Oskarżony o zabójstwo przyniósł do sądu nóż

Adam K. wyciął imitację narzędzia z papieru. W czasie poniedziałkowego przesłuchania biegłej lekarki, która przeprowadzała sekcję zwłok zamordowanego mężczyzny, papierowy nóż posłużył oskarżonemu do markowania ciosów, które tragicznej nocy otrzymał Andrzej T.

Do zbrodni doszło podczas imprezy w sylwestra w 2010 roku w mieszkaniu przy ulicy Białostoczek w Białymstoku. Między Adamem K. a dużo starszym Andrzejem T. doszło do sprzeczki w kuchni, w czasie której 25-latek zaatakował mężczyznę nożem. Andrzej T. wykrwawił się. Tak wynika z ustaleń śledztwa. Po zabójstwie oskarżony i jego ówczesna partnerka Patrycja S. uciekli z mieszkania. Tydzień później wyjechali do Wielkiej Brytanii.

W połowie lutego do mieszkania przyszli właściciele, by rozwiercić zamek, ponieważ wynajmujący przestali płacić, a kontakt z nimi się urwał. W środku znaleźli zwłoki lokatora w znacznym już stopniu rozkładu.

Oskarżony o zabójstwo Adam K. twierdzi, że to pijany pokrzywdzony zaatakował go nożem. On tylko się bronił, próbował odebrać napastnikowi nóż. Według niego, czasie szarpaniny Andrzej T. sam się śmiertelnie dźgnął.

W poniedziałek na rozprawie przed Sądem Okręgowym w Białymstoku lekarka odpowiadała na pytania dotyczące obrażeń Andrzeja T. i mechanizmu ich powstania. Stwierdziła, że nieprawdopodobne jest to, że pokrzywdzony sam się dźgnął albo, że śmiertelna rana - w okolicach obojczyka, była wynikiem upadku pokrzywdzonego, gdy w ranie tkwił nóż.

Proces Adama K. i Patrycji S., która odpowiada za nieudzielenie pomocy, mógł się zakończyć. Jednak obrońca oskarżonego wniósł o przesłuchanie jeszcze jednego świadka. Sąd się zgodził. Adwokat chciałby też powołania innej biegłej. O tym sąd zdecyduje na posiedzeniu albo na rozprawie za miesiąc.
Adamowi K. grozi dożywocie.