Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół na pół , czyli recenzja filmu "U Pana Boga za miedzą"

Tomasz Mikulicz
Plakat z  filmu  "U Pana Boga za miedzą"
Plakat z filmu "U Pana Boga za miedzą" materiały dystrybutora
Nie ukrywam, że dwie pierwsze części perypetii mieszkańców Królowego Mostu obejrzałem z dużą przyjemnością (drugą może z trochę mniejszą). Do najnowszej produkcji Jacka Bromskiego podszedłem z ufnością i zaciekawieniem. I nie zawiodłem się, mniej więcej do połowy filmu... Ale zacznijmy od początku...

Do Królowego Mostu przyjeżdża Staś Niemotko, krajan który 20 lat temu wyjechał do USA za chlebem, a teraz wraca na ojcowiznę. Zbiega się to ze zbliżającymi się wyborami na burmistrza. Po raz pierwszy jest więcej niż jeden kandydat ! Miejsce dotychczasowego włodarza pragnie zająć Śliwak, przedsiębiorca, któremu udało się w miarę dorobić. Szefem jego sztabu wyborczego zostaje przybysz zza Oceanu, by - jak mówi Śliwak - "poprowadzić kampanię po amerykańsku".

W międzyczasie odbywa się huczne świętowanie 60. urodzin proboszcza, na które przybywa nawet sam biskup. Na komendę za to przyjeżdża rezolutna pani instruktor, która ma nauczyć stróży porządku obsługi komputera. Komendant cieszy się z nowego zięcia, a proboszcz prosi Najświętszej Panienki o błogosławieństwo...

Wszystko oczywiście wśród malowniczych krajobrazów Podlasia i przy udziale słynnych już sióstr zakonnych na rowerze. Można wyłapać kilka ciekawych dialogów i powiedzonek, akcja jest wartka i łatwo da się wciągnąć w klimat filmu. Sporo przy tym powtórzeń z poprzednich części, ale co tam... Można to spokojnie oglądać, a całość zachowuje pewien poziom. Niestety do czasu...

W pewnym momencie zaczyna się kampania wyborcza. Obecny burmistrz każe zrywać plakaty wyborcze przeciwnika i podpala należącą do niego słynną Panderozę. Ten w odwecie sprowadza do Królowego Mostu znaną z pierwszej części bandę Gruzina. I w tym momencie film zaczyna tracić na uroku.

Zaczynają się bójki, rozwalanie straganów, wymuszanie haraczy, itd. Burmistrz posuwa się do podpalenia, a komendant okazuje się być jego pachołkiem, który nie reaguje na przestępstwa jakich dokonuje. Zdecydowanie najbardziej żenująca jest scena z Bocianem, który przegania z miasta Gruzina. Strzela do jadących samochodem zbirów, auto się przewraca, Gruzin ucieka. Takie sceny może i są dobre na filmach sensacyjnych, ale nijak się mają do konwencji "U Pana Boga..."

Jakby tego było mało, w tle leci muzyczka jak z taniego westernu. No cóż, jakoś mnie to nie śmieszy. Do końca filmu ani razu już się praktycznie nie zaśmiałem. Nie padła już żadna ciekawa kwestia. Jak to się mówi, czar prysł. Do tego jeszcze zakończenie - mało efektywne i nieco przypadkowe.

"U Pana Boga za miedzą" przypomina pod tym względem trzecią część filmu "Sami swoi". Tam też jest dobry początek, a potem zaczyna się nie pasująca nijak do wcześniejszych opowieści o Kargulu i Pawlaku wycieczka do USA.
W moim systemie oceniania film zasługuje na czwórkę "na szynach".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny