Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tom Jones – Na szczyt i z powrotem. Autobiografia

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
- Na przestrzeni lat odpowiadałem na wiele pytań, ale nigdy wcześniej nie opowiedziałem historii mojego życia - Tom Jones
- Na przestrzeni lat odpowiadałem na wiele pytań, ale nigdy wcześniej nie opowiedziałem historii mojego życia - Tom Jones Wydawnictwo SQN
Tom Jones opowiada o sobie, traktując czytelnika jak dobrego kumpla. Czasem zaklnie, czasem przyzna się, że dziewczyny nie tylko rzucają majtki na scenę, ale wciąż pokazują mu kolczyki w miejscach intymnych. Przetrwał na scenie pół wieku!

Ostatnio w reklamie można usłyszeć akustyczną wersję „Sex Bomb”, w dodatku śpiewaną przez kobietę. Po raz pierwszy świat usłyszał tę piosenkę i oszalał u schyłku XX wieku. Zaśpiewał ją Tom Jones, ale mało kto z tańczących w dyskotekach zdawał sobie sprawę, że facet obdarzony głosem jak dzwon zbierał ze sceny damskie majtki już w połowie… lat 60. ! Tego nie mieli nawet The Beatles.

Kariera Thomasa Woodwarda, czyli Toma Jonesa nierozłącznie związana jest z historią współczesnego szoł biznesu. Gdyby nie był twardzielem z górniczej rodziny, pewnie dziś użalałby się nad sobą, że jako nastolatka chciał go molestować szef w fabryce, a i kilku managerów pragnęło bliżej zapoznać się z jego męskością. Ten przywilej spotkał jednak pewną 15-latkę, która uczyniła 16-letniego Thomasa ojcem. Do dziś jest jego żoną, a syn Mark wraz synową – klasycznie wykształconą pianistką są menadżerami wokalisty.

Muszę przyznać, że do połowy lat 80. XX wieku Tom Jones był dla mnie symbolem obciachu. Jak można zachwycać się „What’s New Pussycat” albo operetkową „Delilah” poszukując katharsis w zupełnie innych muzycznych rejonach? Oczywiście trudno było nie znać jego wielkiego głosu, który już w latach 60. doceniali czarnoskórzy śpiewacy, a cóż może być ważniejszego dla białego, który chce się sprawdzać w rhythm and bluesie i korzennym rock and rollu? Tom Jones, głównie za sprawą menadżera, szans na to nie miał zbyt wiele. Za to poznał chyba całą śmietankę gwiazd popu XX wieku. Prowadził niezwykle popularny program telewizyjny „This is Tom Jones”, gdzie gościł największe gwiazdy, Frank Sinatra chciał poznać całą jego familię, a znani amerykańscy mafiosi deklarowali dozgonną pomoc.

Można rzec, że mimo niezwykłego daru od Boga, wokaliście brakowało instynktu. Do dziś nie może odżałować, że nie chciał zaśpiewać „The Long and Winding Road” - jednej z najcudowniejszych ballad Paula McCartneya, którą Beatles zaoferował najpierw właśnie jemu. Za to oprócz pokoncertowego drinkowania nigdy nie stoczył się. Występował w klubach i kasynach, nagrywał country, wrócił nawet do prowadzenia niskobudżetowego programu telewizyjnego, ale naprawdę jego los odmieniła MTV. Dziś ta nikomu już chyba niepotrzebna stacja, wówczas była w stanie wykreować gwiazdy. Kiedy Tom Jones nagrał piosenkę Prince’a „Kiss”, do którego powstało bardzo stylowe wideo z nowoczesnymi grafikami w tle, świat przypomniał sobie o nim na nowo. Po kilku bardzo chudych latach zaczął wracać na szczyt. Apogeum miało miejsce na przełomie stuleci, kiedy „Sex Bomb” nie schodziło miesiącami z list przebojów.

W autobiografii „Na szczyt i z powrotem” Tom Jones opowiada o swoich spotkaniach z Elvisem Presleyem, niespodziewanych odwiedzinach Michaela Jacksona i tuzinach innych gwiazd, które poznał podczas swojej trwającej już pół wieku kariery. Bez nadęcia, jak dobry kumpel, dzieli się wspomnieniami tworzącymi historię współczesnej muzyki rozrywkowej. Naprawdę warto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny