Salmonella u dzieci z SP 6 w Białymstoku. Sanepid szuka przyczyny

- Robimy wszystko, co zalecił sanepid - mówi Grażyna Pormańczuk, dyrektorka SP nr 6 w Białymstoku. I wymienia: - Mycie rąk, dezynfekcję wszystkich pomieszczeń, odkażanie. Posiłki są tylko po obróbce termicznej. Nie ma żadnych surowych warzyw ani owoców.

To właśnie u piątki uczniów z tej szkoły sanepid potwierdził zakażenie salmonellą. Czternaścioro czeka jeszcze na wyniki badań.

Przeczytaj też: SP nr 6. Sanepid sprawdza, czy w szkole jest salmonella

Pierwsze dziecko na bóle brzucha, wymioty i biegunkę skarżyło się już 10 maja. Kolejne, z podobnymi objawami, trafiły do lekarzy dopiero kilka dni później. Sanepid od razu zlecił kontrolę szkoły, a przede wszystkim - szkolnej stołówki. Dziennie wydawanych jest tu 360 obiadów.

- Nie można więc na 100 proc. tych zachorowań wiązać z posiłkami ze szkolnej stołówki. Gdyby to stamtąd pochodziły pałeczki salmonelli, tych zachorowań byłoby więcej. I pomiędzy nimi nie byłoby aż tak dużego odstępu czasu - mówi Elżbieta Radiukiewicz, zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego.

Według niej prawdopodobne jest, że źródło zakażenia nie pochodzi ze szkoły. Dlatego, oprócz badania pracowników kuchni, sanepid zlecił również przebadanie pracowników świetlicy oraz 10 proc. tych dzieci, które korzystają ze szkolnych obiadów. - Cały czas szukamy przyczyny. Być może jakieś dziecko miało biegunkę, nie domyło rąk, poczęstowało kanapką inne dziecko - zastanawia się. - Rozważamy wszystkie możliwości.

- A wszystkie dzieci zostały poinformowane, jak używać tych wszystkich środków czystości, jak myć i dezynfekować ręce. Nauczyciele sprawdzają, czy na pewno robią to po każdym wyjściu z toalety i przed każdym posiłkiem - zapewnia Grażyna Pormańczuk. Potrzeby rozmów z rodzicami na razie nie widzi.