Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodziłem się w szkole - rozmowa z Markiem Przybylikiem

Urszula Komsta
To bardzo przyjemna praca - o swej dziennikarskim zajęciu mówi Marek Przybylik.
To bardzo przyjemna praca - o swej dziennikarskim zajęciu mówi Marek Przybylik.
Polityka to, wedle niektórych definicji, sposób zdobywania władzy. - mówi Marek Przybylik, gwiazda "Szkła kontaktowego".

Kurier Poranny: Czy to prawda, że urodził się Pan w szkole?

Marek Przybylik: Prawdą jest, że urodziłem się w szkole i w niej przez kilkanaście lat mieszkałem. Do szkoły więc nie chodziłem, nie miałem też tornistra jak moi koledzy. Bardzo im tego zazdrościłem. Nie mogłem też chodzić na wagary, bo po pierwsze, na wsi nie było gdzie chodzić na wagary, a poza tym moi rodzice nauczyciele pilnowali mnie bardziej niż innych. Bywałem na wagarach dopiero w liceum.

Czy ten ciągły głód wiedzy, który się w Pana przypadku wyczuwa, jest właśnie związany z faktem, że mieszkał Pan w szkole?

Nie. Ja byłem normalnym dzieckiem. To moje kuzynki w wieku czterech lat przeczytały "W pustyni i w puszczy". Ja nie. W to wyczuwanie głodu wiedzy proszę nie wierzyć. To po prostu umiejętności zawodowe. Chociaż z drugiej strony, w domu zawsze były gazety, więc od dziecka je czytałem. I tak mi zostało. Nawet dziś czytam, niestety, więcej gazet niż książek.

I od razu też interesował się Pan polityką?

- Wychowałem się w czasach, kiedy władzę sprawowała jedna partia, robiąca wybory raz na cztery lata, które polegały na tym, żeby nie skreślać nikogo, a ten, kto poszedł pierwszy, to dostał kwiatek. Jednak nawet wtedy nie dało się polityki uniknąć.

Czterdzieści lat temu leżałem sobie na łące koło Zawichostu pod Sandomierskiem i patrzyłem w niebo, obserwując, jak przelatuje nad głową imperialna polityka. Niebo było błękitne, a przez nie przewalały się setki samolotów. Ludzie wybrali oszczędności z PKO i wykupili wszystko, co było w sklepie, i ja, student na praktyce, zostałem drobną ofiarą tej polityki, bez pieniędzy i bez jedzenia. Tego dnia Ludowe Wojsko Polskie poszło z "bratnią pomocą" zajmować Czechosłowację i wstyd nam za to do dziś. Wcześniej, gdy byłem małym chłopakiem, w 1956 roku, jeszcze nie zajmowałem się polityką, ale polityka dotarła do mojej wsi, w której zbieraliśmy paczki dla walczącego Budapesztu. Polityka, niestety, dotyka nas, czy tego chcemy, czy nie.

Dzisiaj też nas dotyka?

- Teraz to dopiero nas dotyka! Proszę pamiętać, że jeśli ktoś tam w Warszawie zamiast troszczyć się, by kasa państwowa była prowadzona jak kasa rodzinna (czyli rozsądnie), trwoni nasze pieniądze, tak jakby należały do niego, to skutki ponosimy wszyscy. Stajemy się coraz biedniejsi i brakuje nam pieniędzy na coś, co nie jest wszystkim potrzebne.

Dlaczego polityka jest taka pasjonująca?

- Polityka to, wedle niektórych definicji, sposób zdobywania władzy. Są ludzie, którzy chcą się w niej sprawdzić. Komuś już nie wystarcza, że jest dobrym stolarzem, bo robienie okien i drzwi już go znudziło, więc sprawdza, czy może być politykiem. Nie można się naśmiewać z ludzi, że z rolników, tokarzy, murarzy chcą awansować do Sejmu. Można jednak mieć pretensje, że gdy już się tam dostaną, ciesząc się już samym zajmowaniem fotela i wymyślania odpowiedzi na dziennikarskie pytania, nie mają ambicji rozwijania swej wiedzy. Dlatego pojmują politykę tylko jako zdobywanie władzy, a potem jako walkę o poszerzanie wpływów.

Jest jakaś lista polityków, których Pan szanuje?

- Tak. Niestety, wielu z nich, z różnych powodów, już nie bierze czynnego udziału w polityce. Wśród tych powodów jest i ten, że wyborcom nie chce się zastanowić nad tym, kogo wybrać, i decydują się na takich, którzy potrafią się głośniej kłócić w telewizji. Wybierają ludzi na zasadzie "wiele o nim słyszałem", nie zastanawiając nad "co o nim słyszałem".

Jest Pan stałym gościem popularnego programu "Szkło kontaktowe" w TVN24. Jak Pan trafił do "Szkła"?

- Nie wiem. Mój kontakt z mediami był już od paru lat dość skąpy. Może więc zdecydowało to, że mieszkam blisko stacji TVN.

I myśleli, że w razie czego będzie Pan w przeciągu kilku minut w studiu?

- Ktoś sobie pewnie o mnie przypomniał i wyciągnął z szafy.

Powiedział Pan, że to najprostsze zajęcie, jakie można sobie wyobrazić.

- Tak. Proszę sobie wyobrazić, że wychodzę z domu o 21.05. W studiu jestem o 21.15. Na korytarzu spotykam znajomych, więc sobie miło rozmawiam. Od czasu do czasu prowadzący pokazują mi filmiki, które może znajdą się w programie albo coś tam opowiedzą. Potem pani charakteryzatorka nas pudruje, byśmy zanadto nie błyszczeli w programie. Potem przez godzinę mówię to, co mi do głowy przyjdzie i o godzinie 23.05 jestem w domu. To bardzo przyjemna praca.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny