MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Za dziewięćdziesiąt dolarów rowerem przez Europę. Przejechał 2240 kilometrów

Alicja Zielińska [email protected]
Rower dobrze przygotowany do jazdy jeszcze w kraju, nigdy mi nie sprawił zawodu podczas długich wypraw po Europie. Tu się zatrzymałem w dawnej Jugosławii.
Rower dobrze przygotowany do jazdy jeszcze w kraju, nigdy mi nie sprawił zawodu podczas długich wypraw po Europie. Tu się zatrzymałem w dawnej Jugosławii. Anatol Chomicz
Niemcy, Włochy, Szwajcaria, a powrót przez Czechy i Słowację do Zgorzelca. I tylko za 90 dolarów. Aleksy Marczuk wspomina swoją wyprawę rowerową z 1983 roku. Takich wyjazdów na dwóch kółkach odbył po Polsce i Europie bardzo dużo.

Wyprawa w 1983 r. trwała 35 dni. Była wyczynem godnym podziwu także dzisiaj. A pod względem organizacyjnym prawdziwym majstersztykiem.

- To było prawie pół darmo - uśmiecha się pan Aleksy. A stwierdzam to nie na podstawie tego wyjazdu, lecz wielu poprzednich, gdyż na podobne podróże w wakacje zacząłem jeździć w 1973 r. W PRL było modne hasło: Europa za 100 dolarów. Potem, że za 150, oczywiście biorąc pod uwagę tamtejszy kurs dolara, znacznie wyższy od dzisiejszego. Ale ja wtedy jeździłem za 70.

Tu należy się małe wyjaśnienie, były to czasy jeszcze przed denominacją złotego. W Kurierze Podlaskim z sierpnia 1983 r., gdzie opisywano wyprawę pana Aleksego jest informacja, że za dwa kosze prawdziwków grzybiarz żądał 6 tys. zł. Jak sobie radził? Ano jak to Polak, znakomicie.

- Brałem ze sobą namiot i żywność, co dawało obciążenie około 30 kilogramów. Nie mieszkałem na kempingach, lecz w zwykłych przygotowanych miejscach i żywiłem się swoim. Kupowałem chleb i do picia dużo soków, były często tańsze niż mleko.

Albo znowu inna wyprawa, też z lat 80. Do Zagrzebia dojechał z Januszem Sokołowskim (z kolegą z klubu PTTK) pociągiem. Stamtąd już na dwóch kółkach ich wędrówka prowadziła m.in. przez Lubljanę, Rijekę, Zagrzeb, Gyoer, Bratysławę, Trnavę i Trenczin do Katowic, skąd powrócili pociągiem do Białegostoku. W sumie w końcowych dniach lipca i pierwszych dwóch tygodniach sierpnia przejechali na rowerach około 1500 km malowniczych tras dawnej Jugosławii, Węgier i Czechosłowacji. Dobrze przygotowany sprzęt nie sprawił zawodu.

Czy był to wypoczynek? Psychiczny na pewno - przyznaje pan Aleksy, ale też i fizyczny, bo wbrew pozorom, po kilku dniach jazdy nie odczuwa się wielkiego zmęczenia. Gdy pojawiły się górki, przejeżdżałem dziennie 50 km, na płaskiej trasie nie więcej niż 100 km. Po tygodniu takiego pedałowania człowiek czuje się bardziej mocny - stwierdza z przekonaniem.

Podczas wypraw zdarzały się przygody, na szczęście z rowerem nigdy nie miał problemów, ale w czasie powrotu do domu polskimi kolejami - już tak. - W 1980 r. dojechałem rowerem z Holandii do NRD , w Eisenach wsiadłem do pociągu i nadałem rower na bagaż. Sam dojechałem szczęśliwie do Warszawy, ale mój rower dopiero po trzech miesiącach i to kompletnie połamany. Ponieważ kolej wtedy zwracała za zaginiony rower 1200 zł, bez względu na markę, a w moim były jeszcze dobre koła i siodełko, dostałem odszkodowanie 700 zł i musiałem zamienić mego faworyta na naszego huragana.

Aleksy Marczuk był przewodnikiem kolarstwa PTTK i nauczycielem WF w V LO w Białymstoku. Jeździł rowerem na dalekie trasy, na wycieczki po Polsce, przemierzał z uczniami Białostocczyznę i codziennie bez względu na pogodę dojeżdżał do pracy.

Jeździć zaczął jeszcze we wczesnej młodości, w latach 50, gdy po skończeniu AWF pracował w Liceum Pedagogicznym w Ełku. Do rodzinnego Białegostoku przyjeżdżał rowerem. Kiedy zaczął pracować w liceum w Zambrowie również.

- Trzy dni w tygodniu byłem w szkole, na trzy dni jeździłem do Białegostoku - uśmiecha się jakby to było coś zupełnie normalnego. Nawet i w zimie nie zaprzestawał aktywności fizycznej. - Dziesięć kilometrów do najbliższej stacji kolejowej jeździłem rowerem a dalej koleją.

Z wypraw rowerowych do Europy Zachodniej w czasach PRL zawsze pozostawało marzenie, by u nas kiedyś były takie trasy rowerowe. - Pamiętam jak się zachwycałem, że na szosach lub tuż przy nich, są ścieżki dla rowerzystów i że turystyka rowerowa jest tak rozwinięta, a rowerzystów traktuje się o wiele lepiej niż u nas. No i co wydawało się też marzeniem, że na taką podróż nie brali oni bagaż, a książeczkę czekową.

W czasie tych wypraw poznał rowerzystów z całego świata, urządzali sobie później spotkania. W 1983 r. zjechali się w Aigle w Szwajcarii. Wśród pasjonatów dwóch kółek byli nawet Japończycy, którzy przylecieli z rowerami samolotem.

Fotografie można przynosić do redakcji, przesyłać pocztą ("Kurier Poranny", ul. św. Mikołaja 1, 15-419 Białystok) albo mailem: [email protected]. Nasz telefon: 85 748 95 45.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny