MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Julia Fiedorczuk – Pod słońcem. Podlaska saga pełna miłości i śmierci

Jerzy Doroszkiewicz
Julia Fiedorczuk - Pod słońcem
Julia Fiedorczuk - Pod słońcem Wydawnictwo Literackie
Julia Fiedorczuk rozpoczyna rok 2020 fantastyczną sagą „Pod słońcem” Osadzona na Podlasiu, gdzieś w okolicach Drohiczyna historia, już teraz wydaje się być murowaną kandydatką do Nagrody im. Kazaneckiego. Pełna jest miłości, śmierci i historii tutejszych i o tutejszych.

Formalnie bohaterami nowej powieści Julii Fiedorczuk jest małżeństwo Miłki i Michała, a właściwie, po swojomu, Miszy. Ale autorka „Pod słońcem” uniknęła najprostszej z klisz – to nie jest małżeństwo mieszane, prawosławnego z katoliczką. A jakie?

Może to mariaż marzeń z codziennością, kultu wiedzy z umiłowaniem przyrody? Tropów jest wiele, bo i pojawiających się postaci w „Pod słońcem” jest bez liku, a ich mikrohistorie potrafią poruszać. Choćby naprawdę żyjącego przed wojną w Siemiatyczach Jankiela Tykockiego, żydowskiego fotografa. Opowieści o ocalonych Żydach mieszają się z baśniami Romów czy Kirgizów, jak poezje Puszkina z Księgą Koheleta. A wszystkie te niezwykłe ingrediencje składają się na wyborny smak opowieści, właściwie sagi obejmującej cały wiek XX, a nawet więcej.

Ot choćby Piotr, ojciec Miszy. Chłop prawosławny, mający rodzinę, który był i uwierzył, że w Sowietach powstaje kraina wiecznej szczęśliwości. Rusza za Ural, by w Magnitogorsku znaleźć się właściwie w obozie pracy. Tylko łutowi szczęścia i wsparciu rodziny zawdzięcza, że będzie mógł wrócić do Polski, do rodzinnych stron. Wiarę w komunizm zastąpi wiarą w Boga, wyrzeknie się pijaństwa, cerkwi i wraz z żoną pozwolą się ochrzcić ponownie baptystom. A że niedaleko pada jabłko od jabłoni, i syn jego, ów Michał, Misza, religijnego wzmożenia raczej w młodości nie dozna. Będzie wolał budować nową, socjalistyczną Polskę, ale nie w jej propagandowym wymiarze, tylko… pozytywistycznym. Zostanie nauczycielem w wiejskiej szkółce.

Julia Fiedorczuk przyznaje, że pochodzi z nauczycielskiej rodziny, a i sama uwielbia zajęcia ze studentami. I jednym z bohaterów zbiorowych „Pod słońcem” oprócz historii i pamięci są właśnie nauczyciele. To oni kształtują zachowania Miszy – te społeczne i te… uczuciowe. Jego pierwszy nauczyciel rozbudza w nim zainteresowanie poezją, światem, stawia pytania, czyni chłopaka refleksyjnym. A że młodzieniec to pojętny, nie dość że pragnie uczyć się języków, to jeszcze zachwyca go postać Ludwika Zamenhofa. Esperanto okaże się okazją nie tylko do podróży po świecie, ale też długotrwałej przyjaźni, miłości na odległość, połączonej mostem z najpiękniejszych słów. Bo Julia Fiedorczuk o miłości pisze pięknie. O pierwszych drgnieniach serca, o nieodwołalnym zakochaniu się, utonięciu w uczuciu i o umiejętności przeczekania fascynacji inną osobą. U schyłku życia Misza znów się zakocha, a jego Miłka ze stoickim spokojem będzie akceptowała platoniczną fascynację męża. W ogóle, książka przepełniona jest miłością, często taką po grób.

W „Pod słońcem” ważną rolę odgrywa przyroda, zmieniające się pory roku, uroki pól, lasów, jest nawet rozdział napisany jakby z perspektywy... sowy. Paralele pomiędzy wykluwającymi się w dziupli pisklętami i losami ludzi splata Julia Fiedorczuk w przepiękny wzór. A skoro koło życia musi kręcić się nieustannie, mnóstwo w tej sadze o ludziach z Podlasia śmierci. Umierają ledwo co narodzone dzieci, odchodzą dziadkowie, rodzice, umrą i Misza z Miłką i czytelnik będzie każdej z tych śmierci towarzyszył. Nie zabraknie samobójstwa, egzekucji, ale u Fiedorczuk śmierć nie jest straszna. Jest równie naturalna jak wspomniane pory roku, a sposób, w jaki je opisuje wręcz obniża lęk przed tym, co i tak nieuchronne.

Szczęściem Julia Fiedorczuk stara się omijać wielką politykę. Misza od fascynacji socjalizmem przejdzie do łagodnego buntu, będzie słuchał Wolnej Europy, pojawią się leśni, dziś – żołnierze wyklęci, a co jakiś czas będą go dosięgały nienawistne słowa czy napisy – od kacapa po żydokomunę. Momentami razi lekki dydaktyzm tego historycznego tła, mogą wywoływać uśmiech tyrady profesora Koniarskiego, ale z kolei fraza: „Ptak wije swoje gniazdo z tego, co znajduje w lesie. Człowiek z tego, co znajduje w sobie” to jedna z rozlicznych sentencji, które są ozdobą tej pełnej życiowych mądrości sagi.

Czytając „Pod słońcem” mimowolnie przypomina się najpiękniejsza powieść Ignacego Karpowicza - „Sońka”. Tam była miłość niemożliwa za to aż po grób, u Fiedorczuk od miłości aż kipi, czuć ją z kart powieści i wobec jej siły niestraszne są rozliczne śmierci dotykające bohaterów powieści. Piękna lektura na dobre i złe czasy. Premiera już 25 marca. Polecam.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Waldemar Kulej: Ojciec był jak doktor Jekyll i mister Hyde".

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny