Bzdura absolutna?

Tydzień temu wicepremier Marek Belka ujawnił dziennikarzom, że w ramach poszukiwania pieniędzy, które mogłyby wpłynąć do dziurawego budżetu państwa rozpatrywana jest koncepcja wprowadzania m.in. 10-proc. odpłatności za usługi zdrowotne oraz za naukę nawet w szkołach podstawowych. Dwa dni później dementował to premier Miller. Stwierdził, że takich rozwiązań nie przewiduje konstytucja.
Do sprawy wróciła sobotnia "Rzeczpospolita". Według dziennika, tzw. plan Belki, zakładający wprowadzenie opłat za leczenie i naukę, wciąż jest brany pod uwagę.
Tego typu rozwiązanie dotknęłoby przede wszystkim najuboższych mieszkańców kraju. Po ubiegłotygodniowej decyzji Sejmu wprowadzającej podatek akcyzowy od energii elektrycznej (jej ceny mogą wzrosnąć nawet o kilkadziesiąt procent) skromne budżety domowe mogłyby nie wytrzymać kolejnych wydatków.
Wczoraj próbowaliśmy dowiedzieć się, czy propozycje min. Belki znajdą się w programie rządu. Zarówno jednak w Ministerstwie Finansów, jak i w Centrum Prasowym Rządu nikt nie chciał wypowiadać się w tej sprawie.
- Wszystkie szczegóły znane będą we wtorek - odpowiadali zgodnym chórem urzędnicy, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie będzie odpłatności za leczenie i naukę.
- To absolutna bzdura - skomentował z kolei Mieczysław Czerniawski, przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych. - Zdanie o tych opłatach padło w ramach luźnej dyskusji. Taka propozycja nigdy nie spotkałaby się z akceptacją ani członków SLD, ani posłów z komisji, którą kieruję.