Ul. Boboli. Mieszkańcy płacą za zimne grzejniki

- To jakiś absurd. Mam zakręcone grzejniki, a dostałam pismo ze spółdzielni, że mam dopłacić do ogrzewania 450 zł. Jakby tego było mało, kwota została wyliczona według metrażu mieszkania - żali się mieszkanka jednego z bloków przy ul. Boboli.

Jerzy Cywoniuk, prezes spółdzielni Słoneczny Stok tłumaczy, że naliczenie opłat według metrażu było konieczne. - Inaczej niektórzy z mieszkańców musieliby dopłacić nawet 12 tys. zł - mówi.

W blokach działają bowiem jednocześnie dwa sposoby ogrzewania. Oprócz kaloryferów, pod sufitem zamontowane są też dmuchawy z nawiewem ciepłego powietrza. Jeśli więc zakręcimy kaloryfer, w domu i tak będzie w miarę ciepło.

- Bloki zbudowano 15 lat temu. Na początku nie było żadnego problemu. Dopiero później niektórzy mieszkańcy wpadli na pomysł, by zakręcać kaloryfery. Z roku na rok takich osób przybywa. Liczb jednak nie da się oszukać - tłumaczy prezes.

Mieszkania z zerowymi odczytami na podzielnikach (bo zakręcono kaloryfery) ogrzewane są przez wspomniane dmuchawy. Odczyt na węźle, z którego ciepło dociera do wszystkich mieszkań w danej klatce, nie może więc być zerowy. Gdyby więc wszyscy w klatce zakręcili kaloryfery, a nie zrobiłby tego tylko jeden z mieszkańców to zapłaciłby za wszystkich sąsiadów. - Dlatego chcąc uniknąć takich sytuacji, rozłożyliśmy opłaty zgodnie z metrażem mieszkania. Problemy skończą się wraz z rozpoczęciem się następnego sezonu. Dmuchawy zostaną zlikwidowane. Zostaną tylko kaloryfery - mówi Jerzy Cywoniuk.

Przestrzega, by póki co nie zakręcać kaloryferów. - Ktoś kto chce oszczędzić parę złotych przyjdzie później do spółdzielni z prośbą o pomoc, bo w mieszkaniu jest wilgoć. Tak się jednak kończy, gdy mieszkanie nie jest dogrzane - podkreśla prezes.