Jedni wyciągają stąd wniosek, że Donald Tusk nie martwił się losem mieszkańców Polski Wschodniej, w tym naszego województwa. Drudzy zwracają uwagę, że minister Błaszczak nie powinien ujawniać planów operacyjnych Wojska Polskiego. Jeszcze inni przekonują, że Wisła jest naturalną zaporą i wzdłuż niej można lepiej się bronić, a potem kontratakować.
Która strategia obrony Polski byłaby skuteczniejsza? Czy wojna manewrowa czy pozycyjna? Czy na Wiśle czy na granicy wschodniej? To pytania do dyskusji dla wojskowych i ekspertów od bezpieczeństwa. Niestety, prawdziwą odpowiedź moglibyśmy poznać dopiero na realnym polu walki...
Czytaj także:Prof. Krzysztof Sychowicz: Od pierwszych dni agresji sowieckiej czerwonoarmiści dokonali wielu okrutnych zbrodni
Są jednak kwestie, które możemy rozstrzygnąć już teraz. Wystarczy spojrzeć na to, jak Rosja postępowała w przeszłości i co robi podczas wojny na Ukrainie. Wpuszczenie żołnierzy i służb rosyjskich do województwa podlaskiego skończyłoby się aresztowaniami, morderstwami, gwałtami, porwaniami dzieci i wywożeniem rodzin, rabowaniem majątku prywatnego i państwowego na wielką skalę. A tam, gdzie Polacy stawialiby opór, spadałyby rakiety i bomby...
Faktem jest, że decyzje ośmioletnich rządów PO-PSL miały wymiar nie tylko teoretyczny, ale i praktyczny. W Podlaskiem zmniejszano nie tylko liczbę żołnierzy, ale także policjantów i strażników granicznych. Skutek był taki, że m.in. z uwagi na brak bezpieczeństwa i przyjętą strategię obrony Polski, od lat w naszym województwie nie lokowano wielkich inwestycji - energetycznych, przemysłowych, infrastrukturalnych.
Wniosek jest prosty. Podlaskie, żeby się rozwijać, musi być bezpieczne. Mieszkańcy i przedsiębiorcy muszą mieć poczucie, że władza ich ochroni w razie niebezpieczeństwa. W przeciwnym razie nikt u nas nie będzie chciał inwestować.
Czytaj także: