Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłodnia przy Baranowickiej jako zabytek. Opinie są podzielone

Tomasz Mikulicz
W kwietniu 70 pracowników Chłodni Białystok  zostało przesuniętych do zagrożonego upadłością PMB. Teraz okazuje się, że 53 z nich ma stracić pracę w ramach zwolnień w PMB. Sprawą przeniesionych pracowników zainteresowała się 25 czerwca  Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego. Dzień później  wojewoda poprosił okręgowego inspektora pracy o zbadanie kwestii przeniesienia tych osób. Już podczas obrad WKDS było dużo obaw, że mogą być oni zagrożeni zwolnieniami.
W kwietniu 70 pracowników Chłodni Białystok zostało przesuniętych do zagrożonego upadłością PMB. Teraz okazuje się, że 53 z nich ma stracić pracę w ramach zwolnień w PMB. Sprawą przeniesionych pracowników zainteresowała się 25 czerwca Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego. Dzień później wojewoda poprosił okręgowego inspektora pracy o zbadanie kwestii przeniesienia tych osób. Już podczas obrad WKDS było dużo obaw, że mogą być oni zagrożeni zwolnieniami. Andrzej Zgiet
Jeśli budynek będzie na przykład przeznaczony na cele kultury, to również będzie generował powstawanie miejsc pracy. Dobrym przykładem jest zagospodarowanie terenów pofabrycznych w niemieckim Zagłębiu Ruhry.

Zaczęło się od burzliwej dyskusji na ostatniej sesji rady miasta. Później na biurko prezydenta trafił list podpisany przez białostockie autorytety z zakresu architektury i ochrony zabytków. Mowa o chłodni przy ul. Baranowickiej 113, którą miejscy urbaniści chcieli uznać w planie zagospodarowania przestrzennego za dobro kultury współczesnej.

- Teraz chcemy wpisania budynku do rejestru zabytków - mówiła Barbara Tomecka z białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.

Podobnie jak inni sygnatariusze listu do prezydenta, wzięła udział w debacie na temat chłodni, którą we wtorek zorganizowała Fundacja Uniwersytetu w Białymstoku. Jako pierwszy zabrał głos Sebastian Wicher z departamentu urbanistyki w magistracie, który omawiał przygotowaną przez siebie prezentację na temat historii chłodni.

- Budynek powstawał w latach 1952-54. Choć były to czasy socrealizmu, nie ma on nic wspólnego z pseudohistoryczną formą tego kierunku w architekturze. Mamy tu do czynienia z kontynuacją przedwojennego modernizmu. Co warto podkreślić, obiekt jest usytuowany w swego rodzaju klinie między XIX-wiecznymi traktami, które miały niegdyś znaczenie strategiczne i prowadziły z Zambrowa przez Białystok, na wschód - mówił Sebastian Wicher.

Funkcje strategiczne pełnił również sam budynek. Dlatego też nie są nawet znani autorzy projektu.

- Prawdopodobnie była to duża jednostka projektowa z Warszawy. Być może Biuro Projektów Przemysłu Mięsnego, które wykonywało sporo tego rodzaju zleceń na terenie całego kraju - twierdził Sebastian Wicher.

W swojej prezentacji pokazał przykłady chłodni, m.in. z Gdyni, Kołobrzegu, czy Krakowa. Wszystkie są już objęte ochroną.

- A nasza jest jedną z najciekawszych. Zarówno jeśli chodzi o skalę obiektu, jak też jego architekturę - podkreślał Sebastian Wicher.

Zaraz po nim mikrofon przejął Piotr Firsowicz (szef departamentu urbanistyki w magistracie), który opowiadał o tym w jakich okolicznościach urzędnicy zaczęli interesować się budynkiem.

- W zeszłym roku wpłynął wniosek od właściciela terenu, w którym była mowa o planach postawienia tu bloków. Przystąpiliśmy do sporządzania planu miejscowego. Uznaliśmy, że budynek należy chronić jako dobro kultury współczesnej - opowiadał Piotr Firsowicz.

Mirosław Siemionow, szef białostockiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich mówił o swego rodzaju modzie na odnajdywanie wartości w budynkach z czasów PRL-u.

- Jako dzieciak zauważałem inność tego budynku. Teraz, jako doświadczony architekt mogę powiedzieć, że ta inność ma cechy dobrej architektury. Przez wiele lat budynek ten kojarzył mi się nie z socrealizmem, lecz z klimatem starych amerykańskich kryminałów, gdzie akcja dzieje się w Chicago, wśród jakichś rzeźni i chłodni - śmiał się architekt.

Nadzieją na uratowanie budynku napełniła serca wszystkich obecnych Barbara Tomecka, która poinformowała, że wojewódzki konserwator zabytków poprosił Narodowy Instytut Dziedzictwa o opinię, czy chłodnia ma spełnione kryteria, by stać się zabytkiem. - Jestem pewna, że obiekt ma wszystkie trzy wartości, o których mówi ustawa o ochronie zabytków. By znaleźć się w rejestrze wystarczy tylko jedna - tłumaczyła.

Poza opowieściami o wyjątkowości białostockiej chłodni, na debacie można było usłyszeć o pomysłach na zagospodarowanie tego obiektu w przyszłości.

- Plan miejscowy wyklucza tu zabudowę mieszkaniową i mówi o funkcji handlowo-usługowej. Można by było rozpisać konkurs, w ramach którego każdy mógłby zgłosić swój pomysł - mówił Jerzy Tokajuk, szef białostockiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich.
Podczas pamiętnej sesji rady miejskiej wiele mówiło się o tym, że obiekt mógłby zostać wykorzystany na cele kultury.

- Pewnie wszyscy spodziewają się, że powiem co innego, ale nie wyobrażam sobie takiego scenariusza. Chyba, że byłaby to inicjatywa prywatna. Nasze miasteczko nie udźwignie kolejnej tego typu inwestycji, w szczególności jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, jak wielkie są trudności w utrzymaniu zajmowanej przez nas starej elektrowni przy ul. Branickiego. A w planach miasta jest jeszcze Muzeum Sybiru, które podobnie jak my, musi samo sobie znaleźć pieniądze na adaptację pomieszczeń na potrzeby galeryjne. W kasie miejskiej są jedynie pieniądze na projekty wykonawcze. Poza tym, należy pamiętać, że mamy jeszcze Węglową, Podwórkowy Dom Kultury i Galerię Sleńdzińskich w dawnej Telimenie. Nie byłabym więc entuzjastką stworzenia kolejnej galerii. Nie oznacza to, że budynek należałoby zburzyć. To jak będzie funkcjonował, to sprawa prywatnych właścicieli - mówiła Joanna Dolecka, specjalistka do spraw inwestycji i zamówień publicznych w Galerii Arsenał.

Profesor Małgorzata Kowalska z Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku dziwiła się, że Białystok jako miasto z relatywnie krótką historią nie szanuje nielicznych budynków, które stanowią o naszej tożsamości.

- Wbrew pozorom, sytuacja z chłodnią jest podobna do sprawy zawieszenia napisu "Bóg, Honor, Ojczyzna" na Pomniku Bohaterów Ziemi Białostockiej. W obu przypadkach mamy do czynienia z pewnego rodzaju lobby. Te, które "sprywatyzowało" pomnik okazało się bardziej wpływowe niż nasze lobby, które chce zachowania chłodni - tłumaczyła prof. Małgorzata Kowalska.

Po wysłuchaniu opinii zaproszonych gości, przyszedł czas na dyskusję. Wśród poruszanych kwestii była mowa o tym, że 49 procent udziałów chłodni ma wciąż Skarb Państwa, więc po części jest to mienie każdego z nas.

Krzysztof Kulesza, szef Pracowni Dokumentacji Zabytków, apelował, by wypracować jakiś kompromis z właścicielem terenu.

- Zapewne nie zdawał on sobie sprawy z wartości, jakie ma budynek. Nagle dowiedział się, że obiekt jest cenny i nie może go rozebrać. Nie powinniśmy dążyć tylko i wyłącznie do tego, by objąć chłodnię ochroną na zasadzie "nic nie wolno i już". Musimy znaleźć takie rozwiązanie, w którym zarówno inwestor będzie usatysfakcjonowany, jak i każdy z nas - podkreślał architekt.

Barbara Tomecka mówiła, że zanim zaczniemy się zastanawiać, co z tym budynkiem zrobić, trzeba dopilnować, aby go nie zburzono. - Dlatego też domagamy się od konserwatora wpisania go do rejestru - twierdziła.

Sebastian Wicher tłumaczył, że wpis do rejestru nie oznacza tylko i wyłącznie ograniczeń, ale daje też pole np. do występowania o fundusze na remont zabytków.

- Nikt z miejskich urzędników nie będzie bronił właścicielowi sprzedaży tego budynku. Warunek jest jeden - musi być on zachowany, bo jest wartością społeczną - tłumaczył.

Mówił też, że to nie jest tak, że kiedy właściciel ujawnił swoje plany co do obiektu, to znalazła się raptem grupka entuzjastów, którzy chcą ten obiekt chronić.

- Do tej pory nie było takiej potrzeby, bo chłodnia przez lata działała i spełniała swą pierwotną funkcję. Poza tym, już w 2008 roku powstała lista obiektów, które warto uznać za dobra kultury współczesnej. Chłodnia oczywiście tam figuruje - podkreślał Sebastian Wicher.

Twierdził, że próbując zawrzeć ochronę obiektu w planie miejscowym, miasto wyczerpało swoje możliwości działania.

- Decyzję podjęli radni. A faktem jest, że właściciel chłodni użył populistycznych argumentów, by ich przekonać. Była mowa o tym, że wartość terenu bez budynku będzie większa, a pieniądze pozyskanie ze sprzedaży posłużą ratowaniu miejsc pracy. Okazało się to nieprawdą, bo właśnie pojawiła się informacja, że bankrutujące zakłady mięsne zwolniły pracowników chłodni - mówił Sebastian Wicher.

Janina Czyżewska, radna PO (która - jako jedna z niewielu w swoim klubie - głosowała za dobrem kultury) twierdziła, że prezes chłodni kreował się na osobę ratującą miejsca pracy, a firma tak naprawdę jest na skraju bankructwa i nie płaci swoim pracownikom.

- Próbowałam przekonać innych radnych, że jeśli budynek będzie np. przeznaczony na cele kultury, to również będzie generował powstawanie miejsc pracy. Dobrym przykładem jest zagospodarowanie terenów pofabrycznych w niemieckim Zagłębiu Ruhry. Trzeba chcieć - podkreślała radna.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny