Dobra ciocia z kuratorium

Po aferze z defraudacją pieniędzy, w kuratorium mnożą się kontrole. Dwie przysłał Podlaski Urząd Wojewódzki: jedna zaczęła się 16 lutego, druga, na wniosek pani kurator, weszła do urzędu przed tygodniem. Dokumenty finansowe sprawdzają też inspektorzy białostockiej delegatury NIK. Jak już pisaliśmy, kasjerka Ilona A. przyznała się do przywłaszczenia w sumie 150 tysięcy z konta kuratorium - pieniądze podbierała od połowy 2001 roku.

Po naszych publikacjach o aferze w kuratorium w redakcji rozdzwoniły się telefony. Kilka z nich dotyczyło zatrudnienia przez panią kurator swego bratanka. Postanowiliśmy to sprawdzić. Rzeczywiście, pan Dariusz pracuje jako referent w zespole finansowo-ekonomicznym od wiosny 2002 roku. Decyzja o jego zatrudnieniu była jedną z pierwszych, jakie podjęła nowo wybrana kurator. Pan Dariusz stanął do konkursu, jak nakazuje ustawa o służbie cywilnej. Szefową komisji konkursowej była ówczesna dyrektor wydziału kadr i organizacji. W komisji zasiadali wyłącznie pracownicy kuratorium, podwładni Zofii Trancygier-Koczuk.
Krewny najpierw dostał pół etatu. Potem zaczął zaoczne studia na kierunku ekonomicznym. Teraz pracuje na pełnym etacie.
Ja nie zatrudniałam, tylko mój poprzednik
W dniu, w którym napisaliśmy o zaginięciu tysięcy w kuratorium i kasjerki, podejrzanej o jej przywłaszczenie, pani kurator, wypowiadając się dla Radia Białystok, podkreśliła, że ona nie zatrudniłaby na stanowisko referenta osoby ze średnim wykształceniem, zrobił to jej poprzednik. W rozmowie z "Porannym" powiedziała, że w jej odczuciu Ilona A. nie nadawała się do pracy w zespole ekonomiczno-finansowym, ale nie zwolniła jej, bo nie miała do tego podstaw. Napisaliśmy też, że w lipcu 1998 roku, kiedy Ilona A. dostała pracę w kuratorium, 216 bezrobotnych ekonomistów z tytułem magistra pukało do drzwi Powiatowego Urzędu Pracy.

Wojewoda podlaski Marek Strzaliński, który pełni nadzór nad kuratorium, dopiero od nas dowiedział się, że pani kurator przyjęła do pracy krewnego. Nie chciał komentować sprawy na gorąco, bo nie zna stopnia pokrewieństwa i nie wie, jak kadra w kuratorium wykonuje swoje obowiązki.
- Sprawdzi to kontrola finansowa. Oceni, czy nadzór księgowy był właściwy, a dokumentacja prowadzona prawidłowo - mówi wojewoda Marek Strzaliński. Dodaje stanowczo: - Nie można dyskredytować osób, które mają średnie wykształcenie. Mogą być kompetentne na swoich stanowiskach. Za wcześnie przesądzać, czy sposób prowadzenia dokumentacji był prawidłowy, czy nie. Wykaże to kontrola.

Kurier Poranny: Pan Dariusz to pani bratanek?
Zofia Trancygier-Koczuk, podlaski kurator oświaty: To rodzina.
l Ma wykształcenie średnie. Przecież uczyniła pani z tego zarzut byłej kasjerce Ilonie A. Jak to się ma do zatrudnienia krewnego po maturze?
- O pani Ilonie A. rozmawiałyśmy, kiedy okazała się malwersantką i zdefraudowała pieniądze. Patrzyłam na nią przez pryzmat tej sytuacji, o którą została podejrzana i do której się przyznała. W pionie administracyjnym kuratorium pracuje jeszcze 13 osób ze średnim wykształceniem. Ja ich nie zatrudniałam. Ale nie oceniam pracownika według wykształcenia, tylko z punktu widzenia jego rzetelności, sumienności, punktualności, obowiązkowości. Zwalniam wtedy, kiedy okaże się niesolidnym. W żadnym wypadku nie z powodu wykształcenia.
l Zatrudnienie krewnego po maturze, podczas gdy jest tylu bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni, budzi jednak kontrowersje...
- Jeśli kurator ma odpowiadać za ten urząd, to proszę politykę kadrową zostawić kuratorowi, dopóki jest kuratorem. Potrzebuję zaufanych, sprawdzonych, rzetelnych ludzi. Nie takich, jak pani Ilona A. Może, gdybym zatrudniła na jej miejscu na przykład siostrzenicę, to ona by nie okradła urzędu, którym kieruję...