Już sam sposób poprowadzenia narracji przedstawia utalentowanego i co tu ukrywać - przystojnego aktora w wyśmienitym świetle. A to paraduje po ekranie nagi z dyndającym przyrodzeniem, a to w metrze swoim intrygującym spojrzeniem doprowadza do stanu wrzenia młodziutką pasażerkę. A przecież grany przez niego Brandon jest chyba facetem sukcesu w średnim wieku.
Robi karierę w Nowym Jorku, mieście miast, a wieczorami bawi się. Musi nieźle zarabiać, bo stać go i na seks z prostytutką i na pałętanie się noc w noc w po lokalach. Reżyser Steve McQueen kreuje go na seksoholika, który albo ogląda porno w Internecie albo onanizuje się w pracy czy w domu. I tylko takim go widzimy. W knajpie najpiękniejsza dziewczyna, bez dwóch słów sama rzuca mu się nie tylko w ramiona. I tak dalej.
Bohater ma także niezrównoważoną emocjonalnie siostrę, która w Nowym Jorku usiłuje zrobić karierę piosenkarki i prosi go o schronienie. Ale rodzeństwo nie umie razem mieszkać. Najmocniejszą, choć przydługą sceną, jest występ owej siostry w niewielkim klubiku. Rozbrajająca Carrey Mulligan łamiącym się głosem śpiewa sławną piosenkę "New York, New York". A to w niej są wszak słowa - "jeśli osiągniesz sukces w Nowym Jorku, uda ci się wszędzie". Fassbender roni łzy i to jedyny moment w filmie, kiedy cokolwiek czuje. Tak przynajmniej się wydaje.
Później następuje seria siostrzano-braterskich spięć, nieudany seks z przepiękną koleżanką z pracy, udany z wynajętą prostytutką i wreszcie finał, w którym poszukujący chyba coraz wrażeń Brandon pozwala zająć się sobą obcemu gejowi w jakimś parszywym klubie, a później przekonuje się, że siostra po raz kolejny próbowała popełnić samobójstwo.
I niewiele z tego wynika. Tak naprawdę podziwiać tu można jedynie Fassbendera. Od wychuchanego super-samca i władczego nowojorczyka z korporacji zmienia się w złachanego faceta z przetłuszczonymi włosami, który tak naprawdę niewiele w życiu osiągnął poza własnym mieszkaniem i niezliczonymi orgazmami. Nie chce utrzymywać kontaktów z siostrą, bo nie cierpi słowa rodzina. Ma prawo. Nie umie żyć w związku - jego sprawa.
Warta uwagi jest za to mroczna muzyka Harry Escotta i dołujące zdjęcia, w których Nowy Jork nie wygląda cukierkowo. Ale czy koniecznie trzeba ten film obejrzeć? Nie jestem pewien.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?