Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzyż jest najważniejszy, ale minarety są jak dzwonnice

Mirosław Miniszewski
Minarety były naśladownictwem chrześcijańskich dzwonnic
Minarety były naśladownictwem chrześcijańskich dzwonnic Fot. sxc
Kiedy europejski trybunał wydał wyrok w sprawie krzyży, podnieśliśmy, całkiem słusznie, larum, domagając się poszanowania tradycji i uczuć ludzi wierzących. W sprawie islamu nie jesteśmy już tak ochoczo nastawieni do obrony cudzych wartości religijnych.

Jeszcze tli się konflikt o europejskie krzyże wiszące w miejscach publicznych, a już możemy oglądać następną bitwę nowej wojny religijnej, jak antyreligijną histerię nazwał ostatnio prof. Bogusław Wolniewicz. Tym razem chodzi o minarety w hiperdemokratycznej Szwajcarii. W referendum 57 procent głosujących Helwetów opowiedziało się za zakazem ich budowania. Według oficjalnych danych w Szwajcarii mieszka około 400 tys. muzułmanów.

Trzeba wyjaśnić pewną nieścisłość, ponieważ część mediów przedstawia sprawę tak, jakby zakaz ów dotyczył budowania muzułmańskich świątyń w ogóle. Tymczasem nie chodzi o meczety. Minaret (po arabsku "manara", czyli miejsce, skąd widać światło, latarnia morska) to zwykle wysoka i smukła wieża stawiana przy meczecie - świątyni islamskiej - z przywieszonym balkonikiem u szczytu lub galeryjką. Na nich to pięć razy dziennie pojawia się muezin, który wzywa wiernych na modlitwę. Minarety pojawiły się na Bliskim Wschodzie prawdopodobnie w VII wieku jako naśladownictwo chrześcijańskich dzwonnic. Minaret jest bowiem dla muzułmanina tym samym, czym dzwonnica dla chrześcijanina.

Tutaj ciekawostka: katolicki zwyczaj dzwonienia na Anioł Pański ma islamski rodowód. Święty Franciszek z Asyżu, kiedy był w niewoli u Saracenów, przyglądał się zwyczajowi wzywania wiernych na modlitwę i zapragnął czegoś podobnego w Europie, co też wprowadził na początek w kościołach swego zakonu, a potem przyjęło się w całym katolicyzmie. Mamy więc tutaj ciekawy przypadek współoddziaływania na siebie dwóch kultur: minarety były naśladownictwem chrześcijańskich dzwonnic, a z kolei ich wtórne użycie przez katolików do wzywania na modlitwę naśladowało muzułmański zwyczaj. Ostatecznie islam i chrześcijaństwo wyrastają z tego samego pnia religijnego - z tradycji
judaistycznej.

Znaki świętego czasu

Dla muzułmanina czas modlitwy jest bardzo istotny. Reguluje go cykl słoneczny. Dawniej, kiedy nie było zegarków w powszechnym, indywidualnym użyciu, śpiew muezina był tym, czym nastawiony alarm w elektronicznym budziku lub telefonie komórkowym. Pomimo że dzisiaj wszyscy mamy zegarki, tradycja pozostała. Tak samo, jak nadal w zwyczaju jest dzwonić w kościele na mszę, jutrznię czy nieszpory. Dźwięki chrześcijańskich dzwonów, tak jak głos dochodzący z minaretu, wyznaczają święty czas, sakralny punkt odniesienia w świecie zwykłej codzienności. Tym większe ma to znaczenie, im bardziej społeczeństwo ulega powszechnemu zeświecczeniu.

Śpiew muezina, rozbrzmiewający pięć razy dziennie, widać rozsierdza niektórych do tego stopnia, że chcą zakazać budowy minaretów w ogóle. Czy chodzi tutaj o hałas? Podobnie w Polsce co jakiś czas pojawia się spór o dźwięk zbyt głośno bijącego o świcie dzwonu. Nie przeszkadza niektórym uliczny szum, głośna muzyka i cały dzień nadający telewizor w ich mieszkaniach, ale problemem jest dzwon. To jest w istocie nienawiść religijna. Komuś przeszkadza, że inni wyznaczają swój czas według odmiennych, sakralnych rytmów.

Dlatego to, co się stało w Szwajcarii, należy postrzegać jako element prowadzenia religijnej wojny. Kiedy europejski trybunał wydał wyrok w sprawie krzyży wiszących w klasach włoskiej szkoły, podnieśliśmy, całkiem słusznie, larum, domagając się poszanowania tradycji i uczuć ludzi wierzących. Ponadto argumentowaliśmy, że jest to cios w europejską tradycję. W sprawie islamu nie jesteśmy już tak ochoczo nastawieni do obrony cudzych wartości religijnych.

Zakaz wieszania krzyży we włoskich szkołach był wynikiem procedowania międzynarodowego sądu - nie był wynikiem demokratycznych decyzji. W Szwajcarii jednak mamy do czynienia z koroną procesów demokratycznych - referendum, bezpośrednim wykonywaniem władzy suwerena, jakim jest naród. Decyzję sądu łatwo krytykować, jest ona wydawana zawsze w kontekście określonych przepisów, które ostatecznie można zmienić, jeśli są złe. Ale w demokracji decyzji większości nie można zakwestionować, można się jej tylko bać.

Do nas też się w końcu dobiorą

Jakoś zadziwiająco słabe są nasze, polskie reakcje na szwajcarski problem. Tymczasem powinniśmy się spodziewać, że po krzyżach przyjdzie czas i na nasze dzwonnice, na procesje Bożego Ciała, wielkanocne rezurekcje, choinki na rynkach miast, publiczne kolędowanie, chodzenie księdza z Panem Jezusem do chorych w widoczny i "ostentacyjny" sposób. I że w końcu i u nas dojrzeje większościowe społeczeństwo wojujących racjonalistów, tak dalece wierzących w potęgę rozumu, że wyniosą go na piedestał i, w ramach jak najbardziej demokratycznych procedur, wyprą całą sferę sakralną do piwnic i katakumb współczesności. I że w imię tolerancji i równouprawnienia jakiekolwiek publiczne manifestowanie swej wiary będzie napiętnowane jako działanie opresyjne.

Zapędziliśmy się chyba zanadto w tych wszystkich procesach emancypacji i sprawiliśmy, że niedługo obrócą się one przeciw nam samym.

W przypadku szwajcarskich minaretów mamy jednak do czynienia z czymś jeszcze. Jest to islamofobia, która do złudzenia przypomina przedwojenny antysemityzm. Te same argumenty, podobny ton pozornego racjonalizmu. Wtedy jednak niższość Żydów próbowano wyjaśnić na płaszczyźnie biologicznej, że są niższą rasą. Dzisiaj to nie przejdzie - nienawidzący Arabów wiedzą, że po Auschwitz ten argument jest spalony. Dlatego retoryka quasi-biologiczna została zastąpiona społeczno-kulturową. Podkreśla się jakoby naturalną obcość i odrębność islamu od europejskiej tradycji. Wyciąga się jakieś argumenty historyczne rodem ze średniowiecznych wypraw krzyżowych, zapominając, że znacznie więcej krwi upuścili chrześcijanie chrześcijanom - katolicy protestantom i vice versa. Islam jest integralną częścią naszej kultury, czy to się komuś podoba, czy nie.

Minarety są takim samym elementem sakralnego pejzażu Europy, jak kościelne wieże, cerkiewne kopuły czy dachy synagog. To nie jest żaden relatywizm, to są fakty.

Demokracja miała nam przynieść koniec wzajemnej nienawiści rodem z epoki wojen religijnych. Tymczasem irracjonalne konflikty na nowo odżywają w ramach samej demokracji. Tym razem nikt nie będzie mieczem wyrzynał wrogów-innowierców.

Racjonalna i świecka władza "Nowego Europejczyka" nie tapla się we krwi, brzydzi się nią. Nie interesuje go niewolenie i męczenie czyjegoś ciała. Jego opresja jest skierowana wprost w duchową sferę człowieczeństwa. Pod pozorem wprowadzania tzw. praw podstawowych zabiera się ludziom prawo do bycia sobą wśród innych. A jak pisała Hannah Arendt, "człowiek istnieje w polityce tylko na równych prawach, jakie ci, którzy są bardzo odmienni, gwarantują sobie nawzajem". Paradoks demokracji polega na tym, że potrafi zniszczyć samą siebie w demokratyczny sposób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny