Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludwik Koehler namalował portret Stanisława Wojciechowskiego

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Obwieszczenie, z którego białostoczanie dowiedzieli się o dymisji prezydenta Wojciechowskiego.
Obwieszczenie, z którego białostoczanie dowiedzieli się o dymisji prezydenta Wojciechowskiego.
Malarz prof. Ludwik Koehler w maju 1925 roku stworzył portret prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, który niebawem uroczyście zawieszono w magistracie obok wizerunku marszałka Piłsudskiego. Kiedy rok później po przewrocie majowym Wojciechowski podał się do dymisji, postanowiono się go pozbyć i z Białegostoku. Tyle, że jakiś urzędnik zdjął nie jego portret, ale marszałka. No, tego by i Szwejk nie wymyślił.

Oberwało się Fundacji Polska Pomoc, która odwróciła orlą głowę w przeciwną, a więc niezgodną z heraldyką stronę. I już mamy z tego naruszoną tradycje narodową, hańbę itd., itp. To jak zatem potraktować stada kibiców poprzebieranych za orły, które w rzeczy samej przypominają w tej wersji głupkowate koguty? W tych pseudo patriotycznych sporach często lubimy podpierać się historią, twierdząc, że za sanacji takie zachowania były nie do pomyślenia A jednak było trochę inaczej.

Ledwo nastała niepodległość, a już w kwietniu 1919 roku przy Warszawskiej 45, choć wówczas podawano jeszcze starą rosyjską nazwę tej ulicy, czyli przy Aleksandrowskiej, otwarto restaurację "Pod Orłem". To gastronomiczna wersja patriotyzmu połączona z marketingiem. Jakże to wszystko nie pasuje do legendy II RP.

W Pod Orłem można było pławić się w dużym wyborze win i zakąsek. Od południa do godziny 16. obowiązywała w niej pora obiadowa. To prawie jak narodowa sjesta. Najważniejszą wiadomością interesującą każdego prawdziwego patriotę było to, że "ceny obiadu z dwóch dań z herbatą lub kawą 6 marek z 3 dań 7 marek". Bardziej wymagającym, czyli wielkim patriotom oferowano "oddzielne gabinety". Niestety kroniki milczą na temat menu, a szkoda.

Innego rodzaju dyskusje wzbudziła polska flaga łopoczącą na ratuszu. Wieczorem 19 lutego 1919 roku po wkroczeniu do Białegostoku pierwszych polskich oddziałów ktoś spontanicznie na wieży ratusza wywiesił czerwony sztandar z wizerunkiem Orła Białego. Chwila była wzniosła i niejednemu łza zakręciła się w oku. Ale po pewnym czasie wszyscy zapomnieli o tym narodowym symbolu. I tak sztandar najpierw targały zimowe zawieruchy, po nich nastały wiosenne burze, letnie słońce wypaliło intensywność koloru, a jesienne słoty dopełniły dzieła zniszczenia.

Nie minął rok a na ratuszu smętnie wisiały strzępy czegoś co było niegdyś symbolem. Na początku 1920 roku białostoczanie z ulga stwierdzili, że "nareszcie zdjęli z ratusza flagę poszarpaną". Domagano się wywieszenia nowej, ale bezskutecznie.

Flaga, godło to oczywiste znaki, dzięki którym buduje się poczucie jedności dajmy na to na stadionie. Jeszcze gdy wypijemy trochę piwa, to intonujemy ryk mający przypominać Mazurka Dąbrowskiego.
A propos piwa. Pamiętamy perypetie Szwejka, który niefrasobliwie, acz zgodnie z prawdą oznajmił, że "muchy obsrały portret najjaśniejszego pana". Pamiętamy też przesilenia gabinetowe a` la Komitet Centralny PZPR. Rano, jeszcze przed pierwszym dzwonkiem we wszystkich polskich szkołach trzeba było usunąć wizerunki nieaktualnego przywódcy i zawiesić nową fizjonomię. Tak znikali Spychalski, Gomułka, Ochab czy Cyrankiewicz.

W tym rozdziale portretowych roszad w białostockich annałach zachowała się też pyszna historia wkraczająca aż na salony historii sztuki. Otóż w Białymstoku od 1923 roku mieszkał "znany zasłużony sztuce polskiej artysta malarz prof. Ludwik Koehler", o którym w Albumie pisałem przed kilkoma miesiącami. Mistrz ów w maju 1925 roku stworzył portret prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego. Dzieło zostało wystawione w witrynie Księgarni Nauczycielskiej przy Kilińskiego 10. W mieście panowała pełna zachwytu zgodna opinia, że "warto aby portret nabyty został przez urząd albo samorząd miejski". Tak też się stało i dzieło Koehlera uroczyście zawieszono w sali obrad rady miejskiej w budynku magistratu przy Warszawskiej 21. Tak więc radni zasiadając w ławach mieli przed swymi oczyma wymalowane marsowe oblicze Józefa Piłsudskiego i nieco łagodniejsze Stanisława Wojciechowskiego. Obydwa portrety w zgodzie (bo pomiędzy obydwoma mężami stanu raczej o niej mowy nie było) wisiały sobie do 12 maja 1926 roku.

Trzy dni po przewrocie majowym Wojciechowski podał się do dymisji. Nie wiemy, co wówczas wydarzyło się w białostockim magistracie, ale wiemy, że w wyniku podejrzanych knowań, a może zwykłego niedopatrzenia, zdjęto nie ten portret! Tego to nawet i Szwejk by nie wymyślił.
Zdumieni rajcy i urzędnicy oglądali jedynie jasny prostokąt na ścianie, który pozostał po Marszałku, gdy tymczasem zdymisjonowany prezydent patrzył na nich z lekkim zakłopotaniem. Pikanterii całemu zajściu dodawało neutralne zachowanie przewodniczącego rady Feliksa Filipowicza, który był fanatycznym wielbicielem Piłsudskiego.

Na domiar złego o tym niebywałym skandalu, czy prowokacji ktoś powiadomił prasę żydowską. Redaktor Pejsach Kapłan w Dos Naje Łebn kpił pisząc, że "należy zawiesić na sali posiedzeń Rady Miejskiej portret obecnego Prezydenta Rzeczpospolitej p. I. Mościckiego, portret zaś p. Wojciechowskiego usunąć, a wraz z portretem tym usunąć i całą Radę Miejską".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny