I jak wytrawny dziennikarz dokumentalista, opowieść o Joy Division rozpoczyna od przedstawienia panoramy miasta – tego bardziej znanego Manchesteru i, jak się okaże, nie mniej ważnego, sąsiedniego Salford. I już same te wspomnienia, połączone ze stojącym wciąż przed oczami czarno-białym obrazem z filmu „Contorl” Antona Corbijna dają poruszające wrażenie. To opowieść o dzieciakach dorastających w otoczeniu niebywałej brzydoty, w dzielnicach fabrycznych, przykutych do miasta bez zieleni, gdzie zobaczenie drzewa jest rarytasem. To opowieść o miastach, w których dominuje klasa robotnicza, a bieda jest wszech obecna. Opowieść o przyszłych twórcach wspaniałej muzyki, których nie stać było na własny gramofon i płyty.
Stopniowo pojawia się w przyszłych członkach Joy Division chęć grania, wyrażania siebie. Od pierwszych nieudolnych prób muzykowania można śledzić ich rozwój Dzięki temu, że pracują w sklepach płytowych, poznają brzmienia niemieckiego kraut rocka, są za pan brat z niemiecką elektroniką, znają unikalny styl Kraftwerk. Ale to i tak jest niczym przy bezpośredniej sile rażenia Sex Pistols. Po lekturze tych wspomnień nikt już nie może mieć wątpliwości, że królowie zimnej fali rozwijając zespół inspirowali się buntowniczą energią Pistolsów. Jon Savage wspomina ich koncertowe podróże, śledzi pierwsze nagrania. Dzięki głosom z przeszłości można niesamowicie wejść w tamten czas, znaleźć się w tych obskurnych salkach, gdzie Joy Division zaczynają występować, poczuć satysfakcję z ukazywania się ich kolejnych nagrań.
Savage nie zapomina o niczym. Rozmawia z twórcami okładek płyt, Martin Hannett, producent i szef Factory Records, opowiada o sztuczkach technicznych, jaki wspomagał brzmienie albumów, fotografowie wspominają, jak powstały najsławniejsze zdjęcia grupy.
„Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach” to znakomity pomysł na jeszcze inny sposób opowiedzenia historii zespołu. Sposób przypominający scenariusz filmu dokumentalnego – świetnie skomponowanego i zmontowanego. Filmu, który przy czytaniu przetłumaczonego przez Filipa Łobodzińskiego tekstu, przy odrobinie wysiłku, sam wyświetla się w głowie. No i włącza się muzyka. Unikalna i wyjątkowa do dziś. Na zawsze.
Czytaj też: God Save the Sex Pistols, czyli jak hartował się punk rock
Czytaj też: Jon Savage – 1966. Rok, w którym eksplodowała dekada