Ewa, 39-latka, drobna, z długimi ciemnymi włosami, na powiekach brokatowy cień, ubrana na czarno. W Areszcie Śledczym w Białymstoku jest już ponad osiem lat. Ma wyrok za zabójstwo, 25 lat, ale nie chce o tym rozmawiać.
- Wpadłam w nieodpowiednie towarzystwo, dlatego tu jestem - kwituje.
Adama, przyszłego męża, zauważyła w 2009 roku, jak szedł do pracy. Jej rówieśnik, też z długim wyrokiem do odsiedzenia.
- Nikogo z góry nie przekreślam. Nie sądzę ludzi jedną miarką. Nie myślałam, że skoro on był tutaj zamknięty, bo już z niego nie wiadomo co. Przecież różnie w życiu bywa - ona wie to najlepiej.
Miłość kwitła na odległość
Wiadomo, w areszcie nie można się umówić na randkę, przesłać bukietu kwiatów. Ba, nawet spontanicznie porozmawiać.
- Musimy przyznać, że wiele osób poznaje się tu przez "nielegalne kontakty". Popularne jest pisanie na rękach. Specjalne układy rąk zastępują litery. Jak w języku migowym, tylko mniej skomplikowanym. Osadzeni tak wyznają sobie miłość. Zdarzają się historie, że kobieta tylko obserwuje pracującego mężczyznę z okna swojej celi. Czasami oboje dzieli odległość dziedzińca, a się w sobie zakochują - mówi mjr Wojciech Januszewski, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Białymstoku.
W przypadku Ewy i Adama to były listy. W dobie e-maili, facebooka, gadu-gadu, są jeszcze miejsca, gdzie tradycja korespondencji jest wciąż żywa. To głównie z listów od najbliższych więźniowie dowiadują się, co słychać w ich domach, za murami. Także w listach, zupełnie jak przed wiekami, rozdzieleni zakochani wyznają sobie miłość.
Tak też się poznawali Ewa i Adam.. Z czasem matka Adama zaczęła odwiedzać Ewę w więzieniu.
- Wiązałam z nim pewne nadzieje. Chciałam po wyjściu stworzyć rodzinę, mieć normalny dom, męża. Zwyczajnie się zakochałam - Ewa uśmiecha się nieśmiało.
W snuciu planów nie przeszkadzał jej długi wyrok ukochanego. - Stwierdziłam, że to dobry człowiek. Do życia. Tutaj bardzo potrzeba jakiejś bliskiej osoby, która wspiera, podtrzymuje na duchu. Nawet w listach - wyznaje Ewa.
A listy Adama były bardzo miłe. Czekała na nie z niecierpliwością. Były przyjemną odskocznią od więziennej codzienności. Adam zaproponował jej małżeństwo. Prośbę ponowił na widzeniu bez strażnika.
Romantyczne zaręczyny
W areszcie śledczym jest specjalny pokój, w którym można się spotkać sam na sam. Często żony odwiedzają tu mężów odsiadujących wyroki. I odwrotnie. No i w salce spotykają się świeżo poślubieni więźniowie odsiadujący karę.
- Co osadzeni robią w trakcie tego widzenia, to jest już ich tajemnicą - mjr Wojciech Januszewski uśmiecha się znacząco. - Widzenie trwa godzinę. Jest wersalka, stół, krzesła oraz łazienka. Wyposażenie skromne, ale intymność jest zapewniona.
Udzielenie skazanemu zgody na takie widzenie to forma nagrody - tak, jak dodatkowa paczka, spacer.
- Przed samym ślubem mieliśmy jedno widzenie na bliższe zapoznanie się. Zwykłe widzenie, przez okienko. Na oświadczyny Adam zrobił mi różę. Dyrekcja się zgodziła i dostałam ją na widzeniu. Powiedział, że bardzo mnie kocha, chce ze mną być, mieć taką żonę. Ukląkł i poprosił mnie o rękę - wspomina Ewa.
Zanim się zgodziła, trochę myślała nad propozycją. Jedno nieudane małżeństwo miała za sobą. Dwójkę dzieci, które wychowuje teraz teściowa z pierwszego związku.
Stało się. 13 stycznia 2010 roku Ewa i Adam pobrali się. Matka Adama wszystko załatwiła. Sukienkę dla panny młodej, bukiet, nawet obrączki. Opłaciła też urzędnika stanu cywilnego.
Biała suknia za murami
- Człowiek jest pozbawiony wolności, ale nie wolnej woli. Może sam decydować o swoim życiu. Nie możemy komuś zabronić ślubu. Naturalnie, są obostrzenia wynikające z miejsca, w jakim się znajduje. Ślub nie może być ani w sobotę, ani w niedzielę. Samo miejsce jego udzielenie nie jest szczególne. Nie jest to Pałacyk Ślubów z pięknymi freskami, a sala konferencyjna aresztu śledczego, w której mamy służbowe odprawy - nie ukrywa mjr Januszewski.
Formuła ślubu nie różni się niczym od ślubu dwojga osób na wolności. Ceremonia jest jednak za murami. Odbywa się na zasadzie widzenia. Nie ma gości.
- Na to wszystko nakłada się formalna zgoda dyrektora aresztu. Tymczasowo aresztowany musi mieć jeszcze zgodę organu dysponującego - sądu, prokuratury - dodaje rzecznik aresztu.
Przypomina jeden z takich ślubów. Ceremonia musiała być już wcześniej zaplanowana. Ale pan młody niespodziewanie trafił do aresztu. Trzeba było zmienić miejsce. Panna młoda wzbudziła sporą sensację. Bo wysiadła z samochodu w pięknej białej sukni. Tak wkroczyła za więzienne mury, by poślubić ukochanego. To był niecodzienny widok.
- Jak sięgam pamięcią, nie było u nas ślubu z kapelanem, bo przeważnie narzeczeni to ludzie już po jakiś związkach - zauważa Wojciech Januszewski.
Najczęstszym strojem panny młodej są więc skromniejsze sukienki, garsonki. Rodzina przesyła je wcześniej w paczce.
- Ostatnio mieliśmy ślub dwojga osadzonych. Tu się poznali. Pracowali w warunkach naszego zatrudnienia. Pewnego dnia przyszedł urzędnik z łańcuchem. Małżonkowie dostali skrócony odpis aktu małżeństwa. Były życzenia. Pani zmieniła nazwisko, my również zmieniliśmy jej nazwisko w dokumentach więziennych. I młodzi rozeszli się do cel. Pani niedawno wyszła na wolność, pan jeszcze u nas jest - opowiada Januszewski.
Śluby za murami więzienia nie są jednak codziennością. Bywają lata, że nie ma żadnego. Bywa, że są dwa, trzy w roku. To już dużo. Częściej druga połówka jest na wolności. Decydując się na zalegalizowanie związku, chce pokazać, że mimo wszystko jej zależy i będzie czekać.
- Nie ewidencjonujemy ślubów. Ale wydaje mi się, że im wyrok zbliża się do jakiejś cezury - terminu udzielenia warunkowego zwolnienia, końca kary - to ludzie myślą, jak sobie ułożyć życie po wyjściu - stwierdza Januszewski.
Dodaje jednak, że wiele z tych związków nie ma happy endu. - Tak, jak dostajemy prośby o zgody na zawarcie związku małżeńskiego, tak i dostajemy prośby o pomoc w dostarczeniu i złożeniu dokumentów rozwodowych - przyznaje Januszewski.
W przekonaniu funkcjonariuszy służby więziennej takie związki nie są stałe.
Bez happy endu
Niestety, tak było też w przypadku Ewy. Byli z Adamem małżeństwem niecałe półtora roku. Do związku, nawet tak dziwnego jak małżeństwo za murami, wkradła się proza życia.
- Myślałam, że jego zamiary są szczere. Teraz wiem, że mnie oszukiwał. Zmienił się, pokazał swoje prawdziwe oblicze. Obwiniał mnie za swoje niepowodzenia. Że stracił pracę, że nie mógł załatwić jakiejś sprawy. W listach przykre rzeczy mi pisał - opowiada Ewa.
Początkowo jeszcze próbowała ratować związek. Namawiała ją do tego teściowa. Wspierała męża w listach. Mówiła, żeby był spokojny.
- W końcu nie wytrzymałam. Mam za duży wyrok, żeby jeszcze się denerwować. Dużo swoich zmartwień. Podjęłam decyzję o rozwodzie - mówi Ewa.
Za kilka dni jest kolejna rozprawa. Kobieta ma nadzieję, że ostatnia. - Nie straciłam wiary w miłość. Ale zapowiedziałam już sobie, że to małżeństwo było drugim i ostatnim. Jak po wyjściu będę chciała z kimś żyć, to tylko w wolnym związku - zapowiada stanowczo.
Nadal - tak, jak od pięciu lat - chodzi do pracy przy sprzątaniu. Odlicza dni do terminu, kiedy będzie mogła się starać o warunkowe zwolnienie. Zostało jej jeszcze pięć lat.
Imiona więźniów zostały zmienione
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?