Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Nikitorowicz: Używanie przycisku obecny jest wyrazem bumelanctwa

Tomasz Mikulicz [email protected] tel. 85 748 95
– Używanie przycisku "obecny“ jest zachowaniem asekuranckim i wyrazem bumelanctwa – mówi Zbigniew Nikitorowicz
– Używanie przycisku "obecny“ jest zachowaniem asekuranckim i wyrazem bumelanctwa – mówi Zbigniew Nikitorowicz
Obowiązek głosowania wynika logicznie z pełnienia funkcji radnego. Wciskanie przycisku "obecny“ jest polem do nadużyć. Zniekształca też wynik głosowania.

Jestem za, a nawet przeciw. To słynne powiedzonko prezydenta Lecha Wałęsy pasuje jak ulał do tego co się dzieje podczas głosowań w białostockiej radzie miasta. Radni głosują przy pomocy pilotów. Mogą przycisnąć "za“, "przeciw“ lub "wstrzymuję się“. Na pilocie jest jednak jeszcze jeden przycisk. Jeśli któryś radny go użyje, na tablicy pokazującej kto jak głosował pojawi się napis "obecny“. Oznacza to, że ktoś przebywa w sali, ale nie opowiada się ani "za“, ani "przeciw“, ani nawet "się wstrzymuje“.

Przygląda się jedynie głosowaniu. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że wyborca nie po to wybiera sobie przedstawiciela by ten się przyglądał (i jeszcze brał za to dietę).

Okazuje się, że w wielu przypadkach to przyglądanie się ma jednak swój cel. Kiedy pytamy o to Włodzimierza Kusaka, przewodniczącego rady miasta, ten się uśmiecha.

- Formalnie rzecz biorąc przycisk "obecny“ powinien być pomocny tylko i wyłącznie przy liczeniu kworum potrzebnego do podejmowania wiążących decyzji. Radny korzysta z tego przycisku gdy np. na chwilę wyszedł i wraca do sali obrad. Chce przez to poinformować przewodniczącego, że jest już obecny i można jego głos doliczyć do kworum. W praktyce przycisk ten służy jednak również do czego innego - mówi Włodzimierz Kusak.

Według niego niemal na każdej sesji zdarza się, że podczas głosowań ktoś wciśnie "obecny“. - Radni często stają przed trudnym dylematem. Wiadomo, że nie powinni kierować się tylko i wyłącznie interesem mieszkańców osiedli z których ich wybrano, ale też mieć na względzie dobro całego miasta. Często te dwie rzeczy stoją w sprzeczności. Radni wolą więc wyłączyć się z udziału w głosowaniu - opowiada przewodniczący.

Kolejnym przykładem jest sytuacja, w której podjęcie takiej a nie innej decyzji będzie miało wpływ na osobiste interesy danego radnego. Przykładowo, ktoś kupił ziemię na terenie, który po uchwale rady miejskiej stanie się działką nienadającą się do zabudowy. Radny, który chce być fair wobec innych osób zasiadających w radzie nie powinien więc głosować. Chociaż, z drugiej strony, zawsze może się wstrzymać.

- Czasami jednak głosy układają się w taki sposób, że wstrzymanie się jest opowiedzeniem się za którąś ze stron. Najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie bezwzględnej większości głosów. Jeśli jest wymagana, głosów "za“ musi być więcej niż "przeciw“ i "wstrzymujących się“ razem wziętych - tłumaczy Włodzimierz Kusak.

Faktem jest jednak, że bezwzględna większość jest wymagana bardzo rzadko - m.in. przy wyborze przewodniczącego rady miejskiej. Tymczasem radni używają przycisk "obecny“ w zgoła innych sytuacjach. Wmarcu 2012 roku podczas decydowania o - zgłoszonym przez mieszkańców - projekcie uchwały przeciwko klikaniu, głosu nie oddał Piotr Jankowski. Radny, który dziś jest członkiem klubu Białostoczanie 2014 należał wtedy do PO. Partia była przeciwna obywatelskiej uchwale. On miał inne zdanie i chciał zagłosować inaczej niż partyjni koledzy, ale - jak dziś twierdzi - pomylił się.

- Przyciski są bardzo blisko siebie. Pomyłki więc się zdarzają. Nie prosiłem przewodniczącego o powtórzenie głosowania, bo mój głos nic tak naprawdę by nie zmienił - twierdzi.

Gdy zwracamy mu uwagę, że takie tłumaczenie jest bardzo wygodne i wygląda to tak, że wcisnął "obecny“ by nie narazić się na partyjny ostracyzm, zaprzecza.

- Jeśli ktoś szuka sensacji to może przyjąć, że specjalnie wcisnąłem "obecny“. Jeśli zaś interesuje kogoś prawda, zrozumie że po prostu się pomyliłem - ucina Piotr Jankowski.

Do świadomego użycia "magicznego“ przycisku przyznaje się zaś jego klubowa koleżanka, Janina Czyżewska (wcześniej też należała do PO).

- Wcisnęłam "obecny“ bo nie zgadzałam się, by władze miasta sprzedały MPEC. Podczas głosowania obowiązywała dyscyplina partyjna. Użycie przycisku potraktowałam jako wyraz mojego sprzeciwu. Dostałam za to od partii naganę. Był to jeden z powodów opuszczenie przeze mnie szeregów Platformy - wspomina Janina Czyżewska.

