostoczan.

Już jednak w 1919 roku Chmielewski przeniósł szkołę na Kraszewskiego 21. Uczono w niej głównie gry na fortepianie. Wśród nauczycieli tego instrumentu byli dwaj założyciele. Wspomagali ich O. Grunert i Zofia Michałowska-Wolańska. Anonsowano ją jako "uczennicę profes. Michałowskiego i Leszetyckiego". To była znakomita rekomendacja. Obydwaj bowiem uchodzili za najlepszych znawców i odtwórców stylu chopinowskiego.

Wolańska wykorzystywała te koneksje umiejętnie. Udzielając od 1919 roku prywatnych lekcji w swoim mieszkaniu przy Św. Rocha 7, ogłaszała, że adeptów pianistyki uczy metodą Leszetyckiego. O tej metodzie złośliwi mówili, że jej wcale nie ma. Jednak jeden z uczniów Teodora Leszetyckiego pisał, że ten "zarzuciwszy dawno karierę koncertową wielkie swoje uzdolnienie pedagogiczne poświęca kształceniu młodych talentów. A liczba wirtuozów, jego uczniów ciągle wzrasta.

Prywatne lekcje Leszetyckiego należą do najbardziej zajmujących i kształcących, jakie mi się w życiu kiedykolwiek słyszeć zdarzyło". Takie też lekcje u wiekowego mistrza w Wiedniu, dzięki protekcji Aleksandra Michałowskiego, pobierała Zofia Wolańska. Brała się również za kompozycję. W 1920 roku do słów Stanisława Bełzy, tego od "Kto ty jesteś ? Polak mały", skomponowała "Hymn powrotu Śląska Górnego na Ojczyzny łono".

W szkole na Kraszewskiego uczono też śpiewu. Przedmiot ten prowadził Jachno i Płaczkowska. Z kolei klasę skrzypiec objął Cukierman. Ale chyba największą sensacją było zaangażowanie Kańskiego, opromienionego sławą "artysty moskiewskiego baletu", który w Białymstoku wprowadzał uczniów w tajniki "choreografii plastyki i tańców".

Zapowiedziano, że w programie nauczania tego przedmiotu zastosowana będzie szczególna, innowacyjna metoda "higiena w śpiewie - śpiew w higienie". Otwarciu szkoły w nowej siedzibie towarzyszył niezwykły, może nieco pompatyczny entuzjazm. Pisano więc, że "chwilę wolną od zajęć obowiązkowych łatwo spożytkować na muzykę i śpiew. Starajmy się więc umuzykalniać jak najbardziej, czego brak odczuwa się w Białymstoku bardzo. Niech rozbrzmiewają młodociane zespoły muzyki i pieśni. Pieśń towarzyszy wszędzie. Od kolebki do mogiły". I jako echo dopiero co zakończonej wojny dodawano, że "przy zbrodni tylko pieśń zanika". Tym pierwszym dniom nauki towarzyszyła nadzieja na wspólne budowanie niepodległego państwa. Wyrażano ją słowami, że "społem rozbrzmiewać będzie echo Waszych dźwięków i niejedną odda pomocy przysługę".

Białystok po latach niewoli i wojennej biedy łaknął normalnego życia. Muzyka była naturalną potrzebą. Każdy chciał się uczyć grać. W rubrykach ogłoszeń miejscowej prasy pojawiały się ogłoszenia o nowych kursach nauki. Były też i takie, które oferowały wzajemne świadczenie usług. Oto mieszkający przy Sienkiewicza 63 c jeden z członków rozgałęzionego rodu Wellerów ogłaszał, że "w zamian za lekcje języka Polskiego mogę udzielać gry na mandolinie, gitarze lub skrzypcach".

No cóż, grać można lepiej lub gorzej, ale mówić po polsku i na dodatek z wielkiej litery, to już było coś.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny