Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więzienie w Białymstoku. Władek Szejda uciekł dwa razy. Wydostał się też z więzienia w Łomży

Włodzimierz Jarmolik
Władek Szejda uciekł z dwóch więzień w Białymstoku i jednego w Łomży
Władek Szejda uciekł z dwóch więzień w Białymstoku i jednego w Łomży archiwum
O Władku Szejdzie, fartownym złodzieju, który okradł kino Świat, można powiedzieć jedno, nie przepadał za kratkami. Nawet za drobne sprawki. Kiedy w styczniu 1935 r. trafił na 10 dni do aresztu miejskiego przy ul. Artyleryjskiej, długo nie wytrzymał. Niemal natychmiast dał drapaka, co wcale nie było takie trudne. Po kilku dniach zgłosił się jednak sam na policyjny komisariat. Tłumaczył, że musiał wyjść po ciepłą odzież, bo w celi było sakramencko zimno.

Również w więzieniu przy Szosie Baranowickiej, zwanym powszechnie szarym domem, gdzie musiał odsiadywać swój 5-letni wyrok, Szejda nie znalazł odpowiedniego komfortu. A zatem po kilku dniach wziął i ... uciekł. Łatwo i pomysłowo. Był to pierwszy taki przypadek od wielu lat. Najpierw ze względu na swoje umiejętności poprosił o pracę w więziennym warsztacie. Znalazł dla siebie dobry schowek, a kiedy wszyscy wyszli, korzystając z pozostawionych narządzi ślusarskich fachowo wykonał kilka wytrychów. Wystarczyły one do otworzenia wszystkich drzwi. Ze znalezionych tamże sznurków skręcił mocną linę i miał już przepustkę do pokonania więziennego muru. Wszyscy byli zaskoczeni. Poważnie zastanawiano się nad pomocą któregoś z dozorców.

17 września 1936 r., a więc w trzy tygodnie po udanej ucieczce, Władek Szejda znowu wpadł. Próbował przekroczyć granicę polsko-litewską. I przekroczył, bo ujęli go dopiero Litwini. Odsiedział za to krótki wyrok w ich areszcie i został wydany żołnierzom polskiego KOP-u w Druskiennikach. Przez więzienie w Grodnie białostocki złodziej-kinoman powrócił do rodzinnego miasta. Tu czekała na niego zaległa odsiadka plus trzy lata za ucieczkę.

Ponieważ białostocka tiurma okazała się dla Władysława Szejdy mało bezpieczna, umieszczono go tym razem w łomżyńskim więzieniu karno-śledczym przy Al. Legionów, czyli popularnym już w czasach carskich Czerwoniaku (kolor cegły). Tutaj miał być całkowicie pozbawiony swoich wolnościowych pokus. Czy aby na pewno skutecznie?

W celi, którą zajmował, sąsiednią pryczę okupował niejaki Antoni Niedźwiedzki, także były uciekinier, tyle że z więzienia w Białej Podlaskiej. On również miał przed sobą perspektywę 6 lat za kratkami. Co wynikło z tego sąsiedztwa, łatwo chyba odgadnąć. Przez kilka miesięcy, ostrożnie obaj więźniowie osłabiali umocowanie krat w oknie. Równocześnie z nici kradzionych systematycznie w warsztacie tkackim kręcili długi na 10 metrów sznur. Kiedy przygotowania do ucieczki zostały ukończone, czekali już tylko na odpowiedni moment. Wkrótce taki nastąpił. W nocy z 15 na 16 lipca 1938 r. nad Łomżą rozszalała się huraganowa burza. Wspólnicy spod celi postanowili to wykorzystać. Boso i tylko w bieliźnie, uzbrojeni w nóż, spuścili się z drugiego piętra na dziedziniec, Nie napotkawszy żadnego strażnika uciekinierzy ukradli jeszcze z budki wartowniczej dwa płaszcze i, znów za pomocą liny z kotwiczką, wydostali się przez mur na drugą stronę więzienia. Dozorcy dowiedzieli się o ucieczce dopiero nad ranem. Zawiadomił ich o tym trzeci współwięzień z celi Szejdy i Niedźwiedzkiego, jemu nie opłacało się uciekać. Miał do odsiedzenia raptem wszystkiego trzy tygodnie.

Co to się działo! Kilku strażników pociągnięto do odpowiedzialności za nieprzestrzeganie regulaminu służby. Zorganizowano też natychmiast pogoń za zbiegami. Jak świadczyły odkryte ślady i opowieści okolicznej ludności, zbiegli więźniowie ukryli się w Czerwonym Borze. Potem pojawiły się informacje z okolic Białegostoku. Rzeczywiście, Władek Szejda postanowił szukać kryjówki w swoim rodzinnym mieście. Zabrał ze sobą rzecz jasna Niedźwiedzkiego. Początkowo melina była u rakarza na Marczuku. Złodzieja jednak ciągnęło do mamy, na Białostoczańską. Tutaj właśnie wytropiła ich policja. Dom otoczono kordonem. Przestępcy uciekli na strych. Pojawiła się straż pożarna ze swoimi drabinami. Po półgodzinnej gonitwie po dachach Szejda i Niedźwiedzki dali za wygraną. W kajdankach i pod eskortą znowu powitał Szejdę poczciwy stary dom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny