Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dogi długo czekały na pomoc

Janka Werpachowska
Natasza i Borys w chwili opuszczania posesji, na której cierpiały gehennę, nawet się za siebie nie oglądały. W pomarańczowych ocieplaczach nareszcie nie czuły zimna. Na dwóch mniejszych zdjęciach poniżej widać, jak strasznie zaniedbane były te psy. Warto dodać, że Natasza i Borys były rozmnażane, w co trudno uwierzyć, kiedy widzi się, w jakiej były kondycji.
Natasza i Borys w chwili opuszczania posesji, na której cierpiały gehennę, nawet się za siebie nie oglądały. W pomarańczowych ocieplaczach nareszcie nie czuły zimna. Na dwóch mniejszych zdjęciach poniżej widać, jak strasznie zaniedbane były te psy. Warto dodać, że Natasza i Borys były rozmnażane, w co trudno uwierzyć, kiedy widzi się, w jakiej były kondycji. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami Oddział w Biały
Pierwsza interwencja w sprawie tych psów miała miejsce w grudniu ubiegłego roku. Okazało się, że właściciele zamorzonych dogów nie wywiązali się ze składanych wtedy obietnic, że bardziej zadbają o swoje psy. Zwierzęta cudem przetrwały mroźną zimę. Dopiero kilka dni temu zostały zabrane z posesji w Bielsku Podlaskim.

Informację o dwóch dogach wymagających natychmiastowej pomocy dostałam w grudniu ubiegłego roku. Czytelnik Pupili, który bywa u rodziny w Bielsku Podlaskim, zauważył na zamożnie wyglądającej posesji zabiedzone, ledwie powłóczące nogami psy. Zrobił im zdjęcia i przysłał na pupilową skrzynkę. Od razu całość informacji trafiła do białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Reakcja inspektorów TOZ-u była natychmiastowa. Wyjazd z interwencją do Bielska Podlaskiego przekonał ich, że sytuacja psów jest rzeczywiście dramatyczna.

- To, co zobaczyliśmy na miejscu przerosło nasze oczekiwania. Piękna posesja, duży, zadbany dom, ogrodzenie, które kosztowało majątek, a za nim dwa skrajnie wychudzone dogi niemieckie - opowiada Monika Stelmaszczyk z TOZ-u. - Psy nie miały wody w miskach, o jedzeniu mogły zapewne tylko pomarzyć. Psie miski były zasypane kilkucentymetrową warstwą śniegu, co świadczyło o tym, że od wielu dni stały puste i nieużywane. Buda, w której miały mieszkać dwa duże psy, wykonana była z cienkiej dykty, a wielkością dopasowana co najwyżej do średniego psa. A dogi, psy z krótką sierścią i bez podszerstka, w ogóle nie powinny spędzać zimy na dworze. Są zbyt wrażliwe i delikatne.
Podczas tej pierwszej wizyty udało się porozmawiać z dorosłymi dziećmi właścicieli posesji i psów. Młodzi ludzie usiłowali najpierw wmówić inspektorom i towarzyszącemu im funkcjonariuszowi policji, że psy są zadbane i regularnie karmione, jednak w końcu uwierzyli, że tak nie wyglądają normalnie traktowane zwierzęta. Obiecali, że przekażą wszystkie uwagi rodzicom i że sytuacja na pewno ulegnie poprawie.

- Byliśmy przed tą posesją jeszcze kilka razy, ale nigdy nie udało nam się zastać właścicieli - opowiada Monika Stelmaszczyk. - Nie zawsze też mogliśmy zobaczyć psy.

Kolejna wizyta zaplanowana była na początek lutego. Inspektorzy spodziewali się, że ujrzą psy w niezłej kondycji - w końcu mijały dwa miesiące od pierwszej interwencji i można było odkarmić psie szkielety. Niestety. Widok, jaki zastali, nie pozostawiał złudzeń: te zwierzęta trzeba odebrać właścicielom.
To nie są proste procedury. Zgodę na odebranie psów musi wydać burmistrz. Potrzebna też jest opinia lekarza weterynarii. Burmistrz Bielska Podlaskiego Eugeniusz Berezowiec - chyba wybitny ekspert z dziedziny kynologii - stwierdził, że te psy przypominają mu charty, czyli muszą być chude. Lekarz z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, Ilona Andrzejczuk, uznała, że skoro psy podchodzą same do ogrodzenia, to znaczy, że są w dobrym stanie. A oglądała - tyle że na żywo - to, co Czytelnicy mogą zobaczyć na zdjęciach. Wobec postawy burmistrza i opinii pani doktor, nie było podstaw do odebrania psów.

Inspektorzy jednak nie dali za wygraną. W sobotę tydzień temu znów pojechali do Bielska, z lekarzem weterynarii z Białegostoku, Marianną Radulską. Ona nie miała wątpliwości, że psy są w tragicznym stanie, że tylko odebranie właścicielom może uratować im życie. Tego samego dnia wieczorem, w asyście policji, Natasza i Borys opuściły to okropne miejsce, w którym musiały żyć.
- Były nie tylko głodne, ale też potwornie zmarznięte - mówi pani Monika. - Nie chciały wysiąść z samochodu, bo bały się, że znowu będą musiały marznąć.

Na czas transportu do nowego miejsca pobytu, psiska dostały ocieplacze. Nie oglądały się za siebie, kiedy odchodziły z nieznanymi sobie ludźmi, niosącymi im pomoc.
Teraz psy mieszkają w hotelu, są bezpieczne, kochane i powoli zaczynają dochodzić do siebie. Codziennie dostają miskę z jedzeniem i wodą oraz niezbędną porcję pieszczot. Minie jeszcze kilka tygodni zanim znów zaczną przypominać dumne dogi niemieckie. Sprawa trafiła do prokuratury.
- Mam nadzieję, że psy zostaną odebrane właścicielom i przekazane pod naszą opiekę, skąd trafią do kochającego domu, gdzie zapomną o złej przeszłości - mówi Monika Stelmaszczyk. - Liczymy na to, że nie trzeba będzie zbyt długo czekać na ten dzień. Kiedy tylko prawo nam na to pozwoli, Natasza i Borys zostaną wysterylizowane.

TOZ prosi o wsparcie dla dwóch dogów, które będą teraz wymagały szczególnej opieki. Datki można wpłacać na konto: PKO BP S.A. I/O Białystok 05 1020 1332 0000 1802 0207 7162 z dopiskiem: dla Nataszy i Borysa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny