Ambasador

Na to, by istniała rodzina, na to, by istniało państwo, jednostki te muszą posiadać swoje tajemnice. Nie mogłaby istnieć rodzina, gdyby kamery i mikrofony towarzyszyły jej członkom wszędzie. I to samo dotyczy państwa. Za "komuny" przynajmniej pod tym względem panował jakiś porządek. PRL była państwem ponurym - ale na pewno poważnym, a nie operetkowym. Niestety, Polska wchodzi do Wielkiej Rodziny Narodów D***kratycznych i nawet w tajnych kancelariach "Rządu" zaczyna panować d***kratyczny bałagan. Całkiem jak w USA. Albo i jeszcze gorzej. Na przykład sprawa nacisku zastępcy szefa ambasady USA p. Kennetha Hillasa na "nasz" tzw. "Rząd" jest stanowczo zbyt mocno nagłośniona. P. Hillas zasugerował, by p. Premier usunął z "Rządu" JE Romana Giertycha. Na co JE Anna Fotyga powinna wezwać JE Wiktora Asha i zasugerować Mu usunięcie Jego zastępcy. I po incydencie. Najlepiej skwitował to JE Radosław Sikorski; napisał o p. Hillasie: "Jak zawsze: bezczelny". I wzruszył, jak rozumiem, ramionami. Natomiast poważnym problemem jest co innego... Jak to się, do cholery, dzieje, że tego typu pisma wyciekają na zewnątrz? Nie mam pretensji do dziennikarzy, że to publikują. To, akurat, jest ich psim prawem, lecz mam pretensje do urzędników, którzy dopuścili do wycieku. Tu trzeba zrobić śledztwo i winnych nie tylko wywalić, ale wystąpić z oskarżeniem o spowodowanie szkód. Jak teraz ma się czuć JE Radosław Sikorski, gdy na przyjęciu spotka p. Kennetha Hillasa? Jakby taki urzędnik został skazany na zapłacenie 50.000 zł to na drugi raz nic by z biur "Rządu" nie wyciekało... Jeśli chcemy, by "nasz" tzw. Rząd był za granicą traktowany poważnie, sami musimy traktować go poważnie. A to oznacza bardzo wysokie grzywny za jego niepoważne potraktowanie.