Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwłoki za ścianą. Mieszkali z mumią 8 miesięcy. Dla renty

Sylwia BŁAWAT, współpraca Mirosław Rolak <a href= "http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/frontpage">www.echodnia.eu</b>
Ekipa policyjna przed pomieszczeniem w którym rodzina przetrzymywała zwłoki mężczyzna.
Ekipa policyjna przed pomieszczeniem w którym rodzina przetrzymywała zwłoki mężczyzna. fot.
Rodzina przez osiem miesięcy mieszkała ze zwłokami dziadka. Ciało leżało za ścianą, ale listonosz zostawiał rentę. Nowy odmówił wydania pieniędzy. Wtedy rodzina zgłosiła zaginięcie...

700 złotych renty dostawał 80-letni mieszkaniec podostrowieckiej miejscowości i to prawdopodobnie dla tej kwoty jego najbliżsi, zamiast go pochować, gdy zmarł, zwłoki schowali w domu. Tuż obok rozkładającego się ciała za ścianą żyli rodzice z czwórką dzieci, z których najmłodsze ma zaledwie dziewięć lat…

W niewielkim domu koło Ostrowca Świętokrzyskiego mieszkał 80-letni mężczyzna, jego 44-letnia córka z 51-letni mężem i czwórką dzieci: 9-, 11-, 13- i 17-letnim. Do rodziny policja nie zaglądała, bo i nie miała po co.

- Nie mieliśmy informacji o tym, że coś złego dzieje się w tej rodzinie. Nie było mowy o przemocy, ani o nadużywaniu alkoholu, niczym, co mogłoby wzbudzić niepokój - mówi podkomisarz Małgorzata Tkaczyk-Kłębek z biura prasowego świętokrzyskiej policji.

Najstarszy członek rodziny dostawał rentę - około 700 złotych. Jego córka dorabiała sobie gotując, na przykład na weselach i podobno była w tym bardzo dobra. Jej mąż pracował w kilkuhektarowym gospodarstwie rolnym. Z tego jakoś się utrzymywali, korzystając jeszcze z opieki pomocy społecznej.

- Zajmowaliśmy się rodziną córki 80-latka. Nigdy nie było tam alkoholu, sąsiedzi nigdy się nie skarżyli - opowiada kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej, w miejscowości, w której żyje rodzina. - Udzielaliśmy jej pomocy rzeczowej, finansowej, dzieci wyjeżdżały na kolonie. Ta pani często przychodziła do nas rozmawiać o swych problemach. Ma czwórkę dzieci, jedno z nich ma kłopoty z nauką. Ostatni raz widziałem się z nią we wtorek. Deklarowała wtedy chęć wzięcia udziału w szkoleniu, by zdobyć zawód kucharza małej gastronomii. Liczyła, że znajdzie dzięki temu jakąś pracę.

Pracownik Ośrodka Pomocy Społecznej po raz ostatni był w domu podopiecznej w październiku ubiegłego roku. Przeprowadzał wywiad środowiskowy. Zanotował, że wszystko jest w porządku…

- Ojciec tej pani mieszkał w osobnym pomieszczeniu z tyłu domu, korzystał z innego wejścia. Nasz pracownik nie miał potrzeby do niego zaglądać - przyznaje kierownik.

Awantury o rentę

Nikt, przynajmniej oficjalnie, nie podejrzewał, że coś złego mogło się tu wydarzyć, aż do minionego wtorku. Ale nim dojdziemy do wydarzeń z tego dnia, trzeba jeszcze opowiedzieć o tym, w jaki sposób 80-letniemu mężczyźnie dostarczano jego pieniądze. Robił to listonosz, pieniądze od wielu miesięcy przekazywał jednak nie starszemu panu, ale jego córce.

- Wszystko zgodnie z prawem. Według przepisów przy przekazach pieniężnych do wysokości 3300 złotych w przypadku nieobecności osoby, do której należą pieniądze, przekazuje się je osobie pełnoletniej mieszkającej razem z adresatem, jeśli ten nie zgłasza sprzeciwu - wyjaśnia Magdalena Serwicka, rzecznik prasowy Centrum Poczty Oddziału Regionalnego w Kielcach. I tak właśnie było w tym przypadku - pieniądze 80-latka od wielu miesięcy brała córka, starszy pan się nie sprzeciwiał i nikogo to nie dziwiło. Aż do wtorku. Tego bowiem dnia renty nie dostała.