O traktowaniu przycisku "obecny“ jako znaku protestu mówi też Rafał Rudnicki, przewodniczący klubu PiS w radzie miejskiej.

- Zdarza mi się go używać podczas głosowania nad porządkiem obrad. Nasz klub często zgłasza punkty, które uważa, że powinny być rozpatrzone. Jeśli nie znajduje to zrozumienia wśród większości radnych i proponowane przez nas punkty nie trafiają do porządku obrad, czasami wciskam przycisk "obecny“ - opowiada.

Kiedy zauważamy, że mógłby przecież zagłosować "przeciw“, tłumaczy że gdyby tak zrobił oznaczałoby to, że nie zgadza się na cały porządek obrad.

- A nad czymś przecież trzeba procedować. Nie zgadzam się tylko na to, że nie wprowadzono moich punktów, ale nie chcę jednocześnie powodować paraliżu prac rady miejskiej. Radni powinni zająć się pozostałymi sprawami, które nie są przedmiotem wniosku naszego klubu - tłumaczy Rafał Rudnicki.
Choć pobudki są różne, radni wciskają "obecny“ tak naprawdę z jednego powodu - bo mogą. Korzystają tym samym z tego, że nie da się ich zmusić do oddania głosu. Są w końcu wolnymi obywatelami. Do pełnienia mandatu można ich jedynie próbować "przekonać“. Chociażby za pomocą kar.

- Na przykład w Warszawie jest tak, że ten kto nie głosuje traci część diety. W naszym statucie kary są zaś przewidziane tylko za nieusprawiedliwioną nieobecność na sesji - przyznaje Włodzimierz Kusak.

Choć na razie nie było inicjatywy, by u nas również karać za niegłosowanie, ważniejsza jest chyba jednak zmiana mentalności niektórych radnych.

- Używanie przycisku "obecny“ jest zachowaniem asekuranckim i wyrazem bumelanctwa. Nie można przecież uciekać od podejmowania decyzji. Najlepiej byłoby wyłączyć możliwość używania takiej funkcji w pilocie. Chyba jednak nie da się tego zrobić ze względów technicznych - mówi Zbigniew Nikitorowicz, przewodniczący klubu PO w radzie miejskiej.

Potwierdza to Włodzimierz Kusak.

- Oznaczałoby to wyłączenie całego systemu elektronicznego i powrót do sytuacji sprzed 2008 roku, kiedy głosowało się tylko i wyłącznie poprzez podniesienie ręki. Problem z przyciskiem "obecny“ rozwiąże się wraz z przeniesieniem się rady miejskiej do nowej siedziby. Na pilotach będą tylko trzy opcje: za, przeciw oraz wstrzymuję się. Radny będzie zaś potwierdzał swoją obecność tak jak w Sejmie - za pomocą specjalnej karty - twierdzi Włodzimierz Kusak.

Nie zmienia to jednak faktu, że w dalszym ciągu będzie można uchylać się od głosowania. Radny włoży gdzie trzeba kartę i całe obrady przesiedzi np. nad laptopem. Na takim zachowaniu suchej nitki nie zostawia dr Sławomir Oliwniak, teoretyk państwa i prawa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

- To przecież absurd. Obowiązek głosowania wynika logicznie z pełnienia funkcji radnego. Wciskanie przycisku "obecny“ jest polem do nadużyć. Zniekształca też wynik głosowania - twierdzi.
Natomiast dr Piotr Sitniewski, prawnik z Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku uważa, że radny który podczas głosowań wciska przycisk "obecny“, a następnie nie oddaje głosu w głosowaniu, zachowuje się niepoważnie.

- Ustawa o samorządzie gminnym kwestii tych wprost nie reguluje. Rady miast w drodze wewnętrznych regulowań wprowadzają systemy obsługi głosowań zwane powszechnie e-rada. I bardzo często system głosowania elektronicznego przewiduje przycisk ,,obecny“ do sprawdzenia kworum, czyli sprawdzenia obecności - tłumaczy dr Sitniewski.

- Z formalnego punktu widzenia, mamy trzy możliwości głosowania: za, przeciw i wstrzymuje się. Sprawdzenie obecności poprzez naciśnięcie przycisku ,,obecny“ nie jest elementem głosowania. Jeżeli więc występuje dysproporcja pomiędzy obecnymi, a głosującymi zawsze powinno się brać pod uwagę liczbę faktycznie oddanych głosów, a nie tych, które wynikają z naciśnięcia przycisku ,,obecny“. Przycisk ten z formalnego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia, liczą się jedynie głosy oddane w akcie głosowania - tłumaczy.

Pamiętajmy, że w praktyce każdy głos (także ten nieoddany) ma znaczenie. W1993 roku przekonała się o tym premier Hanna Suchocka, której rząd upadł przez nieobecność na sali sejmowej jednego posła. Sejm uchwalił bowiem wotum nieufności wobec Rady Ministrów przewagą zaledwie jednego głosu. Inaczej by było, gdyby w głosowaniu brał udział poseł Zbigniew Dyka. Choć mówiło się o tym, że nie dotarł na salę obrad, bo był w tym czasie w toalecie, to parlamentarzysta tłumaczył, że miał problem z windą. Oby takich problemów, tyle że z pilotami, nie mieli nasi radni. I trzeba chyba tego życzyć nie tyle im, co nam - wyborcom. Nie po to przecież wybieramy swoich przedstawicieli, by nie zabierali głosu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny