Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Test prawdy

Jerzy Szerszunowicz
Kilka dni temu zostałem poddany testowi prawdy. Wszystko zaczęło się niewinnie. Odebrałem telefon. Głos w słuchawce chciał się podzielić kilkoma uwagami na temat aktualnego Prezydenta RP. I dobrze - każdy ma prawo mieć własne zdanie na temat Lecha Kaczyńskiego, a dla Polaków jest to nawet rodzaj obywatelskiego obowiązku. Problem w tym, że Prawdziwemu Polakowi (a chyba do tej właśnie kategorii należał mój rozmówca) nie wystarczają własne poglądy. Potrzebuje akceptacji. Podtyka swoje jedynie słuszne oceny rzeczywistości pod nos wybranej ofierze i pilnie obserwuje reakcję. Są tylko dwa możliwe wyniki testu: brat albo wróg. Zostałem wrogiem. Rozmowa rozwijała się tak obiecująco, że niebawem zostałbym też "żydem" (Żydem, z przyczyn obiektywnych, zostać nie mogę). Do niczego nie doszło - po gwałtownych wyrazach oburzenia moją postawą i groźbie złożenia skargi, połączenie zostało przerwane. Kilka minut później usłyszałem ponownie znajomy głos w słuchawce: - Wiesz, w którym roku była bitwa pod Grunwaldem? Nic nie odpowiedziałem. Nie lubię, jak się mnie tyka. - A wiesz, w którym roku była bitwa pod Kirholmem? - nie ustępował głos. Postanowiłem spełnić oczekiwania pytającego: - Nie wiem. - I ty jesteś Polakiem?! Nie wiesz takich rzeczy i pracujesz w gazecie?! Zrozumiałem, że wyleciałbym z pracy w trybie pilnym, gdyby to zależało od "telefonicznego śledczego". Egzamin na Prawdziwego Polaka też oblałem koncertowo. I o to chyba chodziło pytającemu. Pomyślałem, że dobrze jest przynajmniej raz dziennie sprawić komuś przyjemność. A mnie właśnie się udało. Czyli 1:1 w setach. Mego rozmówcy ten wynik najwyraźniej nie satysfakcjonował, bo wygłosiwszy ocenę mojej osoby, ponownie rzucił słuchawką. Przedtem - choć nie pytałem - dowiedziałem się, że nie jest członkiem Młodzieży Wszechpolskiej, ani LPR-u. I co z tego? Nie zdążyłem zapytać. Tak zakończył się drugi set - trzeciego nie było. Mógłbym ubolewać nad faktem, że "śledczy" nawet nie starał się poznać moich poglądów i bez oporu uwierzył, że zapomniałem datę bitwy pod Grunwaldem. Nie mam pretensji, bo wiem jak fatalną siłą jest potrzeba posiadania racji - tu i teraz, natychmiast, bezwarunkowo. Rozumiem, czym jest frustracja - choroba, którą leczy sukces, ale objawy można złagodzić poniżaniem innych. Zamiast użalać się nad sobą i światem, zacząłem się zastanawiać, co to właściwie znaczy - być Polakiem? Nie obywatelem polskim (tu sprawa jest dość oczywista), lecz Polakiem, najlepiej Prawdziwym? Czy wystarczy urodzić się w "kraju nad Wisłą?" A może to zbyt mało - może trzeba znać historię, czytać Wieszczów albo być katolikiem? A co z Polonią? Czy można być Prawdziwym Polakiem mieszkając poza granicami Polski tylko i wyłącznie z powodów ekonomicznych (polityczne w ostatnim czasie przestały mieć znaczenie)? A gej, Żyd, Ukrainiec, Niemiec, feministka, mason, człowiek o innym kolorze skóry - czy oni mogą być Prawdziwymi Polakami? Przecież mogliby przypadkiem znać odpowiedzi na pytania postawione przez mego rozmówcę. Co gorsza mogliby mu zadać kilka innych pytań dotyczących chlubnych kart polskiego oręża. Co by było, gdyby nie odpowiedział? Przestałby być Prawdziwym Polakiem? W ramach pokuty zwolniłby się z pracy? Jakoś nie potrafię uwierzyć w taki finał. Jestem człowiekiem małej wiary. A przecież polskość i wiara są nierozłączne. Znów oblałem test na Prawdziwego Polaka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny