Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Kępa mieszka bez prądu i bieżącej wody. Wkrótce straci swój barak

Julia Szypulska
Andrzej Kępa utrzymuje się ze skromnego zasiłku, czasem dorobi gdzieś dorywczo. Kiedyś był przedsiębiorcą.
Andrzej Kępa utrzymuje się ze skromnego zasiłku, czasem dorobi gdzieś dorywczo. Kiedyś był przedsiębiorcą. Wojciech Wojtkielewicz
Andrzej Kępa mieszka w fatalnych warunkach. Jego mieszkanie to barak. Ale teraz chcą mu i to zabrać. Mężczyznę czeka bezdomność

Jest doktorem prawa i germanistą. Przez ostatnie lata mieszkał w baraku, teraz musi się wyprowadzić.

- Ten człowiek został potraktowany przez urzędników jak śmieć - komentuje Eugeniusz Muszyc, działacz związkowy i społecznik z Białegostoku.

Historia zaczęła się wiele lat temu. Wtedy Andrzej Kępa mieszkał z rodziną w jednym z bloków przy ul. Swobodnej i wszedł w konflikt z władzami swojej spółdzielni mieszkaniowej. Doprowadził do usunięcia z funkcji sędziego wiceprezesa Sądu Okręgowego w Białymstoku za zasiadanie w radzie nadzorczej SM Bacieczki. Co ciekawe, w tej radzie nadzorczej był też prokurator - mimo ustawowego zakazu. Pięć lat temu Andrzej Kępa został wraz z rodziną eksmitowany z mieszkania spółdzielczego.

- Myślę, że chcieli mnie zniszczyć. Według spółdzielni miałem dług. Jednak nigdy nie dowiedziałem się, na jakiej podstawie go wyliczono - mówi. - Sędziowie też ich nie weryfikowali.

Ze Swobodnej trafił na Kawaleryjską. Wówczas stało tam dziesięć baraków, a w nich szemrane towarzystwo. Lata mijały, towarzystwo wykwaterowano, większość baraków zburzono, a pan Andrzej został. Żyje bez prądu i wody. Są tu tylko atrapy okien. I jedyny piec - gdyby nie on, zimą by zamarzł. A i tak chodził w mieszkaniu w czapce i polarze.

Z urzędnikami z Zarządu Mienia Komunalnego, który administruje budynkiem też nie może się dogadać. Jego barak jest przeznaczony do rozbiórki. Zaproponowano mu w zamian mieszkanie przy ul. Sukiennej. Obejrzał je, a następnego dnia przyjechał podpisać dokumenty. - Okazało się, że to już nieaktualne - mówi. - Urząd lokal dał, a potem zabrał.

Kolejne lokum było przy ul. Dojnowskiej.

- Nauczony doświadczeniem odebrałem je, ale było za małe jak na pięcioosobową rodzinę - opowiada. - Zgodnie z prawem, gdy eksmisja jest spowodowana wyburzeniem budynku przysługuje 10 mkw. na osobę, a nie 5.

Zrezygnował więc i znów zaczął walkę o przestrzeganie przepisów. W międzyczasie rozpadła się rodzina pana Andrzeja. Córki rozjechały się po świecie, żona też pracuje za granicą. A najnowsza decyzja miasta jest taka, że on ma się przenieść do noclegowni. Do końca czerwca. - Jestem umówiony na spotkanie z prezydentem. On jest władny żeby zmienić tę decyzję - ma nadzieję 65-latek. - Noclegownia to przecież tak, jakby wyrzucić na bruk.

Sytuacja białostoczanina poruszyła wiele osób.

- Urzędnicy popisują się, że chcą pomagać. Czy ktoś w tym 300-tysięcznym mieście poda pomocną dłoń temu człowiekowi? Przecież to nie jest żaden żul, tylko ktoś komu nie wyszło w życiu - mówi Eugeniusz Muszyc.

Inaczej sprawę widzą urzędnicy. Przypominają, że wyrok eksmisyjny zapadł już w 2012 roku, a potem w 2015. I wielokrotnie bezskutecznie nakłaniali Andrzeja Kępę do zabrania swoich rzeczy. - Lokalu też nie opuścił do dziś. Aby mu to ułatwić proponowano mu inny lokal, ale propozycję pozostawił bez odpowiedzi - informuje Katarzyna Ramotowska z biura prasowego białostockiego magistratu.

Niedawno powstał społeczny Komitet Obrony Andrzeja. Kto chciałby poznać jego historię i mu pomóc, może przyjść w najbliższą sobotę o godz. 16.30 do ogródka przy Cafe Esperanto na Rynku Kościuszki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny