Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Kiełsa - kiedyś zawodowy boks, dziś grozi mu bezrobocie

Julita Januszkiewicz
Grzegorz Kiełsa reprezentował Polskę na igrzyskach w Sydney
Grzegorz Kiełsa reprezentował Polskę na igrzyskach w Sydney Fot. Julita Januszkiewicz
Czuję się wypalony sportowo. Nie chcę już boksować. Chcę ułożyć sobie na nowo życie - mówi Grzegorz Kiełsa, znany pięściarz białostocki. Miesiąc temu wrócił z Kanady. I dał ogłoszenie w prasie, że szuka pracy.

Ogłoszenie Grzegorza Kiełsy w Kurierze Porannym ukazało się w magazynie. Rzuca się w oczy. To znany białostocki pięściarz, reprezentant Polski na igrzyskach olimpijskich w Sydney.

- Chcę zwrócić na siebie uwagę. Po prostu szukam pracy, a do tego chcę wykorzystać swoje nazwisko. Trzeba przecież z czegoś się utrzymywać i żyć - nie ukrywa Kiełsa.

Publicznie ogłosił, że jest bokserem i ma wyższe wykształcenie ekonomiczne. Jego wyuczony zawód to pośrednik wyceny nieruchomości. Dodatkowo biegle zna język angielski. Dlatego uważa, że z takim dyplomem powinien znaleźć satysfakcjonującą i stałą posadę.

Trzysta CV

Ma konkretne oczekiwania i sprecyzowane plany życiowe. Chce zarabiać średnią krajową. Nie odpowiada mu monotonna praca za biurkiem. Mówi, że nie nadaje się do ośmiogodzinnego ślęczenia nad papierami. Chciałby pracować w ruchu, chociażby jako przedstawiciel handlowy lub pośrednik wyceny nieruchomości. Myśli też o własnej działalności gospodarczej. Chętnie otworzyłby agencję nieruchomości, ale jak na razie nie ma chętnych wspólników. Mówi, że miał okazję poznać tę profesję podczas ubiegłorocznych wakacyjnych praktyk w Poznaniu.

Zamiary duże. Co z możliwościami? Kiełsa w porównaniu do młodych ludzi po studiach ma ułatwiony start życiowy. Kilka lat spędził za granicą. Posiada doświadczenie w sporcie. Mógłby więc zająć się chociażby pracą trenerską. Na przykład otworzyć szkółkę. Uczyłby wtedy dorosłych boksowania.

- Nic konkretnego jeszcze nie zrobiłem, by założyć swoją firmę. Nie mam żadnych oszczędności. Owszem, za granicą dużo zarabiałem, ale też dużo wydawałem - odpowiada pięściarz.

Przyznaje, że jak na razie tylko się rozgląda i bada rynek pracy. Dlatego po różnych firmach na terenie województwa podlaskiego a także mazowieckiego rozsyła swoje oferty. Wysłał trzysta CV. Bez odzewu.

Wysłał trzysta CV. Bez odzewu. Był też na dwóch rozmowach kwalifikacyjnych. Ale się szybko rozczarował.

Był też na dwóch rozmowach kwalifikacyjnych. Ale się rozczarował. Okazało się bowiem, że pracy na Podlasiu jest jak na lekarstwo. A oprócz chęci potrzebne jest przede wszystkim doświadczenie.
I tu zaczynają się schody. Bo Grzegorz Kiełsa doświadczenia nie ma.

- To niesprawiedliwe. Pracodawca powinien dać szansę każdemu. Ważne jest przecież, czy ktoś angażuje się w swoje obowiązki, jak do nich podchodzi - uważa.

Boks go wciągnął

31-letni Grzegorz Kiełsa przez kilkanaście lat żył z boksu. Jego sportowa kariera zaczęła się przypadkowo. Był uczniem łapskiego mechaniaka. Kolega namówił go na treningi. Sam jednak szybko z nich zrezygnował, a Grzegorzowi tak się one spodobały, że boksowaniem postanowił zająć się na poważnie.

Najpierw trafił do białostockiego klubu sportowego Cristal. Potem zainteresował się nim Hetman Białystok.

Młody bokser wiedział, że ma talent i nie zamierzał go zmarnować. Od tej pory ciągle był na walizkach. Praktycznie większość czasu spędzał poza domem. Zaczął odnosić sukcesy na międzynarodowych zawodach. To motywowało do dalszych wysiłków. Na takie imprezy zjeżdża elita boksu, konkurencja jest ogromna.

Swoich sił Grzegorz spróbował na mistrzostwach Europy w Tampere i Permie. Wystartował też w igrzyskach olimpijskich w Sydney.

- Zaimponował mi wtedy inny poziom życia. Dobrze zarabiałem. A dzięki wyjazdom mogłem zwiedzić świat. Szkoda więc było wtedy z tego wszystkiego zrezygnować - mówi dzisiaj.

Przeszedł na zawodowstwo

Po powrocie z olimpiady w Sydney, miał intratną propozycję wyjazdu do USA. Mógł tam walczyć na zawodowych ringach. Odmówił. Druga propozycja przejścia na zawodowstwo pojawiła się podczas mistrzostw świata w Tajlandii. Grzegorza zauważył wtedy kanadyjski trener. Na początku młody bokser podszedł do tej oferty sceptycznie i ostrożnie. W końcu jednak dał się namówić.

I tak znalazł się w Toronto. Zadebiutował w 2006 roku, podczas gali boksu zawodowego w Montrealu. Pokonał wtedy Amerykanina Mike Jonesa. Potem było bardziej profesjonalnie. Przed Grzegorzem otworzyły się drzwi zawodowej kariery.

- Na początku było fajnie. Zarabiałem duże pieniądze. Szybko zyskałem sławę - mówi. Był coraz lepszy. W 2008 roku wywalczył bokserski pas mistrza wagi ciężkiej. A rok później obronił tytuł mistrza Kanady. Chociaż miał kanadyjską licencję, to na ring zawsze wchodził z polskim orzełkiem na szlafroku i spodenkach. Jak mówi, walczył jako “kanadyjski Polak". Podczas bokserskiej kariery na swoim koncie miał 130 zwycięstw i 20 porażek.

Poszło o pieniądze

Potem było już źle. Ubiegły rok okazał się dla niego pechowy. Kiełsa przegrał dwie walki. Popadł też w konflikt z menedżerem i trenerem. Poszło o pieniądze.

Sportowiec uważał, że powinien zarabiać więcej, niż zakładał kontrakt.

Tymczasem zorientował się, że bokserzy są tylko maszynką do robienia pieniędzy dla innych. Nikt się z nimi nie liczy. Nie mógł się z tym pogodzić.

- Inne są wrażenia, kiedy ogląda się boks w telewizji. A w rzeczywistości to ciężki kawałek chleba. Przygotowania do walk są intensywne. Popadłem w rutynę. Czułem, że się wypalam i jestem tym wszystkim zmęczony. Miałem dosyć - wspomina.

Koniec sportowej kariery

Nie skusiła go nawet perspektywa zamieszkania za oceanem. Niedawno otrzymał stały pobyt w Kanadzie.

- Pięć lat w Kanadzie mi wystarczy. Poza tym tęskniłem za rodziną oraz znajomymi. Byłem tam sam. Nie miałem nikogo bliskiego. Rodzinę w Polsce odwiedzałem dwa razy do roku. Rozmowy przez Skype'a oraz telefon to też zdecydowanie za mało - nie ukrywa.

Miesiąc temu Grzegorz Kiełsa wrócił do kraju. Kibice boksu też już więcej nie zobaczą go na zawodowym ringu. Decydując się na powrót do kraju, Grzegorz Kiełsa zakończył sportową karierę. Mówi, że nie ma już ochoty dalej walczyć, bo jego upór zgasł.

- Na szczęście, nie poświęciłem całego swojego życia boksowi. Sport był tylko jego częścią, więc nie będzie mi trudno odzwyczaić się od walk na ringu.

Przekonuje, że w Polsce zdążył się już zaaklimatyzować. Tym bardziej że miał do czego wracać. W Białymstoku czekało na niego mieszkanie. Często też odwiedza rodziców w Łapach.

Musi liczyć na siebie

Stanisław Wąsowski, trener boksu w KS Hetman Białystok zna sytuację Grzegorza Kiełsy. Przed kilkoma dniami spotkali się. Pięściarz odwiedził klub. Dawny klub sportowy nie może mu jednak pomóc. Kiełsa nie ma uprawnień instruktorskich.

- Poza tym on ma duże oczekiwania finansowe, a trener zarabia niewiele. Teraz jest o wiele gorzej, niż w czasach, kiedy Grzegorz był amatorem - mówi Wąsowski.

- Rezygnacja z zawodowego boksu to był jego wybór - komentuje. - Sam przecież zdecydował o wyjeździe do Kanady. Dlaczego wrócił? Widocznie poczuł - tak jak mówi - że stał się zwykłym mięsem armatnim i uciekł. Teraz musi liczyć na siebie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny