Mimo to twierdzi, że nie lubi podróżować i dlatego wciąż jeździ w te same miejsca. W piątek sokółczanie mogli się spotkać z Ignacym Karpowiczem, pisarzem i podróżnikiem.
Ignacy Karpowicz ma w swoim dorobku trzy powieści: "Cud", "Niehalo“ oraz "Nowy Kwiat Cesarza". Ta ostatnia ukazała się kilka dni temu.
- Jest to pocztówka z podróży do Etiopii i jest pewnego rodzaju przeciwwagą do Etiopii przedstawionej w "Cesarzu" Ryszarda Kapuścińskiego - mówi.
Najnowsza książka Karpowicza jest w pewnym sensie także reportażem. Nie ma w tym nic dziwnego, bo autor już siedem razy odwiedził ten kraj. Początek jego fascynacji Etiopią sięga czasów studenckich.
- To był zupełny przypadek. Kiedyś trafiłem na zajęcia z historii Etiopii i okazało się wtedy, że Etiopczycy mają swój język, że mają stare dokumenty pochodzące z VI wieku, że królowa Saby, która przyjechała do króla Salomona, też była Etiopką - tłumaczy Ignacy Karpowicz.
Karpowicz podkreśla, że Etiopia, jak każdy kraj afrykański, boryka się z biedą i tak jest przez większość ludzi postrzegana.
- Etiopia kojarzy się z krajem much i dzieci z wydętymi z głodu brzuszkami. Ale mało kto wie, że jest to drugi kraj, który przyjął chrześcijaństwo, tuż po Armenii i przed Cesarstwem Rzymskim - mówi.
Zamiast nauczyć łowić, dali rybę
Karpowicz podkreśla, że choć dziś Etiopia nie przeżywa już spektakularnych klęsk głodu, to pomoc, którą dostawała i dostaje od różnych organizacji, bardziej zaszkodziła niż pomogła.
- Na początku XX wieku w Etiopii żyło 4-5 milionów ludzi. Teraz jest ich 80 milionów. Pomoc ograniczała się wyłącznie do dostarczania jedzenia. Zamiast dać wędkę i nauczyć łowić, daliśmy ich rybę. No i efekt tego jest dość smutny - wyjaśnia pisarz.
Ignacy Karpowicz określa Etiopię mianem zielonej góry, która prawdopodobnie wciąż jeszcze kryje w sobie bogactwa naturalne.
- One chyba są, ale nikt z nich nie korzysta. Tutaj podstawowym źródłem dochodów jest garbowanie skór. Ostatnio także produkcja kwiatów, bo Holendrzy zainwestowali tam ogromne pieniądze - tłumaczy Karpowicz.
Kraj leniwych ludzi
Pisarz opowiadał też o życiu na Kostaryce. Spędził tam cztery lata pracując w firmie elektronicznej. Jednak jak sam mówi, po czterech latach tam spędzonych ma dość tego kraju.
- Gdybym miał 70 lat, chciał umrzeć w miłym miejscu i nie miałbym kontaktu z Kostaryńczykami, to mógłbym tam się przenieść, ale inaczej nie - mówi pisarz.
Karpowicz tłumaczy, że Kostaryka to kraj rozleniwionych ludzi, którzy mają czas na wszystko. - W Kostaryce nikt nie pracuje i robi się wszystko, żeby nie pracować. Jeżeli zostawiam samochód w warsztacie i umawiam się na za tydzień, to wiadomo, że auto będzie gotowe dopiero za miesiąc - podkreśla Karpowicz.
Nie lubi podróżować
- Pięć lat temu w kraju wprowadzono obowiązkowy przegląd techniczny samochodów. Wcześniej tiry jeździły bez świateł, sprawnych hamulców. Kierowcy tak się zdenerwowali tym, zupełnie niepotrzebnym według nich nakazem, że zablokowali drogi - mówi pisarz.
Choć Ignacy Karpowicz jest zapalonym podróżnikiem, twierdzi, że nie lubi podróżować.
- Naprawdę tego nie lubię i dlatego wybieram te miejsca, które już znam. I to właśnie dlatego wciąż jeżdżę do Etiopii. W tym roku planuję wyjazd we wrześniu - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?