Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napadł i strzelał do właściciela kantoru. Stanął przed sądem

Magdalena Kuźmiuk
Władysław G. na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Białymstoku
Władysław G. na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Białymstoku MoDo
Śledczy wiedzą, że napastników było trzech. Ale udało się zatrzymać tylko Władysława G. Nie wydał wspólników, dlatego na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Białymstoku usiadł w poniedziałek sam. Przyznał się do winy. Grozi mu 15 lat więzienia.

Zastanawiałem się, co ze sobą zrobić, czy żyć dalej. Przyszła myśl, która sama mnie zaskoczyła. Chciałem pójść do więzienia. Gdy dostałem propozycję napadu, zgodziłem się - rozpoczął w poniedziałek swoje wyjaśnienia Władysław G.

Niektóre osoby z ław dla publiczności były zaskoczone takim wyznaniem. Zwłaszcza, że 46-letni oskarżony opowiadał o tym spokojnie. Był bardzo opanowany, chociaż początkowo twierdził, że rozprasza go kamera telewizyjna i mikrofon.

Policjanci doprowadzili Władysława G. z aresztu. Skuty za ręce i nogi, ubrany w czerwony, charakterystyczny dla niebezpiecznych przestępców, kombinezon. Przyznał się do napadu. Często odwracał się w stronę publiczności i patrzył na pokrzywdzonego - 56-letniego właściciela białostockiego kantoru.

13 grudnia 2010 roku, jak co rano, Wiesław J. poszedł z ochroniarzem do banku po pieniądze. Gdy byli przy drzwiach, zostali zaatakowani przez dwóch mężczyzn, którzy porazili ich prądem z paralizatorów. Ich celem była teczka biznesmena, w której były dolary i euro o równowartości około 350 tysięcy złotych.

Między mężczyznami wywiązała się szarpanina, w trakcie której wszyscy wypadli przez drzwi wejściowe do banku. Pokrzywdzonemu udało się uwolnić od jednego z napastników, który od razu rzucił się do ucieczki. Razem z ochroniarzem próbowali obezwładnić drugiego mężczyznę - właśnie oskarżonego Władysława G.
Śledczy ustalili, że wtedy Władysław G. wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Według prokuratury, oddał cztery strzały.

- Usłyszałem strzały. Były oddawane jeden po drugim, błyskawicznie. Broni nie widziałem, ale nagle poczułem przeszywający ból w nodze - opowiadał na sali rozpraw pokrzywdzony. Jedna kula trafiła go w stopę.

Na pomoc pokrzywdzonym ruszyli dwaj przechodnie. Oskarżonego udało się obezwładnić i oddać w ręce policji. Pozostali sprawcy uciekli seatem toledo. Śledczym do tej pory nie udało się ustalić, kim byli.

Ich nazwisk nie zdradził też w poniedziałek oskarżony. Na pytania sądu stwierdził, że kierowcy nie zdążył poznać, a drugim napastnikiem był niejaki Misza. Napadł miał zlecić tajemniczy pan F., który opowiedział bandytom m.in., jak wygląda plan dnia właściciela kantoru.

- Znałem pana F. od kilku lat, ale nie chcę go ujawniać. Nie umiem posłać człowieka do więzienia - powiedział Władysław G.

W środę kolejna rozprawa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny