Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kowalski i anioły z Doliny Mgieł

Aneta Boruch [email protected]
Nawet wjazd do posiadłości rodziny Kowalskich ozdobiony jest niezwykłymi rzeźbami. Jeszcze przed wejściem można więc poznać pasję pana domu.
Nawet wjazd do posiadłości rodziny Kowalskich ozdobiony jest niezwykłymi rzeźbami. Jeszcze przed wejściem można więc poznać pasję pana domu. Anatol Chomicz
W pracy rzeźbiarza zawsze chodzi o wizję, o to, by patrząc na kawałek drewna zobaczyć, co jest w nim ukryte - mówi Wojciech Kowalski, rzeźbiarz-leśniczy spod Czarnej Białostockiej.

Każdy może spróbować

Każdy może spróbować

Na początku października w Niemczynie pod Czarną Białostocką zorganizowane będą warsztaty rzeźby w drewnie. Adresowane są do osób początkujących lub nie mających dotychczas styczności z dłutem.

Organizatorzy zapewniają zakwaterowanie w Centrum Rękodzieła Ludowego w Niemczynie, wyżywienie, drewno, dłuta oraz instruktora.

W programie warsztatów jest wykonanie dwóch płaskorzeźb.

Na końcu lub na początku (zależy z której strony patrzeć) ulicy Brzozowy Mostek w Czarnej Białostockiej, otoczona lasami i polami znajduje się niezwykła posiadłość. Właściciele nazwali ją: Dolina Mgieł. Nazwa przyszła do nich sama. Pomysł narodził się w trakcie trwającej kilka lat budowy domu.

- Co roku w końcu sierpnia i we wrześniu, gdy zaczyna się pojawiać mgła, to podchodzą nam pod sam dom, cofa się, normalnie zachowuje się jak woda - opowiada mieszkający tu Wojciech Kowalski. - Lubię sobie wieczorkiem usiąść i popatrzeć na to zjawisko. Taką naturę mam, trochę romantyczną.

Dłuto na całe życie

Ta nieco romantyczna natura pan Wojciecha znalazła też odzwierciedlenie w jego pasji - rzeźbiarstwie w drewnie. Jak podlicza, do tej pory wykonał już pewnie około tysiąca różnorodnych, mniejszych i większych form.

Wszystko zaczęło się przypadkowo, jak wiele innych rzeczy w życiu. Pierwszy kontakt z rzeźbą miał w Technikum Leśnym w Białowieży. Gdy tam trafił, w pierwszej klasie było koło rzeźby w drewnie. Co prawda, krótko bo około pół roku, ale wystarczyło, by złapać bakcyla. Dostał tam dłuto, które z nim zostało do dziś.

- Jest najważniejsze, mam do niego największy sentyment, bo od niego się wszystko zaczęło - wyciąga i pokazuje narzędzie Wojciech Kowalski.

Choć przyznaje, że nie od razu rzeźbiarska pasja go pociągnęła i wciągnęła. Dopiero gdy na pewnym etapie życia zamieszkał z rodzicami w leśniczówce na zupełnym pustkowiu, pięć kilometrów od ludzi i od Boga, jakby można było określić obrazowo.

- To był ostatni dom w Polsce albo pierwszy, bo w rejonie Gołdapi. Za nami nikt już nie mieszkał, była tylko granica państwa - precyzuje gospodarz.

Nie było za bardzo co do roboty, więc wyciągnął szkolne dłuto i zaczął dłubać w drewnie. I tak ta młodzieńcza przygoda ciągnie się już około dwudziestu lat.

Leśnikowi materiału nie brakuje. Pan Wojciech może sobie kupić sztuki, które innym by nie pasowały, a dla niego są bardzo cenne, takie dziwy natury: rozdwojone pnie, kawały z wielkimi krzywiznami, w których już widzi przyszłe kształty. Pozyskuje też korzenie, tzw., karpinę czyli korzeń sosnowy, który spędził ileś tam lat w ziemi po ścięciu drewna, część bielasta jest obumarła i zostaje tylko ta część przesycona żywicą.

- W tym też się da rzeźbić, to też jest fajne, bo sama natura pokazuje i podpowiada jakąś formę - opowiada pan Wojciech.
Z tymi podpowiedziami, tematami i pomysłami na rzeźby jest różnie. Raz coś zobaczy w lesie i ten widok go natchnie. Nieraz jakaś postać chodzi mu po głowie dłuższy czas, myśli o niej, zastanawia się i wtedy powoli dojrzewa do rzeźby. Czasem też są to rzeczy gruntownie przemyślane i przeanalizowane, a jeśli już decyduje się na jakąś tematykę, to zapoznaje się z faktami, okolicznościami, historią.

Upadłe anioły o ludzkich cechach

W pracach Wojciecha Kowalskiego często powraca temat aniołów.

- To anioły spersonalizowane, o cechach i skłonnościach ludzkich, nie zawsze tych najlepszych, takie bardziej upadłe - opisuje je rzeźbiarz. - Coś im się nie powiodło w życiu. Często robię takie anioły z defektami np. z jednym skrzydłem czy bez skrzydeł. Czasami sobie coś na ich temat dopowiadam, dośpiewuję. Po prostu gdzieś jakieś obrazy są we mnie zapisane, gdzieś coś zauważyłem i tworzy się we mnie taka kompilacja widzianych rzeczy i emocji.

Taki anioł z jednym skrzydłem stoi obecnie w jego pracowni - poszedł na imprezę i stracił drugie w jakiejś bójce. Teraz trzyma przed sobą miseczkę, do której zbiera datki na odtworzenie brakującego skrzydła. Inny z aniołów Kowalskiego dorobił się typowo polskiego mięśnia piwnego. Ot, takie obrazy z życia wzięte.

Z jedną z prac łączy go szczególny sentyment. Powstała kilkanaście lat temu - to dość duża płaskorzeźba o wymiarach półtora metra na półtora i 14 cm grubości. Wykonana według obrazu Napoleon na koniu. Rzeźbił ją pół roku, jest największa ze stworzonych dotychczas i dość zaawansowana anatomicznie. Zresztą patrzy na nią codziennie, bo kupił ją jego szef, nadleśniczy. Obecnie stoi w siedzibie Nadleśnictwa Czarna Białostocka.

Kocha to co robi, nie przywiązuje się jednak szczególnie do swoich rzeźb.

- Jak je tworzę, to mnie to ciekawi. Kiedy już którąś wykonam i jest gotowa, to jeszcze tydzień koło niej chodzę, patrzę, jestem zadowolony, ale już mi po głowie chodzi coś następnego. Tę zrobioną oddaję do lamusa, myślę o kolejnej. Cały czas mam taki niedosyt i to chyba jest zdrowe, twórcze - uśmiecha się.

Rzeźbi po godzinach. Wtedy idzie w podwórko, do drewnianego domu z lat 30., i tworzy.

- Uczucie, gdy biorę dłuto do ręki jest bardzo fajne, bo kreuję ten kawałek polana w rzecz, która już tam jest - tłumaczy rzeźbiarz. - Ja ją tylko oczyszczam ze zbędnego materiału. Nie zawsze się uda, ale próbować warto. Szum drewna skrawanego ostrym dłutem, jego ciepło, daje radość. Drewno ma strukturę, bo to był żywy organizm. W drewnie zapisana jest historia, można z niego odczytać kiedy były lata tłuste dla tego drzewa, kiedy chude, kiedy zdarzył się jakiś kataklizm.

Oczywiście drewno też ma swoje mankamenty, czyli trociny. Żona się śmieje, że gdy pan Wojciech wchodzi do salonu, za nim wchodzą trociny.

Pomysł jest najtrudniejszy

Do tej pory brał już udział w kilku wystawach, czasem wyjeżdża też na plenery. Właśnie wrócił z takiego w Jabłoniu - jeździ już tam trzeci rok.

Razem z innymi rzeźbiarzami-amatorami tworzą tam duże, dwumetrowe rzeźby. Historia Jabłonia związana jest z Augustem Zamojskim, nieżyjącym już rzeźbiarzem, który tam właśnie się urodził. I wokół tej historii dzieją się plenery. Ich uczestnicy tworzą na miejscu reprodukcje, kopie prac Zamojskiego.

- W tym roku były to rzeźby, przedstawiające osoby, związane z miejscami, po których lubił chodzić August - opowiada Wojciech Kowalski. - Między innymi wykonany został kowal, który będzie stał w miejscu kuźni, gdzie Zamojski wykonał pierwszą pracę. Kobieta z dzieckiem stanie w miejscu, gdzie się urodził, a organista w miejscu, gdzie był ochrzczony.
Kowalski zrobił kobietę z motyką, która znajdzie się obok pola, na które Zamojski lubił chadzać i podglądać anatomię ludzi.

Rzeźbiarz - leśnik z Czarnej Białostockiej nie uważa się za artystę. Mówi o sobie: twórca - amator.

- U mnie dopuszczalne są rzeczy, które nie są dopuszczalne dla wykształconych artystów, czyli mogę popełniać błędy w anatomii - żartuje.

O czy marzy?

- Przymierzałem się kiedyś do Piety, bo moim niedoścignionym idolem jest Michał Anioł. Próbowałem, ale na razie to odłożyłem - przyznaje. - Kilkanaście lat temu wykonanie tego dużego Napoleona pochłonęło mi dość dużo czasu. A to jest odpowiedzialne zajęcie, bo w każdej chwili ta praca, której poświęcone zostało cztery czy pięć miesięcy, jedno cięcie dłuta może zniszczyć. Trzeba pomalutku, bardzo rozważnie odrzucać niepotrzebne elementy, żeby nie zmarnować tych godzin pracy, już nie mówiąc o materiałach.

Rzeźbi już długo, wprawy mu nie brakuje. Wciąż uważa, że w całym przedsięwzięciu najtrudniejszy jest pomysł. - To jest rzecz w rzeźbie najważniejsza, bo reszta to po prostu technika wykonania, której można się nauczyć. Są narzędzia, dłuta, mechaniczne obrabiarki, pilarki. W tej chwili praca rzeźbiarza jest naprawdę uproszczona. Ale zawsze chodzi o wizję, żeby patrząc na kawałek drewna zobaczyć, co jest w nim ukryte.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny