Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gaz w szkole. Ewakuacja!

fot. Wojtek Wojtkielewicz
Karolina Maciejczuk i Paulina Palikowska (z tyłu) trafiły na intensywną terapię DSK
Karolina Maciejczuk i Paulina Palikowska (z tyłu) trafiły na intensywną terapię DSK fot. Wojtek Wojtkielewicz
39 dzieci w szpitalu Na początku bardzo kaszlałam. Teraz boli mnie głowa i mdli mnie - mówi Karolina Maciejczuk z gimnazjum przy Magnoliowej. Ktoś rozpylił w szkole gaz. Dzieci trafiły do dwóch szpitali.

Strażacy wyprowadzili nas ze szkoły. Bardzo źle się czułam. Zaprowadzili mnie do karetki. Było nas tam osiem osób. Do szpitala jechaliśmy na sygnale - opowiada Karolina. Trafiła na intensywną terapię Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Ale jej stan jest dużo lepszy, niż wskazuje na to nazwa oddziału.
Karetki z uczniami odjeżdżały spod szkoły co chwila. Dzieci było tak dużo, że musiały je przyjmować dwa szpitale. - DSK już zapchane, jedziemy do wojewódzkiego - krzyczą zdenerwowani ratownicy medyczni, którzy brali udział w akcji. Dzieci skarżyły się na bóle głowy, drapanie w gardle, uporczywy kaszel, duszności.

Ewakuacja 700 uczniów
A wszystkiemu winien głupi dowcip, tuż przed 12. - W męskiej toalecie na pierwszym piętrze ktoś rozpyli substancję drażniącą górne drogi oddechowe. Najprawdopodobniej był to gaz pieprzowy lub podobny - opowiada nam na miejscu zdarzenia Tomasz Krupa, oficer prasowy białostockiej policji.
Gaz rozszedł się po całej szkole. Dzieci kaszlały, czuły się niedobrze. Niektóre z nich zaczęły omdlewać. Na miejsce przyjechały wszystkie służby ratownicze. Zapadła decyzja o ewakuacji szkoły. W pośpiechu budynek opuściło około 700 osób: uczniowie i personel.
Co to był za gaz? - Nasze urządzenia nic nie wykazały - tłumaczy Paweł Ostrowski, rzecznik białostockich strażaków.
Jego koledzy przewietrzyli budynek. Niecałe dwie godziny od rozpylenia gazu dzieci mogły już do niego wrócić. Taką decyzję podjęli inspektorzy z sanepidu. Ale dyrektor stwierdził, że lepiej będzie lekcje tego dnia odwołać.
W tym czasie wychowawcy obdzwaniali rodziców, których dzieci pojechały do szpitali.
- Nasza córka mówiła, że ugięły się pod nią nogi. Zrobiły się jak z gumy. Nie wiedziała, co się dzieje - opowiada Leszek Szydłowski, ojciec Natalii z drugiej klasy. Właśnie wyszedł z gabinetu zabiegowego w szpitalu wojewódzkim. - Na razie czuje się dobrze. Ale zostanie tu na obserwację do piątku - dodaje.

Rodzice zapłacą za akcję
Sprawców poszukuje policja. W szkole jest monitoring. To może pomóc w ich ujęciu. - Mamy podejrzenia co do dwóch młodych osób. One jako pierwsze wychodziły z toalety - mówi Dariusz Mierzyński, dyrektor szkoły. - To był głupi żart - dodaje.
Podobnego zdania są rodzice Natalii. - Jakaś głupota strzeliła komuś do głowy! - mówią. - Wiadomo, co to było za świństwo? - zastanawiają się.
- Takie zamieszanie, takie koszty - nie może się nadziwić Leszek Szydłowski. - Jak chuligana złapią, to może nie on, ale na pewno jego rodzice bekną.
- Jeżeli sprawcy zostaną zatrzymani, rodzice poniosą koszty akcji - potwierdza Krupa.
Gdyby dowcipnisie byli dorośli, groziłoby im do trzech lat więzienia. Ale w ich przypadku skończy się na sprawie przed sądem rodzinnym i nieletnich. I najwyżej nadzorem kuratora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny