Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beksińscy. Anja Orthodox ostatnia rozmawiała z Tomkiem

Jerzy Doroszkiewicz
Magdalena Grzebałkowska - Beksińscy. Portret podwójny
Magdalena Grzebałkowska - Beksińscy. Portret podwójny
Otoczony kultem malarz samouk, który ginie z ręki syna swojego znajomego, tzw. złotej rączki i otoczony kultem prezenter muzyczny, który ginie z własnej ręki, choć przeżył katastrofę lotniczą - to mogłaby być sensacyjna historia albo scenariusz mrocznego thrillera. Jednak życie przerosło fantazję scenarzystów i stało się kanwą niezwykłej książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy portret podwójny".

Reporterka czyni wszystko, by swoich bohaterów poznać jak najlepiej. Choć przyznaje, że zarówno o ojcu jak i synu przed rozpoczęciem pracy nad książką słyszała niewiele. Ani nie była wielbicielką sennych fantasmagorii Zdzisława ani mrocznych audycji Tomasza. Może nawet nie wiedziała, że to Tomek miał monopol na tłumaczenie w Polsce filmów z Jamesem Bondem i skeczy Monty Pythona.

W licznych wywiadach Grzebałkowska przyznaje, że kiedy zagłębiła się w historię rodziny, ta w pewien sposób odebrała jej duszę, zmusiła do przyjazdu z Wybrzeża w Bieszczady i do pracy wśród ludzi, którzy rodzinę Beksińskich znali. I nie zmarnowała ani chwili. Czyż inaczej moglibyśmy się dowiedzieć, że ród Beksińskich miał w centrum Sanoka kamienicę, której część wynajmował na kasyno oficerskie opisane w powieści Haska "Przygody dobrego wojaka Szwejka'? Albo, że ich wielki dom z ogrodem, był wcześniej zakładem kotlarskim, z którego po II wojnie światowej narodziła się fabryka autobusów Autosan. Zresztą w tych zakładach przez czas jakiś Zdzisław Beksiński pracował, ale jego futurystyczne projekty nadwozi były skrupulatnie niszczone, podobnie prototypy autobusów i mikrobusów. Bo były za bardzo kapitalistyczne. A Beksiński za komunizmem nie przepadał. Do partii nigdy nie wstąpił, a kiedy wynosił z owego zakładu laski cyny, których potrzebował do lutowania swoich instalacji był wręcz dumny, że okrada fabrykę. Tak przynajmniej przedstawia to Grzebałkowska.

Oczywiście autorce udało się prześledzić niemal całe życie ostatnich pokoleń Beksińskich. Rodzice bardzo dbali o małego Zdzisława. Matka pieczołowicie przechowywała jego pierwsze rysunki, wykonane przez kilkulatka, a chłopak swoją przygodę z fotografowaniem zaczął paradoksalnie podczas II wojny światowej. I niewielu już pamięta, że od artystycznej fotografii Zdzisław Beksiński rozpoczynał swój trwający aż do dramatycznej śmierci związek ze sztuką. Jednak apodyktyczny ojciec nie pozwolił mu zostać filmowcem, a i sam nastoletni Zdzisław, jakby poddając się woli rodziców, wolał wybrać studia na architekturze niż na Akademii Sztuk Pięknych, do której także się dostał.

Po studiach, jak to w socjalizmie bywało zmuszony do pracy, coraz więcej uwagi poświęcał na poszukiwania środków artystycznej ekspresji. Podporządkowana całkowicie mężowi żona Zofia to trzecia, i najmniej badana przez autorkę książki, bohaterka tej frapującej historii. Oddana i pełna zaufania do wszelkich poczynań męża, cierpliwie pozująca do niezwykłych zdjęć - naga i spętana sznurem jak przysłowiowy baleron. A w międzyczasie, i jakby pod przymusem rodziny, na świat przychodzi ich jedyne dziecko - syn Tomasz. Po latach wszyscy wspominają, że jedyną zasadą w wychowaniu latorośli była zasada "Tomkowi wolno wszystko". Kiedy tylko przyszedł na świat, ojciec chował się w pracowni, coś lutował, lepił z gipsu, próbował pisać opowiadania. Kiedy Tomek nauczył się mówić, ojciec z miejsca zaczął traktować go jak dorosłego. I kiedy wreszcie Zdzisław Beksiński zostanie wyrzucony z fabryki autobusów postanawia zostać malarzem. Przez pół roku żyjąc z oszczędności uczy się tworzenia kolorów, szuka sposobów ekspresji, sam dochodzi do wszystkiego. I od tej chwili już nigdy nikt go nie zatrudni. Zaczyna malować. A Tomek dorasta w zupełnie niezwykłej atmosferze. Jego ojciec prowadzi notatnik dźwiękowy, w pewnym momencie nawet postanawia zostać twórcą muzyki konkretnej. Zaczyna kupować magnetofony, budować studio, a przy okazji namiętnie słucha muzyki. I tej poważnej, acz późniejszej niż barok i przede wszystkim rocka. Chce robić to tak głośno, by wręcz krew leciała z uszu. I jak tu się dziwić, że syn chce robić to samo. A nawet lepiej. Skoro nie maluje, to sam tworzy wyimaginowane okładki nieistniejących płyt, razem z ojcem kolekcjonują i nagrywają zachodnią muzykę, wreszcie Tomek w liceum zostaje twórcą audycji w radiowęźle. I z muzyką i radiem będzie związany aż do ostatnich dni.

Z książki możemy dowiedzieć się o ich sanockim domu, jako miejscu pielgrzymek innych artystów, wielbicieli twórczości i hipisów podróżujących w Bieszczady. O pewnym braku śmiałości artysty wobec gości, o trudnym stosunku z marszandami, o zmienności krytyków i wreszcie o wykorzystywaniu go przez ludzi, szczególnie po śmierci żony i jedynego syna.
Wiele osób może sięgnąć po tę książkę ze względu na postać Tomasza Beksińskiego. Miał on te szczęście, że swoją drogę radiową zaczynał w czasach, kiedy posiadanie płyt z nowościami nie było w Polsce codziennością, a większość kolekcjonerów muzyki zwyczajnie nagrywała ją z radia. A Tomek był jednym z prezenterów, którzy wywarli wpływ i ukształtowali gust muzyczny całego pokolenia. Co ciekawe, pierwszy raz w Programie 3 Polskiego Radia debiutował prezentując nagrania grupy Yazoo, pracował w Jedynce, Dwójce, Czwórce, by osiąść w nocnych audycjach w Trójce.

Autorce udało się porozmawiać z wieloma dziewczynami czy kochankami Beksińskiego. Wszystkie chciały zachować anonimowość, nawet ta, którą nazywał Nadkobietą i której kupił mieszkanie w tym samym bloku, w którym mieszkał - zresztą bardzo blisko rodziców. Nie miał szczęścia w miłości i być może mieć go nie mógł. Zdaniem wielu osób - był za bardzo skupiony na sobie, a kiedy się zakochiwał, zbyt szczery wobec wybranek. Wielokrotnie próbował odebrać sobie życie, choć paradoksalnie - przeżył katastrofę lotniczą i widział jak jedna z pasażerek dosłownie ginie na jego oczach, a on nie był w stanie jej pomóc. W dodatku - kochały go tłumy słuchaczy, był otoczony niemal kultem, a coraz młodsze słuchaczki stawały się jego kochankami. Najwięcej o ostatnich chwilach Tomka dowiadujemy się ze wstrząsającej relacji Anji Orthodox, wokalistki Closterkeller i przyjaciółki (nie kochanki), która prawdopodobnie jako ostatnia rozmawiała przez telefon z tracącym już świadomość Beksińskim. I kiedy czytamy, że i ona i ojciec Tomka zdecydowali, że trzeba pozwolić mu odejść, po prostu ciarki przechodzą po plecach. Ale może tak miało być.

Na pewno nie tak powinien wyglądać koniec Zdzisława Beksińskiego. Zadźgany finką przez syna znajomego , czyli owej "złotej rączki" jawi się bezsensowną ofiarą zezwierzęcenia.

"Beksińscy portret podwójny" to fascynująca lektura o życiu zupełnie niezwykłych ludzi. Wrażliwych, pełnych uczuć i pełnych osobistych przeżyć, które wywarły wpływ na całe ich życie i ich postawy. Ludzi, którzy prawdopodobnie mieli problemy z wyrażaniem i przeżywaniem miłości. Ale tym niech się zajmują specjaliści od grzebania w duszach. Zostały niezwykłe obrazy i pamięć po dziennikarzu, który jak nikt inny żył muzyką. Dziś już nie ma ani takiego radia, ani tacy ludzie nie mają raczej szansy pokazać siebie. Chyba, że gdzieś w internecie. Gdzie zresztą pamięć o obu panach ciągle żyje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny