MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fałszywe złotówki zalały Białystok

Włodzimierz Jarmolik
Rozprowadzanie fałszywych pieniędzy to była osobna sztuka. Najlepiej było kupić coś w sklepie, jakąś drobną rzecz i dostać resztę w prawdziwej walucie.
Rozprowadzanie fałszywych pieniędzy to była osobna sztuka. Najlepiej było kupić coś w sklepie, jakąś drobną rzecz i dostać resztę w prawdziwej walucie. sxc.hu
Gdy z pewnym uporem przejrzy się zawartość Kroniki kryminalnej w przedwojennej białostockiej prasie, to się okazuje, że najwięcej kłopotów ówczesnym stróżom prawa przysparzali domorośli mincerze i ich fałszywe złotówki.

Fałszerze złotówek mogli pojawić się właściwie po 17 kwietnia 1924 r., wtedy bowiem za sprawą premiera Władysława Grabskiego zniknęła z portmonetek białostoczan jeszcze wojenna marka, a znalazły się jedno-, dwu-, pięcio- i dziesięciozłotowe srebrne monety. Amatorzy łatwego zarobku natychmiast przystąpili do ich podrabiania. Wkrótce z miejscowych księgarń zaczęły znikać poradniki o obróbce różnych metali, zaś handlowcy i inni posiadacze pieniężnych interesów musieli teraz coraz dokładniej patrzeć na każdą złotówkę, która trafiała do ich kasy.

Falsyfikaty złotówek były różnej jakości: od prymitywnych odlewów aż po prawdziwe majstersztyki, tylko bardzo nieznacznie różniące się od oryginałów. Wśród fałszerzy polskich złotówek nie było takich asów, jak np. Salomon Janielew, który z powodzeniem przez lata fabrykował doskonałe imitacje dolarów. Byli to przeważnie zwykli chałupnicy, mający skromne warsztaciki odlewnicze i cieszący się skromnym zyskiem ze swojego procederu.

W drugiej połowie lat 20. najbardziej znanym konkurentem mennicy państwowej był na bruku białostockim prawdopodobnie niejaki Czesław Bruzdo. Działał on w kilkuosobowej szajce i fałszywymi złotówkami zasilał trzosy pomniejszych sklepikarzy. W pewnym momencie wpadł, kiedy spostrzegawczy, żydowski kupiec rozpoznał trefny pieniądz.

W ogóle rozprowadzanie fałszywych pieniędzy to była osobna sztuka. Najlepiej było kupić coś w sklepie, jakąś drobną rzecz i dostać resztę w prawdziwej walucie. Jednak kasjerzy z biegiem czasu stali się bardziej czujni i oglądali dane sobie monety z każdej strony. Trzeba było więc sięgać do innych, oszukańczych trików. Na przykład dwóch pomysłowych cwaniaków podawało się za inspektorów Banku Polskiego, odwiedzało wybrane domy, niby w celu sprawdzenia czy mieszkańcy nie posiadają fałszywych monet.

Kiedy ufni ludzie pokazywali im zgromadzone, srebrne 5- i 10-złotówki, otrzymywali potwierdzenie ich autentyczności. Dopiero po jakimś czasie okazywało się, że sprytni oszuści podmienili prawdziwe monety na fałszywe.

Inny sposób na rozprowadzanie fałszywych złotówek wymyślił pewien bywalec Rynku Siennego. Kiedy wypatrzył jakiegoś zamożniejszego włościanina, prosił go o porównanie swojej dziesięciozłotówki z jego, gdyż obawiał się, że nie jest prawdziwa. Grzecznie zagadnięty jegomość oczywiście nie odmawiał. Wyciągał z portfela swój legalny pieniądz, a po manewrach oszusta wkładał tam z powrotem pieniądz podrobiony.

W 1932 r. białostocki Wydział Śledczy kierowany przez komisarza Hahna, zaczął odnotowywać pojawianie się w różnych miejscach miasta dobrze podrobionych jednozłotówek. Przy ich rozpowszechnianiu zatrzymano kilka osób: handlarza z Rynku Rybnego, chłopca hotelowego z Ritza, paru dorożkarzy stacjonujących na Rynku Kościuszki. Po przesłuchaniach zostali jednak zwolnieni. Trefne pieniądze otrzymywali od swoich klientów i nic nie wiedzieli o ich pochodzeniu. Trzeba było inaczej podejść do sprawy. Kapusie policyjni wkrótce donieśli, że pewna ilość fałszywek kursuje wśród graczy hazardujących się w nielegalnych, lotnych kasynach. Jedno z nich mieściło się przy ul. Poleskiej, obok domu nr 13. Grano tutaj nagminnie w karty i kości.

Policyjnych wywiadowców, którzy zaczęli obserwować podejrzane miejsce, zainteresował zwłaszcza pewien młodzian, zwany przez koleżków Zygą. Szybko ustalono, że jest to Zygfryd Osiński, mieszkaniec ulicy Łąkowej, na co dzień robotnik w hucie szkła. W czasie gry trzymał bank, którym była wytarta czapka z garścią monet. W czasie policyjnej akcji została ona przejęta. Znalazły się w niej podejrzane złotówki.
Zyga Osiński oczywiście został aresztowany. Jak się okazało, w kartotece policyjnej miał już kilka odnotowanych spraw. Rewizja w domu jego matki przyniosła oczekiwane rezultaty. Był to woreczek z blisko 60. sztukami fałszywych monet 1-złotowych. Osiński na dwa lata pożegnał się z wolnością.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny