Około godz. 23 ułan poprosił o cukier.
- Dziewczyny dały mu landrynki i marchewkę - opowiada Skretowska.
W pogoń za jeźdźcem ruszyła policja. Ale ułan w pełnym rynsztunku zniknął tak nagle, jak się pojawił. Co działo się wcześniej?
"W niedzielę ok. godz 19 z Parku Zwierzynieckiego na ul. Podleśną ( naprzeciw Grottgera) wyjechało 3 jeźdźców na koniach, w tym 2 w mundurach, jeden miał karabin na plecach i pewnie to ten sam, co chciał wjechać do sklepu nocą. Pojechali chodnikiem w stronę Mickiewicza" napisał do nas internauta.
Przypomnijmy, co działo się grubo po zmierzchu.
Usłyszałyśmy metaliczny dźwięk, a później zobaczyłam końską głowę w drzwiach - opowiada pani Jola, ekspedientka. - A na grzbiecie wierzchowca siedział ułan. I wie pan co? Poprosił nas o cukier. W kostkach! Jak dla kogo? Dla konia...
Wszystko działo się w całodobowym spożywczaku "U Tadzika" przy ul. Piasta.
Niedziela, godzina 23. W środku sporo klientów. A przed sklepem ułan w pełnym umundurowaniu i do tego na koniu. Na chodniku zostały jeszcze ślady kopyt.
Poprosił o kostki cukru
Na składzie nie było kostek. Ekspedientki szybko wpadły na pomysł. Przyniosły landrynki. Później wierzchowiec dostał jeszcze marchewkę. Klient z grzywą i jego właściciel z miejsca stali się wielką atrakcją.
- Ludzie oblegli tego konia, zaczęli robić mu zdjęcia komórkami i karmić go - opowiada Violetta Skrętowska, sprzedawczyni. Do dziś nie może uwierzyć w to, co zobaczyła. - Zaraz zrobiło się głośno. Zwierzę parskało, waliło kopytami po chodniku i schodach.
Huk niósł się po całej ulicy. W pewnym momencie wynikła awantura. Ułan starał się odgonić natarczywy tłum. - Koń najwyraźniej był wystraszony - mówi ciocia pani Violetty. - Szkoda zwierzęcia - dodaje ze smutkiem.
Klienci nie mają wątpliwości: ułan był pijany. - Próbował wjechać do sklepu przez drzwi - opowiada pani Magda. - Gdyby nie karabin na plecach, pewnie by mu się udało. Czy tak postępuje trzeźwy człowiek?
Koń szybszy od radiowozu
Zaraz pojawił się radiowóz. Nie wiadomo, czy ktoś wezwał policjantów, czy akurat przejeżdżali.
- Gdy ułan zobaczył ich, spiął ostrogami konia i ruszył w długą. Zaczął uciekać - mówi pani Violetta. - Jeden z funkcjonariuszy ruszył za nim. Chyba go nie dogonił.
- Ułan skręcił w osiedle, a za nim biegł policjant i przez krótkofalówkę wzywał posiłki - śmieje się pani Zuzia. - Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia, bo wyglądało to komicznie.
Policja opisuje to tylko nieco inaczej. - Po godz. 23 policjanci zauważyli na ulicy Warszawskiej mężczyznę w zielonym mundurze jadącego konno - opowiada Kamil Sorko z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. - Próbowali go zatrzymać. Dawali sygnały świetlne i dźwiękowe, wzywali przez megafon.
Jeździec nie zareagował. Z ułańską fantazją porwał konia do galopu i skręcił w osiedlowe uliczki.
- Policjanci jechali za nim aż do Parku Zwierzynieckiego - dodaje Sorko. - Potem zniknął w ciemnościach.
Białostoccy policjanci ustalają, kim był ułan-widmo, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. Jeśli uda się go odnaleźć, stanie przed sądem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?