Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakup kamienicy na Sienkiewicza to świetny interes

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Po  prawej stronie kamienica Cecylii Bermanowej w 1916 r.
Po prawej stronie kamienica Cecylii Bermanowej w 1916 r. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Taką kamienicę można zagospodarować na wiele sposobów. Pomieszczenia mieszkalne, lokale usługowe. Wszystko to generuje niemały zysk.

Około 1900 r. kamienicę na Mikołajewskiej (Sienkiewicza), pod 12, kupiła Cecylia Berman. To był świetny interes. Za rozległym, reprezentacyjnym frontem skryte były dwie piętrowe oficyny.

Przez wjezdną bramę, z ulicy, wchodziło się na wewnętrzne podwórze, tak zwaną studnię. Kamienica była przestronna i wygodna. W jej części Bermanowa urządziła czynszowe mieszkania. Upodobali je sobie lekarze. Mieszkał tu wzięty pediatra Jakub Bomasz, Jakub Gawze i Markus Wajnsberg. Ich sąsiadem był stomatolog Morduch Fajnemann. Ale najważniejsze były lokale od samej ulicy. To było świetne miejsce na rozmaite sklepy.

Najelegantszym był magazyn Samuela Kleckiego. Miał on wyłączność na sprzedaż obuwia renomowanej, petersburskiej firmy "Skorochod". Oprócz butów można było w nim kupić praktycznie wszystko co elegancji służyło. Były więc kapelusze, rękawiczki, szaliki, laski, parasole. W specjalnym dziale sprzedawano palta i "dzietskije kostiumy". A iluż białostoczan zaopatrywało się w 1001 drobiazgów, w sklepie z manufakturą Samuela Zacharji?

Wynajmowała też Bermanowa lokal przedstawicielstwu znanej na cały świat firmie Singer, która produkowała znakomite maszyny do szycia. W 1934 r. był tu nawet salon samochodowy firmy Brosexauto. Z nastaniem każdego dnia, aż do późnego wieczora ruch w sklepach pod dwunastką był duży.

W 1900 r. na piętrze, fotograficzne atelier otworzył Izrael Rendel. Lokal został specjalnie przygotowany. Był w nim szklany sufit, przez który do pracowni wpadało rozproszone światło dzienne. Wiadomo, że fotografia jest wyrafinowaną grą świateł. Dla osiągnięcia rozmaitych tonów czerni i szarości na suficie zamontowane były specjalne rolety. Dzięki nim Rendel osiągał efekty, których wielu mu zazdrościło. Fotografowało się u niego kilka pokoleń białostoczan.
W 1900 r. kamienica Bermanowej wpadła w oko Ablowi Kaufmanowi właścicielowi księgarni. Założył ją w 1893 r. Mieściła się w kamienicy Mosze Abrama Markusa po przeciwnej stronie ulicy. Gdy Markus rozpoczął jej przebudowę, to wówczas Kaufman spakował książki i wylądował właśnie u Bermanowej. I tak już zostało.

Po 1919 r. w księgarni tej tradycyjnie można było zaopatrzyć się w szkolne podręczniki. Ba, Kaufman za niewielką opłatą wymieniał stare na nowe, a stare po niższej, ale i tak po opłacalnej cenie sprzedawał dalej. Dziatwa szkolna była stałą jego klientelą. I tak się książkowy interes kręcił doskonale. Tym większym okazał się skandal, który wybuchł w marcu 1927 r.

Latorośl jednego z prominentnych pracowników Urzędu Wojewódzkiego udała się do księgarni. Dziecię kupiło upatrzoną wcześniej książkę i ku swemu wielkiemu zadowoleniu otrzymało "w formie premium, pierwszy zeszyt wstrząsającej powieści romantycznej pod tytułem "Potajemnie zaślubiona, czyli sekretarka osobista króla żelaza". Na okładce książki widniała ozdobiona winieta "wyobrażająca zakochaną parę w namiętnym uścisku".

Gdy pociecha ze swą najnowszą lekturą pojawiła się w domu rodzice oniemieli. Oburzona i zbulwersowana mama chwyciła "premium" i czym prędzej zjawiła się u Kaufmana. Awantura zrobiła się straszna. Wzburzona niewiasta wykrzykiwała, że jeszcze uszłoby dawać takie nagrody dorosłym, ale dzieciom? Zebrani w księgarni klienci też nie mogli opanować wzburzenia, ale też i zdziwienia. Jakże to, Kaufman? Powtarzano sobie, że "polityki i erotyki bał się zawsze jak diabeł kadzidła". A tu taki numer. Znana przecież była w Białymstoku podejrzliwość Kaufmana. Co tam o pornografii mówić, gdy nawet nie chciał brać do rąk "czerwonej prasy". Ale z drugiej strony pojawiły się też głosy, że dla zysku to wszystko jest możliwe.

Miało o czym poplotkować kawiarniane towarzystwo, przesiadujące nad małą czarną i kieliszeczkiem likieru w niewielkim lokalu prowadzonym przez Władysława Popławskiego. Miał on jednak poważną konkurencję. Po sąsiedzku, w kamienicy Łapidusa, pod 14, była kawiarnia Najdo Stajanowicza. To była ta słynna białostocka czy raczej macedońska buza z chałwą. Popławski nie mógł z nią wygrać, ale też i nie składał broni. W 1938 r. nad jego kawiarnią zawisł znany i dziś szyld E.Wedel. Tak to w Białymstoku powstała pierwsza pijalnia czekolady tej znanej i renomowanej warszawskiej firmy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny