Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strajk białostockich pokerzystów. Domagali się zmniejszenia opłat za grę.

Andrzej Lechowski
Ulica Sienkiewicza około 1927 roku. Nieopodal, na rogu Warszawskiej, otwarto cukiernię Lux.
Ulica Sienkiewicza około 1927 roku. Nieopodal, na rogu Warszawskiej, otwarto cukiernię Lux. Fot. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Początek 1936 roku nie zapowiadał się w Białymstoku dobrze. Nad miastem zawisła groźba strajku powszechnego. Protestowali leśnicy i robotnicy. A nawet pokerzyści z cukierni Lux.

Zaczęło się od protestu robotników leśnych zatrudnionych w podbiałostockich leśnictwach. Ich finansowe żądania poparły prawie wszystkie związki zawodowe działające w mieście. Sytuacja była niebezpieczna, tym bardziej że władze leśne były nieustępliwe. Robotnicy jednak w porę się opamiętali i zawarli kompromis z pracodawcą. Ledwo widmo powszechnego strajku uleciało, to kolejny protest ogarnął wszystkie białostockie garbarnie. Ale i tym razem szybko osiągnięto porozumienie, oczywiście płacowe.

Teraz strajkową pałeczkę przejęli tłukacze. Byli to robotnicy zatrudnieni przez Zarząd Miasta przy produkcji kostki bazaltowej. Miała być ona układana w ramach unowocześniania Białegostoku na Lipowej, Rynku Kościuszki i Kilińskiego. Co wywołało niezadowolenie tłukaczy? Rzecz jasna wynagrodzenie. Gdy ich werbowano do tej skądinąd ciężkiej pracy przy tłuczeniu kamieni (cięższa jest ponoć, zgodnie z powiedzeniem, praca nauczyciela), obiecywano im stawkę po 35 zł za metr. To było naprawdę dużo. Taką samą stawkę zaproponował Urząd Powiatowy tłukaczom zatrudnionym w Choroszczy. Oba urzędy jednak dość szybko zorientowały się, że z lekka przesadziły i że ich wstępne przymiarki były mocno optymistyczne. Zaproponowano więc robotnikom nowe stawki.

Białostoccy mieli dostać 4 i pół złotego, a choroscy 5 zł. To musiało rozwścieczyć tłukaczy. Zdawali oni sobie co prawda sobie sprawę, że 35 zł to fantazja. Ocenili więc realne szanse i wygrali! Choroszcz dostała po 7 zł, a Białystok po 5 i pół. Po tłukaczach wojownicze nastroje wybuchły wśród wędliniarzy. Wystąpili oni do władz z żądaniem, aby te zabroniły restauratorom produkcji wędlin. Zdaniem mistrzów salcesonów i podgardlanek, właściciele winni kupować wędliny wyłącznie u nich! Z trudem wytłumaczono masarzom, że konkurencja to święte prawo kapitalizmu.

I gdy wyglądało, że już wszyscy zastrajkowali, jedni wygrywając, inni nie, to wybuchł w Białymstoku strajk niebywały.Na początku 1927 r. przy Sienkiewicza 38 otwarta została cukiernia Lux. Urządzono ją na modłę europejską. Jednym z atutów nowego lokalu były nader przystojne kelnerki. Lux z miejsca zyskał sympatię białostoczan. Wieczorami wszystkie stoliki były zajęte. To tu odbywały się randez-vous miejscowej inteligencji. W Luksie oprócz sali, w której popijając aromatyczną kawę, raczono się miejscowymi ploteczkami, były oddzielne sale do tańca i do gry w karty. Tę ostatnią szczególnie upodobała sobie miejscowa złota młodzież. Trudno tu było znaleźć wolne miejsce. Grano głównie w brydża, ale nie stroniono od pokera, a amatorzy adrenaliny zgrywali się w popularne oczko.

I oto nagle, w pewien sobotni wieczór, tuż po sylwestrze 1936 r., gdy w sali byli już wszyscy gracze, zamiast siąść do tasowania krat, rozpoczęto wiec. Wkrótce okazało się, że było tylu chętnych do wiecowania, że całe towarzystwo musiało przejść do większej sali tańców. Tu jeden z mówców podniesionym głosem perorował, że przez Białystok przelewa się fala strajków, wobec której nie można być obojętnym. Inni karciarze zauważyli też, że horrendalnie wzrosły ostatnio koszty utrzymania. W ustach złotej młodzieży ten argument miał swoją siłę.

Kolejny mówca podniecał słuchaczy krzycząc, że gdy robotnicy żądali wzrostu płac, domagali się obniżek cen chleba, cukru, soli, węgla, to nikt wówczas nie upomniał się o obniżkę opłat za grę w karty w Luksie! Manifestanci ochoczo spisali swe postulaty i przedstawili je kierownictwu lokalu, a następnie proklamowano strajk! Karciarze wybrali popularną wówczas wersję strajku polskiego.

W ich wydaniu wyglądał on tak, że przy stolikach siedzieli brydżyści, pokerzyści i oczkowcy, ale "bezczynnie z założonymi rękami nie opuszczając warsztatów pracy" i cierpliwie czekali na decyzję kierownictwa Luksu. Co było robić? Sala zarabiała na siebie przecież tylko wtedy, gdy w niej grano. Tak to Białystok stał się bodaj jedynym miastem w Polsce, a może i w Europie, w którym walczono o prawa karciarzy do godnego i sprawiedliwego życia. Pokerzyści i brydżyści wszystkich krajów, łączcie się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny