Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radna Janina Czyżewska: Niezależna może więcej

Janka Werpachowska
Radna Janina Czyżewska
Radna Janina Czyżewska Wojciech Wojtkielewicz
Znałam panujące w radzie miasta układy i nie zawsze dobre obyczaje. Myślałam, że Platforma Obywatelska wniesie tam jakiś świeży oddech, który uzdrowi atmosferę. Niestety, szybko się rozczarowałam.

Jeszcze kilka tygodni temu przedstawiłabym panią: radna z klubu Platformy Obywatelskiej. Co takiego się stało, że w drugiej połowie kadencji zdecydowała się pani na opuszczenie klubu?
Janina Czyżewska:
Sygnały świadczące o tym, że może tak się stać, pojawiały się już wcześniej. Przypomnę sprawę tzw. klikania w autobusach miejskich czy sprzedaży Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. W tym drugim przypadku jako jedyna z klubu radnych PO nie wzięłam udziału w głosowaniu. Zostałam ukarana naganą. Zabolało mnie, że wtedy wszyscy koledzy z PO podnieśli rękę za tym, żeby mnie w ten sposób zdyscyplinować, przeciw byli tylko radni z Forum Mniejszości Prawosławnej.

To pani pierwsza kadencja w radzie miasta. Kiedyś była pani niejako po drugiej stronie barykady - czyli pracowała pani w urzędzie miasta. Domyślam się, że znała pani doskonale stosunki i obyczaje panujące w radzie.

- Tak, to prawda. Od 1989 roku pracowałam w urzędzie miasta. Byłam kierowniczką Wydziału Kultury i Sztuki. Z czasem wydział został przekształcony w referat, a za czasów prezydenta Jurgiela referat został zlikwidowany. I ja razem z nim. Do Platformy Obywatelskiej wstąpiłam w 2004 roku - po przejściu na emeryturę. Proponowano mi kandydowanie do rady miasta poprzedniej kadencji. Miałam zagwarantowane pierwsze miejsce na liście, jednak wtedy się nie zdecydowałam. Trzy lata temu wystartowałam z czwartego miejsca i bez problemów dostałam się do rady. Chociaż praktycznie nie prowadziłam żadnej kampanii wyborczej. Powiem, czemu zdecydowałam się na kandydowanie: właśnie dlatego, że znałam panujące w radzie miasta układy i nie zawsze dobre obyczaje. Myślałam, że Platforma Obywatelska wniesie tam jakiś świeży oddech, który uzdrowi atmosferę. Niestety, szybko się rozczarowałam.

Czym na przykład?

- Na przykład tym, że radny nie ma żadnych albo prawie żadnych szans na przebicie się ze swoimi pomysłami, wnioskami - jeżeli są one chociaż trochę odbiegające od wizji prezydenta Białegostoku. Poza tym nie można przenosić na łono samorządu zasad obowiązujących w Sejmie. Politykierstwo jest zgubne dla samorządu. Zgadzam się, że dyscyplina klubowa powinna obowiązywać podczas uchwalania budżetu i przy podejmowaniu decyzji największej wagi dla rozwoju Białegostoku. W innych sprawach, a szczególnie tych, które żywo interesują i bezpośrednio dotyczą mieszkańców miasta - czyli naszych wyborców - powinniśmy mieć większą swobodę w wyrażaniu swojego zdania.

Rozumiem, że sprzedaż MPEC-u uznała pani za taką właśnie sprawę.

- Oczywiście. Przecież ciepłe kaloryfery i ciepła woda w kranie to minimum, którego mieszkańcy mają prawo oczekiwać. Nie chcę powiedzieć, że prywatyzacja firmy miałaby oznaczać, że tej ciepłej wody zabraknie. Ale o tym należało z ludźmi rozmawiać, tłumaczyć, wyjaśniać, przedstawiać kalkulację zysków i strat. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. A przecież większość białostoczan mieszka w blokach i chce mieć poczucie bezpieczeństwa przynajmniej pod tym względem. Nastąpiła kumulacja obaw: czy będzie ciepło w mieszkaniach?, czy będzie ciepła woda w kranach?, czy będzie komu usuwać awarie? I może lęk najważniejszy: czy trzeba będzie więcej płacić za ciepłą wodę i ciepłe kaloryfery? Doskonale te obawy rozumiem i dlatego nie mogłam zagłosować inaczej.

Ale jeszcze wtedy przełknęła pani gorzką pigułkę, jaką była nagana udzielona przy pełnej akceptacji całego klubu. Na dobre zbuntowała się pani dopiero przy uchwale śmieciowej, którą to uchwałę przecież pani popierała.

- Owszem, uważam, że rozwiązanie przyjęte przez białostocką radę uwzględnia specyfikę tego miasta i sprawiedliwie obciąży naszych mieszkańców kosztami wywozu śmieci. Uznałam jednak, że niedopuszczalny był styl postępowania wobec radnego Piotra Jankowskiego, który jako jedyny zagłosował przeciw tej uchwale. A te wydarzenia były poprzedzone zaniechaniami ze strony zarówno władz miasta, jak i radnych - znowu zabrakło wyjaśniania, tłumaczenia, dyskusji. Nikt nie wsłuchiwał się w głosy mieszkańców. Do pojedynczych radnych one oczywiście docierają - wiem, bo sama też rozmawiam z ludźmi. Upubliczniłam swój telefon i adres poczty elektronicznej, więc ludzie z tego korzystają. Potrafię zrozumieć młodych radnych, którzy chcą być w porządku wobec swojego elektoratu. Ale to przypadek, że moje odejście z klubu Platformy Obywatelskiej nastąpiło akurat w tym momencie. Myślałam nad tym krokiem już dużo wcześniej, rozmawiałam o tym i z przewodniczącym klubu, i z przewodniczącym Rady Miasta. Opuszczając klub dałam wyraz swojej niezgodzie na uprawianie politykierstwa w radzie miasta. Na obsadzenie nas - radnych z klubu Platformy Obywatelskiej - w roli paprotek albo maszynek do głosowania, bezkrytycznych w stosunku do pana prezydenta. W swoim klubie nie znajdowałam poparcia dla moich inicjatyw kulturalnych - jak chociażby zorganizowanie Festiwalu Braci Kaufmanów i Przeglądu Teatru Piosenki czy powołanie Miejskiego Konserwatora Zabytków. Poza tym miała wiele zastrzeżeń co do stylu pracy w klubie. Zarząd Powiatu PO nie zajmował żadnego stanowiska w ważnych dla miasta kwestiach. Tylko przewodniczący Tadeusz Arłukowicz z nami o tym rozmawiał. Radnych obarczano całkowita odpowiedzialnością za decyzje, ale nie mieliśmy żadnego wpływu na ich realizację.

W poniedziałek będzie próba odwołania przewodniczącego rady miasta Włodzimierza Kusaka. Jak pani będzie głosować?

- Oczywiście przeciw odwołaniu. Nie widzę powodów, dla których miałby on stracić swoją funkcję. Nie ma też żadnego kandydata, który zdobyłby większość głosów, aby wejść na jego miejsce. Ten wniosek o odwołanie przewodniczącego Kusaka to też dobry przykład tego, jakie gierki polityczne uprawia opozycja. Widocznie liczą na to, że troje radnych, którzy nagle znaleźli się poza klubem PO, poprze ich wniosek.

Pan prezydent Tadeusz Truskolaski powiedział niedawno w rozmowie z Obserwatorem, że być może radni, którzy odeszli z klubu PO źle pojmowali pracę radnego, oczekiwali jakichś zaszczytów. To na jakie zaszczyty pani liczyła?

- Bardzo mnie zabolały te słowa. Kandydując do rady miasta wiedziałam, że jeżeli się do niej dostanę, to czekać mnie będzie ciężka praca. O jakich tu zaszczytach można mówić? Ludzie, którzy znają moją przeszłość, którzy wiedzą, że od czasów studenckich zawsze udzielałam się na polu kultury i że w pierwszych latach po przemianach szefowałam wydziałowi kultury w urzędzie miasta dziwią się, że nie jestem przewodniczącą komisji kultury w radzie miasta, tylko wice. A ja uważam, że młody przewodniczący może korzystać z moich doświadczeń - jeżeli tylko zechce. Moja ambicja w żaden sposób nie została naruszona przez fakt, że jestem zastępcą przewodniczącego. Na zaszczytach mi nie zależy - te, które miały stać się moim udziałem, zdobyłam. Na wielkie pieniądze też nie liczyłam: diety, które pobieram za pełnienie funkcji radnej przekazuję na rzecz bezdomnych zwierząt, których wciąż zbyt wiele żyje w Białymstoku.

Jak teraz wyobraża sobie pani swoją pracę w radzie? Będzie pani radną partyjną, ale poza klubem?

- Chyba wkrótce będę radną bezpartyjną. Dostałam takie pismo od nowego przewodniczącego Zarządu Powiatu Platformy Obywatelskiej, które brzmi jak ultimatum. Czytam w nim, że zarząd "oczekuje zaniechania działań powodujących rozłam w klubie radnych PO". Przewodniczący Marek Chojnowski informuje mnie, że "może istnieć wyłącznie jeden Klub Radnych PO. Nie jest dopuszczalne powoływanie innej reprezentacji Platformy Obywatelskiej RP poza klubem powstałym na początku kadencji Rady Miasta". I w związku z tym przewodniczący "wzywa członkinie PO RP, panie Katarzynę Siemieniuk i Janinę Czyżewską do ponownego wstąpienia do Klubu Radnych PO w Radzie Miasta najpóźniej do 23 kwietnia".

No i co? Posłucha pani wezwania?

- Nie zamierzam zmieniać swojej decyzji, chociaż wiem, że to będzie prawdopodobnie oznaczać usunięcie mnie z partii. Szkoda.

Może jako radna niezależna będzie pani mogła więcej?

- Na pewno. Nie będę ograniczona żadną partyjną dyscypliną, będę mogła forsować swoje pomysły bez wcześniejszego konsultowania ich z klubem - co często kończyło się brakiem akceptacji i sprawie ukręcano łeb. I chociaż już teraz trwają umizgi ze strony opozycji i tej z prawa, i tej z lewa, na pewno nie stracę zdrowego rozsądku i nie będę popierać szkodliwych wniosków i pomysłów tylko po to, żeby komuś zagrać na nosie. Do czegoś takiego się nie zniżę.

A co na koniec powiedziałaby pani swoim kolegom z klubu PO i władzom miasta?

- Żeby pamiętali, że zostaliśmy wybrani przez mieszkańców i nie można nie liczyć się z ich opiniami - to jest nasze wspólne miasto.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny