Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narciarze jeżdzą i niszczą trawniki

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Porucznik Jan Żmudziński, zagorzały narciarz, znany organizator białostockiego sportu
Porucznik Jan Żmudziński, zagorzały narciarz, znany organizator białostockiego sportu
Mimo kapryśnej zimy 1936 roku narciarskie szaleństwo opanowało mieszkańców miasta.

Rozpoczynające się Igrzyska Olimpijskie w Soczi zawładną naszymi emocjami, wyobraźnią i czasem. Będziemy przeżywali historyczne wydarzenia (to jedno z ulubionych określeń sprawozdawców sportowych) na skoczniach, trasach i lodowiskach. W gronie olimpijczyków mamy też i białostoczankę - Patrycję Maliszewską. Oby te igrzyska były dla niej i dla nas historyczne. Ba, "jesteśmy przekonani, że Białystok stanie w pierwszych szeregach propagandy olimpijskiej". Tyle, że ów cytat pochodzi z początku 1936 roku, kiedy nasze miasto "szczyciło się dwoma zawodnikami światowej sławy" czyli lekkoatletami - Edwardem Luckhausem i Kazimierzem Kucharskim i dotyczył przygotowań do letnich igrzysk w Berlinie.

Zimowe igrzyska odbyły się wówczas w Garmisch-Partenkirchen. Niestety wśród 8 osobowej ekipy polskiej nie było tam żadnego białostoczanina. Tak więc nie było i o czym mówić. Myśląc jednak o letnich igrzyskach, w pałacu Branickich w styczniu 1936 roku odbyło się spotkanie, którego celem było "ukonstytuowanie się regionalnego Komitetu Olimpijskiego". Na jego czele stanął wojewoda Stefan Pasławski. Już kilka dni później starosta grodzki dr Świątkiewicz zorganizował w swoim gabinecie konferencję prasową. Oprócz dziennikarzy zaprosił też "przedstawicieli kół sportowych". Ożywiona dyskusja dotyczyła "sposobów zainteresowania jak najszerszych warstw naszego społeczeństwa Wszechświatową Olimpiadą Sportową". Starosta stwierdził też, że "każdorazowa Olimpiada, jak wiadomo, jest nie tylko wielkim egzaminem narodów pod względem sprawności fizycznej. Olimpiada ma poza tym niepoślednie znaczenie polityczne z czego zdają sobie dobrze sprawę rządy państw wszystkich kontynentów". Wygląda na to, że myśli pana starosty podchwycił prezydent Putin.

Tak więc w olimpijskim 1936 roku, białostoczanie mogli śledzić przygotowania do letnich zawodów i zastanawiać się nad szansami Stanisława Marusarza na skoczni narciarskiej w Ga-Pa. Ale też sami nie próżnowali. Postanowili spróbować nie olimpijskiej konkurencji. I tak 30 stycznia "na szybowisku pod Wasilkowem" białostockie koło L.O.P.P. zorganizowało loty zimowe. Zima tamtego roku była kapryśna. Mimo tego szybownicy z zadowoleniem stwierdzili, że "warunki zimowe nic a nic nie ustępują warunkom letnim". Rozochoceni tym ogłosili rozpoczęcie regularnego zimowego szkolenia i zapraszali amatorów do sekretariatu Koła, który mieścił się w hotelu Ritz. Niestety nie wiemy, ilu adeptów szybownictwa wylądowało jedynie w słynnej tamtejszej restauracji, a ilu dotarło do Wasilkowa. Wiemy natomiast, że gdy polscy narciarze szykowali się do startu w Garmisch, to znany organizator białostockiego sportu, zagorzały narciarz, porucznik Jan Żmudziński, wraz ze starszym sierżantem Kłaputem, wybierali się do Worochty, gdzie obaj mieli wziąć udział w "trzydniowym rajdzie narciarskim". To coś dla Justyny Kowalczyk. Trasa długości 100 kilometrów miała różnicę wzniesień 1000 metrów. Ale z Beskidu Huculskiego nadeszły niedobre wieści. Pisano, że "Worochta tonie w błocie", "śnieg nie chce padać", "Huculi załamują ręce".

Na pocieszenie Hucułom z Garmisch- Partenkirchen donoszono, że i tam "nie ma śniegu". Tak więc z wyjazdu białostoczan na rajd nic nie wyszło. "Sorry, taki mamy klimat". Ale po kilku dniach, na początku lutego, zima przyszła. W Ga-Pa śniegu było w bród. Worochtę skuł 30 stopniowy mróz. Też i w Białymstoku warunki narciarskie zrobiły się wyśmienite. Wobec tego Organizacja Przysposobienia Wojskowego Kobiet, w połowie lutego ogłosiła rozpoczęcie "10-cio dniowego, bezpłatnego kursu narciarskiego dla pań". Dla porządku dodawano, że kandydatki winny zgłosić się z butami, ewentualnie z własnym sprzętem". Dla tych, którzy tajniki narciarskie już znali, Miejski Ośrodek Wychowania Fizycznego, którego szefem był właśnie porucznik Żmudziński, organizował "wycieczkę narciarską do Ogrodniczek". Chętnych wieziono autobusem czekającym od rana na Rynku Kościuszki.

Nie wszyscy jednak byli zadowoleni. "Biadali właściciele sklepów z przyrządami sportowymi". Kapryśna zima 1936 roku, obfita w "niczem nieusprawiedliwione wybryki, która z łagodnej, niemal wiosennej, zmieniła się nagle w iście syberyjską", spowodowała, że "ruch w sklepach zmalał w porównaniu z ubiegłą zimą o 50 proc." Ale i pomimo tego, narciarskie szaleństwo opanowało miasto. Zaniepokojony tym był jedynie miejski ogrodnik Stanisław Gralla. Widząc co wyprawia się na Plantach skierował do miłośników dwóch desek list otwarty, w którym apelował o rozsądek "narciarzy, którzy nie bacząc na szkody jakie wyrządzają plantacjom, jeżdżą po szpalerach, trawnikach, kwietnikach i szkarpach, niszcząc zakryte śniegiem rośliny". Nie ucieszyła więc zapewne miejskiego ogrodnika wiadomość, że niedoszły pogromca błota w Worochcie starszy sierżant Kłaput, 18 lutego rozpoczynał kolejny kurs narciarski dla początkujących.

Tak to białostoczanie spędzili olimpijską zimę w epoce przedtelewizyjnej. Soczi w żadnej mierze nie zagraża miejskim plantacjom. Jedyne co się wygniecie, to kanapa przed telewizorem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny