Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciał być milionerem, został najlepszym z dziesięciu

Janusz BAKUNOWICZ
Grzegorz Dmitruk Pochodzi z Grabowca koło Dubicz Cerkiewnych. Zaocznie ukończył wydział ekonomiki produkcji na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1985 roku wraz z żoną Jadwigą mieszka w Bielsku Podlaskim. Pracował w Spółdzielni Inwalidów "Przyszłość" w magazynie zbytu. Teraz na emeryturze.
Grzegorz Dmitruk Pochodzi z Grabowca koło Dubicz Cerkiewnych. Zaocznie ukończył wydział ekonomiki produkcji na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1985 roku wraz z żoną Jadwigą mieszka w Bielsku Podlaskim. Pracował w Spółdzielni Inwalidów "Przyszłość" w magazynie zbytu. Teraz na emeryturze.
W tym teleturnieju chciał wystąpić od początków jego istnienia. Dopóki pracował, wstydził się przed kolegami z pracy. - Różnie to bywa. Szansa jest jedna na dziesięć. Człowiek pojedzie, nie odpowie na żadne pytanie i wróci uszami kłapiąc. A najgorzej w pierwszej turze odpaść. Zaraz ludzie wytykaliby palcami - opowiada Grzegorz Dmitruk.

Jest erudytą. Dużo czyta. Ma sporą wiedzę z zakresu geografii fizycznej i politycznej świata, historii starożytnej, fizyki, astronomii. Zna nazwiska artystów, kompozytorów. - Mąż jest także "sportowcem w kapciach". Zna się na sporcie - wtrąca żona Jadwiga.
Do teleturnieju w ogóle się nie przygotowywał. Liczył na wiedzę, którą posiada i ... łut szczęścia.

Jak na klasówce

Teleturniej zawsze mu się podobał. Któregoś dnia napisał więc list do producenta. Podał, że ma 60 lat, ukończył wyższe studia ekonomiczne, jest na emeryturze i pragnie wziąć udział w teleturnieju. Przysłano mi list w odpowiedzi. Dowiedział się, że we wrześniu może wziąć udział w eliminacjach. - A nie jedź, rzuć to - odradzała żona. Pojechał.
Eliminacje odbywały się w warszawskiej szkole, nie opodal Dworca Centralnego, za budynkiem wodociągów. - Załapałem się do pierwszej tury. Rozdano nam testy. Siedziałem jak w szkole na klasówce. Podzielono nas na cztery rzędy. Nie można było ściągnąć, bo sąsiedzi mieli inne pytania. Nie było też możliwości podpowiadania, bo czasu było mało.
Pytań było dwadzieścia. Aby przejść dalej, trzeba było zdobyć piętnaście punktów. Bielszczanin zdobył siedemnaście. To dało mu bilet wstępu na nagranie telewizyjne.

Na pierwszym stanowisku

Nagrania do programu odbywały się w grudniu, w Lublinie w ośrodku Telewizji Polskiej. Miejsce zbiórki wyznaczono na dworcu kolejowym, przy kasie nr 1. - Stanąłem przy kasie, ale tam nikogo nie było.
Ale gdy przyszedł człowiek, który miał ich dowieźć do studia nagraniowego, zaraz z kątków powychodzili inni uczestnicy.
Nagrania trwały trochę dłużej niż program telewizyjny. Wszyscy zostali wprowadzeni do studia, które mieściło się w ... piwnicy. - I tam już nami się zajęli. Ucharakteryzowali nas, abyśmy nie błyszczeli, przypudrowali.
Przeprowadzono losowanie. Pan Grzegorz wylosował stanowisko nr 1. Każdy zajął swoje miejsce. Prowadzący Tadeusz Sznuk otrzymał od reżysera zestaw pytań oraz przedstawił regulamin teleturnieju. - Okazało się, że ja, jako pierwszy, po udzieleniu prawidłowej odpowiedzi mogę wybrać przeciwnika z numerem 6 lub kolejnego, ponieważ w tym czasie druga kamera skierowana jest na graczy z numerami od szóstego do dziesiątego. Później można było wybierać już dowolnie.
Pan Grzegorz jest z natury człowiekiem nieśmiałym. - Ale w chwili nagrania nie czułem, że ktoś mnie będzie oglądał. Atmosfera była kameralna. Zapomniałem, że patrzy na mnie cała Polska - opowiada.
- Ale był spięty. O Jezu, jaki był spięty - śmieje się pani Jadwiga, po tym jak obejrzała program telewizyjny.
Pierwszy etap został zaliczony pomyślne. - Otrzymałem łatwe pytania. Być może jest to przywilej pierwszego stanowiska - mówi pan Grzegorz. Pierwsze pytanie dotyczyło różnicy brutto minus netto, drugie natomiast odnosiło się do imienia obecnie urzędującego kanclerza Niemiec.

Zmasowany atak

Do drugiej tury przeszli wszyscy uczestnicy tego odcinka. Jedynie dwie czy trzy osoby straciły po jednej szansie. - W drugim etapie szło ciężko. Razem zadano mi chyba z siedem pytań. Dotyczyły różnych dziedzin. Przyjąłem zmasowany atak.
- Ale kilka razy i Grzegorz rozdawał karty - uzupełnia żona.
Przed nim runda trzecia, finałowa. - Moi przeciwnicy potracili wszystkie szanse, a ja zostałem z trzydziestoma punktami.
Zdobył łącznie siedemdziesiąt. - Bo nie podeszły mi pytania. Nie leżały w sferze moich zainteresowań. Ale finał wygrałem.
Siedemdziesiąt punktów to za mało, by liczyć na udział w wielkim finale, w którym weźmie udział dziesięciu zwycięzców, którzy zgromadzili najwyższą ilość punktów. Odpadną uczestnicy z niższym dorobkiem. - Ja jeszcze nie odpadłem, ale pewnie niedługo to nastąpi.
Czuje pewien niedosyt, że tak mało punktów zdobył. - Ale ta presja trzech sekund... Jeżeli podczas czytania pytania człowiek nie zna odpowiedzi, to te trzy sekundy nic nie znaczą.

Zegarek dla siostrzeńca

Bielszczanin, jako zwycięzca odcinka, otrzymał nagrodę w wysokości 3 tys. złotych, zegarek firmy Cortina oraz tygodniowy pobyt w hotelu w Międzyzdrojach dla dwóch osób. - Ja już nie muszę zadawać sobie szyku w tym wieku, więc zegarek podaruję siostrzeńcowi. Na wycieczkę także pojedzie siostrzeniec.
Pieniądze przeznaczyli po prostu na życie. Były święta. Szykowne były święta. - Mogliśmy pozwolić na łososia. Wpadł dodatkowy pieniądz, więc popłaciliśmy drobne zobowiązania finansowe. Daliśmy trochę na cerkiew, na kościół.
Wcześniej pan Grzegorz przymierzał się do teleturnieju "Milionerzy", lecz nie zdążył. Zdjęto go z emisji. - To był łatwiejszy teleturniej, cztery warianty i dłuższy czas do namysłu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny