Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzydziestolatka złapała kieszonkowca. Mogła przypłacić to życiem

Adrian Kuźmiuk
fot. Archiwum
W autobusie nr 10 złapała złodzieja i o mały włos nie przypłaciła tego życiem. Nikt z pasażerów nie stanął w jej obronie.

- Przytknął mi do szyi coś metalowego. To był nóż. Szukałam wzrokiem pomocy, ale nikt nie zareagował - wspomina pani Beata. Trzydziestokilkuletnia białostoczanka złapała w autobusie kieszonkowca i o mały włos nie przypłaciła tego życiem. Nikt z pasażerów nie stanął w jej obronie.

A wszystko wydarzyło się pewnego słonecznego dnia tuż po święcie zmarłych. Pani Beata wracała właśnie z Madro, gdzie chciała kupić zimowe buty. Na zakupy jeździ zazwyczaj swoim samochodem. Tym razem auto zostało w warsztacie. Między godz. 13 a 15 wsiadła do dziesiątki na przystanku przy dworcu PKP. W autobusie nie było tłoku.

Krzyczała, że zginął portfel

- W pewnym momencie zrobiło się zamieszanie - wspomina. - Zwróciłam uwagę na dwie dziewczyny, może dwudziestoletnie. Jedna z nich miała papierową torbę, do której wciąż zaglądała. Krzyczała, że zginął jej portfel.

Pani Beata siedziała między tylnymi a środkowymi drzwi, którymi wsiadły dwudziestolatki. Cała sytuacja rozegrała się tuż przed nią.

- Nagle zobaczyłam jak z ręki do ręki maszeruje taki kolorowy portfelik - opowiada. - I po prostu mechanicznie złapałam za rękę człowieka, który go podawał.

Kieszonkowiec zdążył przekazać przedmiot swoim kompanom. Zaś pani Beata znalazła się w bardzo niebezpiecznej sytuacji.

Przyłożył mi nóż do szyi

- Ten człowiek pochylił się nade mną i przyłożył mi nóż do szyi - wspomina. - Powiedział, że jak się nie zamknę, to zrobi mi coś złego.

Kobieta była zdezorientowana. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Nie miała pojęcia jak się zachować. W pierwszym odruchu krzyknęła do napastnika:

- Człowieku! No co ty! Uspokój się! Czy to jakiś żart?

Ale to nie był dowcip. Zagubiona kobieta błagalnym wzrokiem szukała pomocy wśród innych pasażerów.

Nikt nie zareagował

- Rozejrzałam się dookoła i nikt nie zareagował w mojej obronie - żali się. - Poczułam jakieś takie oburzenie. Dziewczyna, która siedziała obok mnie, odwróciła głowę w drugą stronę. Liczyłam na to, że coś zrobi, coś powie, a ona patrzyła się po prostu w okno. Wszyscy zachowywali się, jakby nic się nie stało.

Złodzieje wysiedli na następnym przystanku przy uniwersytecie. Przerażone dwudziestolatki najwidoczniej pogodziły się z utratą portfela. Z ich twarzy można było wyczytać strach i zrezygnowanie.

- Byłam w tak ciężkim szoku, że nie przyszło mi nawet do głowy, żeby porozmawiać z tymi dziewczynami - tłumaczy pani Beata. W całym autobusie nikt się nie odezwał.

Nawet, gdy wysiadała na kolejnym przystanku przy bibliotece uniwersyteckiej, pasażerowie zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. Nie zgłosiła tego na policji. Dopiero w domu uświadomiła sobie, w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazła.

Czy źle postąpiłam?

- Syn mi powiedział, że nie potrafię zachować się w autobusie - mówi. - Wyjaśnił, że łapanie złodzieja za rękę jest szczytem głupoty. Wtedy zrozumiałam, że nie powinnam tak szybko reagować. Czasem trzeba zastanowić się nad konsekwencjami. Dostałam niezłą lekcję.

Od czasu niefortunnej przygody pani Beata stara się omijać autobusy. Kiedy musi skorzystać z komunikacji miejskiej najpierw przygotowuje się psychicznie.

- Ta sytuacja przypomina mi się zawsze, gdy mam wsiąść do autobusu - mówi. - Podobnie, gdy widzę autobus stojący na poboczu, a obok niego policję. Wyobrażam sobie, że tam też mogło być podobne zajście, ale tym razem bandytów złapano.

Pani Beata zdaje sobie sprawę z tego, że jej przygoda mogła zakończyć się tragicznie. Wie, że każdy nieprzemyślany odruch może kosztować ją zdrowie, a nawet życie. Dowiedziała się, jak łatwo można paść ofiarą przemocy.

Za bujanie dostaniesz w łeb

- Kiedyś wracaliśmy wieczorem ze sklepu i syn mnie zapytał dlaczego tak bujam ramionami. Odpowiedziałam, że tak chodzę. A on na to, że tak nie można chodzić, bo na niektórych dzielnicach za bujanie można oberwać w głowę.

Pani Beata ma jednak największy żal do ludzi, którzy w żaden sposób nie pomogli jej w potrzebie. Pomimo autobusu pełnego pasażerów nikt nie stanął w jej obronie. Nawet się nie odezwał.

- Kiedyś były takie sytuacje, że ludzie reagowali emocjonalnie - opowiada. - Kierowca zamykał drzwi, a autobus jechał na komendę. Nie wiem dlaczego już tak nie jest.

Co na to policja?

- To bardzo źle, że ta pani nie zgłosiła nam takiego zajścia - mówi Tomasz Krupa, rzecznik komendy miejskiej policji w Białymstoku. - Gdyby z najbliższego przystanku udała się na komisariat, możliwe, że udałoby nam się ich złapać. Fantastyczne jest to, że ludzie reagują. Bardzo często samo wezwanie na miejsce policjantów jest wystarczającą reakcją.

Krupa wspomina wydarzenie które niedawno opisywaliśmy na łamach naszej gazety. Odważny 70-latek ruszył w pościg za przestępcą i pomógł policjantom go obezwładnić.

- To co zrobił pan Ryszard, zasługuje na ogromną pochwałę i jest to wzór do naśladowania - twierdzi policjant. - Ale tak naprawdę przed podjęciem jakichkolwiek działań każdy z nas powinien się zastanowić, czy da radę.

Czy reagować na kradzież?

W takim razie czy powiadomienie współpasażerów o kradzieży odniosłoby pozytywny skutek? Czy to właściwa reakcja?

- Krzyknąć uwaga złodziej oczywiście można, ale notowaliśmy przypadki, że złodzieje, którzy wchodzili do autobusu celowo krzyczeli, że jest złodziej - odpowiada Krupa. - W tym czasie ludzie łapali się za miejsca, gdzie trzymali najbardziej wartościowe rzeczy. Złodzieje wiedzieli już wokół kogo zrobić "sztuczny tłok" i kogo okraść.

Policjant twierdzi, że zawsze powinniśmy reagować na przestępstwo i zgłaszać je policji.

- Wciąż zbieramy dane i analizujemy je - mówi Krupa. - Do miejsc najbardziej niebezpiecznych wysyłamy więcej patroli, często nieumundurowanych. Ich zadaniem jest wmieszanie się w społeczeństwo i obserwowanie podejrzanych osób,

Im więcej informacji otrzyma policja, tym łatwiej jej będzie odnaleźć i ująć przestępców. Dlatego każde zgłoszenie, nawet anonimowe, powinno być wyczerpujące. Należy podać jak najwięcej informacji i poczekać na ewentualne pytania oficera dyżurnego.

A co na to departament dróg i transportu?

- Kierowca ma stałą łączność z dyspozytorem - mówi Bogusław Prokop z departamentu dróg i transportu Urzędu Miejskiego w Białymstoku. - W momencie, gdy dostaje sygnał, że coś złego dzieje się w autobusie, ma możliwość przekazania tej informacji do dyspozytora, a ten z kolei łączy się z policją, strażą miejską, lub naszą firmą ochroniarską.

Ponadto w autobusach jest system monitoringu, który nie zawsze okazuje się przydatny w takich sytuacjach.

- Kierowca przede wszystkim skupiony jest na obserwowaniu drogi, a nie na tym, co dzieje się w autobusie - mówi Prokop. - Dlatego najwięcej zależy od reakcji pasażerów, którzy powinni powiadomić kierowcę. Można też zadzwonić pod numer naszej ochrony, który jest w każdym autobusie (85) 744 38 04 lub 744 3536.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny