Jest piątek, późne popołudnie. Jadę na patrol drogówki. Dzisiaj policjanci przygotowują dużą akcję. Cel: piraci drogowi. Najpierw jedziemy na trasę nr 65. To droga, którą dotrzeć można nad zalew w Czarnej Białostockiej i nad Siemianówkę, a dalej do przejścia w Bobrownikach. Samochodów jest dużo. Większość właśnie wyjeżdża z miasta. Z Białegostoku ciągną samochody z rowerami, łódkami i przyczepami.
- W piątek po południu białostoczanie zaczynają odpoczynek, a my pracę - mówi aspirant Konrad Roszko.
Nie jeden, a kilka fotoradarów
Nie mija pięć minut, a policjanci wypisują już mandaty trzem kierowcom, którzy jechali za szybko. Mija kolejne pięć minut.
- R1 do R3, jedzie do was czarny ford, numery: Barbara, Irena, sześć, cztery... Miał 115 km/h - melduje policjant.
- Przyjąłem - odpowiada drugi.
Kilka kilometrów później forda zatrzymuje patrol. Kierowca jest zaskoczony.
- Coś mnie tknęło, jak widziałem pierwszy fotoradar. Drugiego już nie zauważyłem. Jadę nad wodę. Późno wyszliśmy z pracy, a chcemy złapać jeszcze trochę słońca - próbuje się tłumaczyć. Ale jechał za szybko, będzie mandat - 100 zł. A mogło być na grilla.
W czasie akcji nawet mysz się nie przeciśnie. Razem z policją współpracuje straż miejska i inspekcja transportu drogowego. Wzdłuż trasy ustawiono radary i fotoradary. Do tego my w radiowozie z wideorejestratorem. Pierwszy patrol robi zdjęcie, kolejny zatrzymuje. I tak w obu kierunkach. - To właśnie duża prędkość jest często przyczyną wypadków. Bo co widzi kierowca pędzący np. 130 km/h? Nic. Może i widzi policjantów na poboczu, ale jego reakcja jest bardzo opóźniona. A gdyby łoś wyszedł na drogę? - tłumaczy Roszko.
Ale mąż najwolniej jeździ w rodzinie...
Około godz. 19 przenosimy się na "ósemkę". To trasa do Augustowa. Zbliża się wieczór, więc samochodów jest mniej. Ci, co mieli wyjechać, już to zrobili. Ale przed nami jeszcze kilka godzin pracy.
Jedziemy za czarnym fordem z dużą przyczepą campingową. Na wideorejestratorze widać prędkość: 111, a z przyczepą można maksymalnie 70.
Włączamy syrenę i jedziemy za nim. Ale samochód nie zwalnia. Jedzie dalej przy pełnej prędkości. Nie widzi i nie słyszy radiowozu. Gonimy go przez kilometr. W końcu zajeżdżamy mu drogę. W fordzie rodzina: mąż, żona dwóch synów. Śpieszą się na wakacje.
- Mąż jeździ najwolniej w rodzinie. To pierwsze wykroczenie - żona próbuje tłumaczyć kierowcę. Ale nie ma wyjątków. Będzie mandat - 300 zł za prędkość. To nie wszystko. Dodatkowo zakaz dalszej jazdy za brak specjalnych lusterek. Rodzina musi zaczekać, aż ktoś je dowiezie.
- Ten kierowca zupełnie nie widział, co się za nim dzieje. Nie widział, że na przykład ktoś go wyprzedza. Gdyby on zaczął w tym momencie też wyprzedzać, kierowca z tyłu miałby do wyboru albo jechać na drzewo, albo do rowu - wyjaśnia sierżant Arkadiusz Kiejko.
Sam widok radiowozu wystarcza
Słońce powoli zachodzi, a my jedziemy dalej. Kierowcy zwalniają, widząc radiowóz. Zamiast dozwolonych 90 km/h, jadą na wszelki wypadek 70.
- Dopóki nie tamują ruchu, wszystko jest w porządku. Czasami już sam nasz widok wystarczy - śmieje się Roszko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?