- Kobieta nie poczekała, aż listonosz przyniesie pieniądze do domu, tylko zaczepiła go na ulicy i zażądała wypłacenia gotówki. Odmówił, bo nie miał prawa zrobić tego na ulicy. Wtedy poszła do naczelniczki urzędu pocztowego w tej miejscowości, ale i tu usłyszała sprzeciw - nie wypłacono jej gotówki, bo nie miała żadnego dokumentu, na przykład awiza, uprawniającego ją do tego - dodaje pani rzecznik.
Kolejne odmowy, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, kończyły się głośnymi awanturami. Aż wreszcie sprawa nie wypłacania pieniędzy trafiła do policji.

Poszukiwania "zaginionego"

Jeśli córka 80-latka myślała, że dzięki policji łatwo dostanie pieniądze, to była w błędzie. Policjanci najpierw postanowili sprawdzić, gdzie jest ich właściciel.

- Najpierw opowiadała, że jest chory, niedołężny, boi się ludzi, nikogo nie wpuszcza. Kiedy policjanci się uparli, by mimo to do niego zajrzeć, wówczas córka zaczęła im opowiadać coraz to inne wersje. Pierwsza z nich brzmiała tak: starszy pan kilka miesięcy wcześniej wyjechał do rodziny na Śląsk albo do województwa opolskiego - opowiadają policjanci. Sprawdzili to bardzo dokładnie. Dotarli do rodziny, która rzekomo miała gościć u siebie 80-latka - notabene w żadnym ze wskazanych przez córkę województw. W każdym razie tu go nie odnaleziono. Małego tego, policjanci usłyszeli od krewnego, że widział starszego pana ostatni raz cztery lata temu, a gościł go u siebie przed 15 laty!

- Wtedy córka mężczyzny powiedziała, że w takim razie starszy pan na pewno wyjechał do innej rodziny, tym razem do…Szwecji, ale zastrzegła, iż jeśli się okaże, że i tam go nie ma, wtedy złoży zawiadomienie o jego zaginięciu - mówi wysoki rangą oficer świętokrzyskiej policji. I rzeczywiście, tak się stało - 6 stycznia, a więc w dniu awantur o pieniądze, córka starszego pana powiadomiła policję, że zaginął. Twierdziła, iż z domu wyszedł i do dziś nie powrócił. Jako datę zaginięcia podała… 26 kwietnia 2008 roku!

Grobowiec za ścianą

Czujność policjantów wzmagała się z każdą nieścisłością, jaką raczyła ich kobieta. W środę postanowili przeszukać jej dom.

- Weszli do budynku. Sprawdzili kuchnię, przedpokój, jeden pokój, drugi. Nie znaleźli nic - wyjaśnia oficer. - Ale nie pasowała im jedna rzecz: kształt domu nie zgadzał się z rozkładem pomieszczeń, jaki widzieli. Zaczęli szukać jeszcze jednego. I znaleźli. Za kotarą ukryte były drzwi. Zabite gwoździami, poutykane szmatami. Gdy spytali domowników, co tam jest, ci odparli, że nieużywany schowek. Stróże prawa wyważyli drzwi. Obraz jaki zobaczyli, przypominał scenerię do filmu grozy - pajęczyny, bród, ciemność. A na łóżku pod stertą ciuchów zwłoki dorosłego mężczyzny. Ważyły zaledwie 15 kilogramów.

- To zmumifikowane szczątki 80-letniego mężczyzny. Ze wstępnych ustaleń wynika, że starszy pan nie żył od około ośmiu miesięcy. Prawdopodobnie zmarł z przyczyn naturalnych, ale to zweryfikuje sekcja zwłok - mówi podkomisarz Małgorzata Tkaczyk-Kłębek.

Odkrycie wstrząsnęło policjantami, nawet tymi, którym do tej pory się wydawało, że w swojej pracy widzieli już wszystko.

- Jak oni mogli mieszkać przez tyle miesięcy tuż obok rozkładających się zwłok? Z dziećmi? Jak im wytłumaczyli ten specyficzny, bardzo nieprzyjemny zapach towarzyszący rozkładowi ludzkiego ciała? Jak można nie pochować zmarłego po to tylko, by brać za niego pieniądze? - zastanawiali się.

Nikt nic nie wie...

W środowy wieczór dzieci mieszkającej tu pary trafiły do Domu Dziecka. 44-letnia córka mężczyzny i jej 51-letni mąż - do celi w komendzie policji. Kobieta pytana o ojca, milczała. Albo mówiła, że nic nie wie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny