Zastanawiałem się, co ze sobą zrobić, czy żyć dalej. Przyszła myśl, która sama mnie zaskoczyła. Chciałem pójść do więzienia. Gdy dostałem propozycję napadu, zgodziłem się - rozpoczął w poniedziałek swoje wyjaśnienia Władysław G.
Niektóre osoby z ław dla publiczności były zaskoczone takim wyznaniem. Zwłaszcza, że 46-letni oskarżony opowiadał o tym spokojnie. Był bardzo opanowany, chociaż początkowo twierdził, że rozprasza go kamera telewizyjna i mikrofon.
Policjanci doprowadzili Władysława G. z aresztu. Skuty za ręce i nogi, ubrany w czerwony, charakterystyczny dla niebezpiecznych przestępców, kombinezon. Przyznał się do napadu. Często odwracał się w stronę publiczności i patrzył na pokrzywdzonego - 56-letniego właściciela białostockiego kantoru.
13 grudnia 2010 roku, jak co rano, Wiesław J. poszedł z ochroniarzem do banku po pieniądze. Gdy byli przy drzwiach, zostali zaatakowani przez dwóch mężczyzn, którzy porazili ich prądem z paralizatorów. Ich celem była teczka biznesmena, w której były dolary i euro o równowartości około 350 tysięcy złotych.
Między mężczyznami wywiązała się szarpanina, w trakcie której wszyscy wypadli przez drzwi wejściowe do banku. Pokrzywdzonemu udało się uwolnić od jednego z napastników, który od razu rzucił się do ucieczki. Razem z ochroniarzem próbowali obezwładnić drugiego mężczyznę - właśnie oskarżonego Władysława G.
Śledczy ustalili, że wtedy Władysław G. wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Według prokuratury, oddał cztery strzały.
- Usłyszałem strzały. Były oddawane jeden po drugim, błyskawicznie. Broni nie widziałem, ale nagle poczułem przeszywający ból w nodze - opowiadał na sali rozpraw pokrzywdzony. Jedna kula trafiła go w stopę.
Na pomoc pokrzywdzonym ruszyli dwaj przechodnie. Oskarżonego udało się obezwładnić i oddać w ręce policji. Pozostali sprawcy uciekli seatem toledo. Śledczym do tej pory nie udało się ustalić, kim byli.
Ich nazwisk nie zdradził też w poniedziałek oskarżony. Na pytania sądu stwierdził, że kierowcy nie zdążył poznać, a drugim napastnikiem był niejaki Misza. Napadł miał zlecić tajemniczy pan F., który opowiedział bandytom m.in., jak wygląda plan dnia właściciela kantoru.
- Znałem pana F. od kilku lat, ale nie chcę go ujawniać. Nie umiem posłać człowieka do więzienia - powiedział Władysław G.
W środę kolejna rozprawa.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?