Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezesi ARR staną dziś przed sądem. Za zmuszanie do zatrudniania i zwalniania ludzi.

Magdalena Kuźmiuk
Żaden z prezesów w śledztwie nie przyznał się do winy.
Żaden z prezesów w śledztwie nie przyznał się do winy. Fot.Archiwum
Białostocka prokuratura okręgowa zarzuca prezesowi ARR w Warszawie i jego poprzednikowi, że zmuszali byłego dyrektora podlaskiego oddziału Agencji do zatrudniania lub zwalniania wskazanych przed siebie osób.

Zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie złożył Andrzej S., były dyrektor podlaskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego, a jednocześnie radny sejmiku naszego województwa. Przyznał, że wywierane były na niego naciski, by zatrudnił lub zwolnił osoby protegowane przez warszawskich prezesów.

Białostocka prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo na początku października 2008 roku. Śledczy zarzucili obu prezesom przekroczenie uprawnień przy zatrudnianiu pracowników.

I dlatego dzisiaj przed Sądem Rejonowym w Białymstoku będzie się tłumaczył Bogdan T., były prezes warszawskiej ARR oraz Władysław Ł., jego następca, który do tej pory sprawuje tę funkcję.
Zarzuty dotyczą okresu od marca do września 2008 roku. Według śledczych, w tym czasie Bogdan T. zadzwonił do Andrzeja S. i wskazał kobietę, którą ten musi przyjąć do pracy w podlaskim oddziale Agencji. Polecił mu jednocześnie, by zwolnił z pracy swoją zastępczynię, która od dłuższego czasu przebywała na zwolnieniu lekarskim. Na jej miejsce nakazał zatrudnić mężczyznę, który miał być protegowanym ówczesnego ministra rolnictwa.

Dyrektor podobno nie chciał się zgodzić. Prokuratura ustaliła, że Bogdan T. wiele razy dzwonił i zmuszał Andrzeja S., by wykonał polecenie. W końcu zagroził, że S. straci pracę, jeśli nie spełni jego żądań.

Pod koniec kwietnia 2008 roku Bogdan T. został odwołany. Szefem ARR został drugi oskarżony, Władysław Ł. Według śledczych, on też wielokrotnie wywierał naciski na Andrzeja S.

Na początku lipca 2008 roku protegowany przez obu prezesów mężczyzna został zatrudniony w podlaskim oddziale ARR. Po miesiącu awansował.

Andrzej S. stracił swoje stanowisko po prowokacji dziennikarzy programu "Teraz My" w TVN. Dzwonili do niego, podając się za zaufanego człowieka ministra rolnictwa. Chcieli, by Andrzej S. pomógł w załatwieniu pracy podstawionej osobie.

Wobec Andrzeja S. toczy się odrębne postępowanie. Usłyszał podobne zarzuty, co jego szefowie. - Śledztwo w tej sprawie zostało przedłużone do końca marca - mówi Adam Kozub, rzecznik prasowy białostockiej prokuratury okręgowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny