Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy prezes PiS, Jarosław Kaczyński, może być honorowym białostoczaninem?

Tomasz Maleta
Tomasz Maleta
Jarosław Kaczyński, w ważnych momentach kampanii politycznych Prawa i Sprawiedliwości, nie zapomina o wizycie na białostockim Rynku Kościuszki
Jarosław Kaczyński, w ważnych momentach kampanii politycznych Prawa i Sprawiedliwości, nie zapomina o wizycie na białostockim Rynku Kościuszki Jerzy Doroszkiewicz
Nie ma obiektywnych przesłanek, by Jarosław Kaczyński nie mógł otrzymać tego tytułu. Powinno to jednak nastąpić w drodze powszechnego wyrażenia woli przez białostoczan. Tak samo jak w przypadku każdego kolejnego kandydata wysuniętego przez grupę mieszkańców czy radnych.

To, jak kwestie drugorzędne, aczkolwiek symboliczne, mogą rzutować na wizerunek miasta i podsycać emocje ogólnokrajowe, najlepiej pokazuje przykład Gdańska. W styczniu tamtejsi radni przyznali honorowe obywatelstwo miasta Andrzejowi Wajdzie. Nie pierwsze to takie wyróżnienie, które odebrał znany reżyser. Ale chyba po raz pierwszy wzbudziło kontrowersje natury politycznej. Pomysł docenienia rodowitego suwalczanina nie spodobał się jednak opozycyjnym radnym z Prawa i Sprawiedliwości. Zbojkotowali oni sesję, bo uznali, że w ten sposób gdańska Platforma Obywatelska spłaca długi polityczne za wieloletnie poparcie ze strony autora „Człowieka z żelaza”. Przekonywali zgodnie, że to nie radni, a sami mieszkańcy powinni decydować o tym, kto otrzyma tytuł honorowego obywatela.

Spróbujmy ten punkt widzenia przenieść na białostocki grunt, a najpełniej odzwierciedli się w pytaniu „Czy Jarosław Kaczyński może być honorowym obywatelem Białegostoku?”.

Do tej pory tytuł ten przyznano 15 osobom. Pierwszym honorowym, w 1921 roku, został Józef Piłsudski. We wrześniu 1934 roku zaszczytu dostąpił Marian Zyndram Kościałkowski, wojewoda białostocki, a później ostatni premier II RP. W Polsce Ludowej tytuł ten otrzymała tylko jedna osoba: rzeźbiarz Alfons Karny (maj 1975 r).

Po zmianie systemu przybyło honorowych białostoczan. W 1990 roku rada miejska wyróżniła Lecha Wałęsę i Ryszarda Kaczorowskiego. W 1995 roku abp Sławoja Leszka Głódzia, rok później Jana Pawła II. W 1998 roku tytuł otrzymał abp Stanisław Szymecki, rok później kard. Henryk Gulbinowicz i dyrygent Jerzy Maksymiuk. Pięć lat później uhonorowano księdza Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodzin Katyńskich, a rok później abp Wojciecha Ziembę. W 2006 roku tytuł przyznano też Catherinie Stankiewicz-von Ernst i Zygmuntowi Stankiewiczowi, rok później Ludwikowi Krzysztofowi Zaleskiemu-Zamenhofowi. Od 2014 roku w gronie honorowych obywateli jest też abp Edward Ozorowski.

Na dwanaście tytułów, siedem przyznano duchownym (tylko katolickim). Wśród nich pięciu ordynariuszom piastującym swoją funkcję w roku przyznania honorowego obywatelstwa, w tym trzem w archidiecezji białostockiej. Wspólnym mianownikiem większości wyróżnionych osób są ich bliskie związki z Białymstokiem: przez urodzenie lub zamieszkiwanie w nim.

Z tego punktu widzenia nie ma przesłanek, by w tym w gronie nie znalazł się Jarosław Kaczyński. Jego związki z Białymstokiem są powszechnie znane. Przez sześć lat był adiunktem na ówczesnej Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. Jako lider największej partii opozycyjnej w kraju często odwiedzał Białystok, podkreślając także rodzinne związki z tym regionem. Bronił też MPEC-u przed prywatyzacją, choć nie brak tych, którzy twierdzą, że jego udział w wiecu przed Ciepłownią Zachód był przyczyną braku wymaganej frekwencji.

Co więcej, posiada jeszcze jeden atut, wręcz kardynalny: jest liderem ugrupowania, które dysponuje większością w radzie miasta. To oznacza, że zarazem środowisko PiS, jak i jego klub nie tylko mogą wyjść z inicjatywą, przygotować projekt odpowiedniej uchwały, ale też spokojnie go przegłosować. I prawdę powiedziawszy dziwne, że do tej pory tego nie zrobili. Prawdopodobnie byłoby to pierwsze takie honorowe obywatelstwo w kraju.

Nietrudno jednak sobie wyobrazić, że w tej samej chwili, gdy taka inicjatywa ujrzałaby światło dzienne, od razu spowodowałaby ostre reakcje innych uczestników życia społecznego w Białymstoku. Zapewne spór rozlałby się też na kraj. Tylko że daremne byłyby to żale, bo decyzja leży wyłącznie w rękach większości w radzie miasta. Czyli bliźniacza sytuacja jak w Gdańsku, ale z politycznego punktu widzenia obrócona o 180 stopni. I rwetes zapewne znacznie większy niż ten w przypadku Andrzeja Wajdy. Czy wtedy białostoccy radni, wzorem swoich kolegów z Gdańska, też by twierdzili, że o honorowym obywatelstwie powinni przesądzić mieszkańcy w referendum? Zapewne takiego głosowania, być może konsultacji z prawdziwego zdarzenia, domagaliby się przeciwnicy takiej kandydatury. Także z tych środowisk, które dziś wyłączne kompetencje w tej sprawie przyznają radnym.

Bo nie ma obiektywnych przesłanek, by sprawa nie została poddana pod publiczny osąd. Otwartą pozostaje decyzja, w jakie formie. Choć to klubowi PiS powinno zależeć na tym, by nie kryć się za przywilejami będącymi pokłosiem mandatu radnego, a szukać dla swego pomysłu jak najszerzej i mocnej legitymacji. To z tej strony powinno wyjść zaproszenie do takiego właśnie wyrażenia woli. Po prostu: białostoczanie powinni mieć możliwość wypowiedzenia się w tej sprawie (a w przyszłości w podobnych), nawet jeśliby z niej nie skorzystali. Jedyną ostateczną formą tak umocowanego wyrażenia woli jest referendum. Obserwując preferencje białostoczan w ostatnich głosowaniach politycznych, inicjatorzy idei - jeśliby kiedykolwiek się zrodziła - przyznania honorowego obywatelstwa dla Jarosława Kaczyńskiego nie powinni mieć kłopotów z przekonaniem do niej większości mieszkańców. Nie tylko wzmocniłoby to stanowisko przyjęte w uchwale przez radnych, ale w pewnym sensie ukróciłoby ścieżkę do trywializacji samej idei honorowego obywatelstwa.

Ten kilkustopniowy mechanizm: inicjatywa mieszkańców (partii, środowisk)- uchwała radnych-potwierdzenie jej w ogólnomiejskim akcie wyrażenia woli - nie tylko zabezpieczałby przed niekontrolowanym wysypem najdziwniejszych propozycji, ale też prawdopodobnie pozwoliłby zmniejszyć asymetrię w przyznawaniu tego tytułu duchownym i politykom. Ponadto dawałby nadzieję na przekroczenie swoistego Rubikonu i honorowanie osób nie u schyłku życia, ale w trakcie trwania kariery np. sportowej, naukowej czy innej, którzy swoją codzienną pracą, działalnością udowadniają, że zasługują na ten tytuł nie mniej niż dostojnicy kościelni, państwowi, samorządowi. Jeśli chodzi o koszty takiego głosowanie też nie byłyby wysokie, bo można je połączyć z wyborami. Tym bardzie że sprawa honorowego obywatelstwa trafia się nie częściej niż raz w kadencji radnych.

Co więcej, takie referendum byłoby normą, do której równać będą nam potomni. Także dlatego, że będą czuć na sobie brzemię opinii publicznej, która nie pozwoli w przyszłości na odchylenia od tego wzorca. Tak się dzieje teraz w polskiej polityce i to nie w sprawach symbolicznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny