Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Być Polakiem z Rosji

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Feliks Głuszczak w 20 pułku myśliwskim
Feliks Głuszczak w 20 pułku myśliwskim
Tytuł opowieści Zbigniewa Głuszczaka, opublikowanej przed tygodniem, brzmiał: "Być Polakiem w Rosji". Było to streszczenie losów przede wszystkim Władysława Krzemieniowskiego, skazanego na osiem lat katorgi syberyjskiej za udział w powstaniu styczniowym, w tym w bitwie siemiatyckiej (6-7 luty 1863). Jego córka Wiktoria poślubiła w Charkowie Adama Głuszczaka i z tego małżeństwa przyszedł na świat w 1906 roku syn Feliks, ojciec pana Zbigniewa. Szczęśliwe życie, choć na obcej ziemi, zakłóciła wojna światowa, jeszcze bardziej dwie rewolucje.

Po traktacie brzeskim 3 marca 1918 roku Niemcy umocnili swą pozycję na lewobrzeżnym Zadniedprzu, gdzie przebywali Głuszczakowie, rabowali systemowo wywożąc pociągami nawet czarnoziem, ale zezwalali na ukraińskie odrodzenie narodowe. Gimnazjalista Feliks nasiąkał tymi zmianami, mówił potem o sobie, że Ukraina stała się jego drugą ojczyzną. Młodzian miał wyjątkową młodość, widział za wiele jak na swój wiek: zbrodnie, gwałty, pożary. Tyfus zbierał żniwo tak obfite, że na widok wozów z nagimi, zmrożonymi trupami mówiło się od niechcenia: "drowa (drzewa) wiezut". Po Niemcach przyszli "biali", którzy nie dopuszczali myśli o odłączeniu się ziem polskich. Nic więc dziwnego, że Józef Piłsudski nie wsparł wojsk gen. Antona Denikina, zwolennika "wielikiej Rasiji" od Kalisza do Władywostoku. Po przegranej "białych" wlały się na Ukrainę dywizje "czerwonych", przybywało partii i band, szalała wojna domowa. Był taki moment, że młodociany, ale "gramotny" Feliks został wzięty na pisarza do składów artyleryjskich, a następnie włączony do personelu Trybunału Rewolucyjnego, miał nawet nagan na wyposażeniu. A przecież i jego przerażali bolszewicy, hasła o światowej rewolucji, bluźnienie przeciw Bogu, bezgraniczny terror. Z sentymentem można było w taki czas wspominać dawną - notabene też podła - rzeczywistość, gdy rubel był dolarem Europy, a Ukraina cierpiała z nadmiaru żywności.

Ewakuacja

Polacy w Rosji zazdrościli tym rodakom, którzy na przełomie 1918/1919 roku zdołali wyjechać na zachód wraz z Niemcami. W trwodze czekano na lepsze wieści, nie dożył ich senior Władysław, zmarł w maju 1920 roku. W domu Głuszczaków w Kupiańsku pod Charkowem "zagościła" kompania wartownicza, spalili meble i podłogi, dokuczał głód. W Polsce cieszono się ze zwycięstwa nad zagonami Armii Czerwonej, tu Polacy modlili się o przeżycie kolejnego dnia, bo groził im krwawy odwet.

Nowe nadzieje zrodził pokój ryski z marca 1921 roku. Zapaliło się zielone światełko, trzeba było jednak udowodnić pochodzenie polskie przed Urzędem Pełnomocnika Rządu RP do Spraw Opcji w Ukraińskiej SRR. W rodzinie Głuszczaków skarbem ponad skarby okazała się metryka urodzenia i świadectwo chrztu Adama, oba wystawione w wielkopolskim Ciążeniu. Potem zaczęły się kłopoty z zwolnieniem z pracy na kolei, a Feliks po prostu uciekł z kancelarii trybunału i ukrywał się do odjazdu eszelonu, co nastąpiło 10 kwietnia 1922 roku.

Kolejny postój wypadł w Mińsku Białoruskim, gdzie urzędował konsul polski. Pewnie miał mnóstwo pracy i jeszcze więcej wątpliwości, bo na jego decyzję czekać trzeba było niemal dwa miesiące. Postępowało wyczerpanie fizyczne i psychiczne, najmowano się do byle pracy, by przeżyć. Feliks na całe życie zapamiętał sceny z niszczenia kościołów i cerkwi w stolicy Białorusi. Wreszcie pociąg przez graniczne Stołpce dojechał do Baranowicz, tu na ewakuujących się Polaków czekały: obóz otoczony drutem, kwarantanna, poniewierka i groźby odesłania na wschód. Dopiero w lipcu 1922 roku Głuszczakowie wysiedli na stacji kolejowej Strzałków, by pieszo szlakiem pokutnym dotrzeć do domu w Ciążeniu.

Gorzkie początki u swoich

Krzemieniowscy i Głuszczakowie usilnie starali się, by zachować w Rosji polskość, żyć godnie i wierzyć w spełnienie marzenia o wolnej ojczyźnie. Do kraju Adam, Wiktoria i Feliks wrócili obdarci, sponiewierani, u kresu sił. Mówili po polsku z rosyjskimi zachwaszczeniami i pewnie niejeden widząc ich i słysząc pomyślał, że to "kacapy". W dodatku wzbudzili niepokój w rodzinie, że trzeba będzie podzielić ojcowiznę. Mógł więc Feliks poczuł się jak Cezary Baryka, bohater powieści Stefana Żeromskiego "Przedwiośnie". Prysła wizja szklanych domów, po kolejnym upokorzeniu ten Polak z Rosji powziął iście rewolucyjny zamiar, wyjechał na swoje aż do Wołkowyska. Znalazł tam zatrudnienie na torach, a że miał "złote ręce" jak dziad i ojciec, to awansował na ślusarza w parowozowni. Za synem przyjechali rodzice, Adam dostał etat na PKP, cała trójka zamieszkała w wagonie nr 131740 ("ruchomy adres"), po dwóch latach zaczęli budować własny dom na działce leśnej. Tu powstawał Wołkowysk Centralny z ulicą Mickiewicza i kościołem. Miasto należało do województwa białostockiego, miało bogatą historię i wielkie problemy, tudzież 3 pułk strzelców konnych im. hetmana Stefana Czarneckiego.

Z roku na rok w rodzinie Głuszczaków działo się lepiej. Adam zdobył dyplom maszynisty, Feliks skończył szkołę wieczorową, gdzie poznał swą przyszła żonę Halinę z Kalecińskich. Ta rodzina wywodziła się z guberni kieleckiej, też "zaliczyła" pobyt w Rosji, aż nad granicą Persją. Żyli tam dostatnio, Halina (ur. w 1906 r.) uczyła się w elitarnym Katolickim Gimnazjum św. Katarzyny w Sankt Petersburgu, jedynym takim w państwie carów. Jej wuj był wziętym adwokatem w Bucharze, a w polskim Wołkowysku założył sklep.

Dobre czasy w Hajnówce

W 1927 roku Feliks zaczął służbę naziemną w 11 pułku myśliwskim (późniejszy 5 pułk lotniczy) w Lidzie. Z wojska mechanik silników wrócił do Hajnówki, gdzie podjął pracę w rozbudowujących się Zakładach Chemicznych "Grodzisk" S.A. W 1932 roku poślubił Helenę, rok później urodził się syn Zbigniew ("przyszedłem na świat w przyfabrycznym getcie…").
Po zakończeniu I wojny światowej w Hajnówce mieszkało około 600 osób, przed wybuchem następnej wojny było ich już 17 tysięcy. Wielki przemysł w przypuszczańskiej osadzie rozpoczęli okupanci niemieccy, w początkach II RP dominowała angielska spółka "Century". Jedni i drudzy mieli na sumieniu przede wszystkich okrutną trzebież Puszczy Białowieskiej. Dopiero w końcu lat dwudziestych skarb państwa stał się właścicielem m.in. tartaku (największy zakład przemysłowy w województwie białostockim) i kolejek leśnych. Do Hajnówki ściągali z całej Polski fachowcy i bezrobotni, po latach odkryto tu żargon rodem z dzielnic biedy warszawskiej. Poważaniem cieszyli się fachowcy branży stolarskiej, produkowano meble do kancelarii Prezydenta RP, wysłano je z sukcesem na wystawy międzynarodowe. Feliks Głuszczak za niedościgniony wzór szefa firmy uznawał prof. Witolda Berezowskiego, dyrektora wspomnianej fabryki chemicznej. Powszechnym szacunkiem cieszył się dr Tadeusz Rakowiecki, organizator hajnowskiej Kasy Chorych i uczony astronom. Dr Antoni Jędruszek liderował w szpitalu, Maria Kamińska miała dobrą markę dentystki. Inteligencja miejscowa z sukcesami wypełniała swą misję. Helena Głuszczak, z wykształcenia pielęgniarka i położna, z natury społecznica, szerzyła higienę. Niestety, zmarła w 1938 roku w wieku zaledwie 32 lat.
Muszę przerwać przebogate opowieści pana Zbigniewa (dziękuję bardzo!), na przemian miłe i okrutne. Również do Białegostoku w początkach II RP powróciło z Rosji wielu Polaków ciężko doświadczonych przez los. Tych, co wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia, skazanych na katorgę i osiedlenie, "bieżenców" z I wojny światowej. Czy ich jeszcze wspominamy?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny