Radni zbyt wcześnie wrócili z wakacji

Zapowiadało się, że pierwsza, trochę wymuszona, powakacyjna sesja zakończy się dosłownie po pięciu minutach. Zmiana granic obwodów wyborczych nigdy nie wzbudza emocji. Tyle że niespodziewanie pojawił się wniosek, by uprościć kartę do głosowania na najlepsze projekty osiedlowe i ogólnomiejskie w ramach budżetu obywatelskiego. A ponieważ jakakolwiek zbitka słów "budżet obywatelski" działa na radnych niczym przysłowiowa czerwona płachta na byka, od razu zaczął się ferment. W stylu i duchu przypominającym najgorsze polemiki wiosenne. Ich pokłosiem jest to, że białostoczanie dopiero teraz będą mogli głosować na projekty.

Marcin Szczudło z Komitetu Tadeusza Truskolaskiego zaordynował, by na karcie do głosowania zrezygnować z konieczności wpisywania kodu inwestycji, a jedynie przy ich wykazie umieścić krzyżyk. Z sugestią, że dobrze byłoby zmienić to teraz, bo jeśli głosowanie ma rozpocząć się 3 października, to wystarczy dni na uprawomocnienie się zmiany.

Od razu spotkało się to z reakcją radnych PiS. Tym razem ciężar oratorstwa wziął na swoje barki Krzysztof Stawnicki. Nie ukrywał, że jego klub czuje się zaskoczony nagłym pomysłem. Tym bardziej, że za uproszczeniem głosowania już wcześniej optowała komisja do spraw budżetu obywatelskiego. I zaproponował, by tamte zmiany wprowadzić już teraz.

Jego słowa zadziałały jak oliwa do ognia - nastały prawie dwie godziny fermentu. Były narady w kącie, przerwy, zniecierpliwieni urzędnicy bawili się smartfonami. A radni deliberowali, czy tak szerokie zmiany w ogóle nie wywrócą tegorocznego głosowania do góry nogami (pojawiła się też kwestia weryfikowania oświadczeń osób niepełnoletnich). I jak zachowa się wojewoda, gdy mimo woli przyjmą uchwałę z wadą prawną.

- Może pan radny Maciej Biernacki jako doradca wojewody może się wypowie? - zapytał Krzysztof Stawnicki.

Radny PO zaapelował, by nie robić takich uwag pod jego adresem. - Nigdy w swojej pracy w urzędzie wojewódzkim nie zajmowałem się sprawami rady - zadeklarował doradca wojewody. I zgłosił swoje poprawki m.in. by prezydent opublikował wzór karty do głosowania wraz z zabezpieczeniem graficznym dopiero 2 października.

Debatencja trwała w najlepsze. W końcu radny Stawnicki, w trosce - jak sam przyznał - o los tegorocznego głosowania, wycofał swój wniosek. Zarazem zaapelował o podobny gest do radnego Biernackiego, bo w przeciwnym razie wykaże się brakiem szacunku dla drugiej strony. Ten ani myślał i dopiero poległ w głosowaniu. Ostatecznie radni po niemal dwóch godzinach przyjęli propozycję Marcina Szczudły.

Wydawało się, że po letniej przerwie radni powrócą bogatsi o refleksję nad tym, co działo się w pierwszej połowie roku. Tymczasem przez dwa miesiące nic się nie zmienili. Aż strach pomyśleć, co wydarzy się 28 września podczas tradycyjnej sesji. Mają jednak pewne alibi: wyjątkowo krótkie wakacje. Przez awanturę o absolutorium dla prezydenta radzili do końca czerwca, teraz musieli obradować już 8 września. Gdyby tak skończyli po Bożym Ciele, a zaczęli 28 września to mieliby dłuższą labę niż uczniowie we Włoszech. Tyle że tam nauczyciele zadają podopiecznym wakacyjną pracę domową. I chyba taka pokuta od białostoczan przydałaby się ich wybrańcom. To może za rok pierwszy sprawdzian?