Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bojowe chłopaki. Losy białostockich strażaków harcerzy.

Adam Czesław Dobroński
Zbiórka paradna białostockich strażaków harcerzy. Zdjęcie z 1917 r.
Zbiórka paradna białostockich strażaków harcerzy. Zdjęcie z 1917 r. Fot. Zdjęcie z archwium Edwarda Drewnika
Lubicie Państwo snuć przypuszczenia? No, to mamy ku temu świetną okazję. Najpierw jednak trzeba się dobrze przyjrzeć fotografii. Została zrobiona w 1917 r.

Zdjęcie zachował Edward Drewnik, rocznik 1903, już 22 lat na służbie w anielskiej Straży Ogniowej. Nie mam wątpliwości, że w niebie nic się (i nikomu) nie pali, ale czyż nie miło byłoby duszom bogobojnym posłuchać trąb strażackich? Przecież grający na nich za życia ofiarnie stawali na warcie przy Grobie Pańskim, byli obecni na powitaniach dostojników kościelnych, kroczyli w procesjach, odprowadzali na miejsce wiecznego spoczynku co bardziej zacne persony, w tym i swoich współdruhów.

Trudno sobie było dawniej wyobrazić życie publiczne bez strażaków, imprez kulturalnych, bez sal w remizach, że o zabawach wiejskich nie wspomnę. A w czasach zaborów ochotnicze straże ogniowe były postrzegane jako polskie hufce wojskowe.

Wróćmy do fotografii. Z napisu na odwrocie wynika, że odbyła się zbiórka paradna białostockich strażaków harcerzy. Prawdopodobnie był 1917 r., a druh E. Drewnik ustawił się w ostatnim rzędzie jako drugi z lewej strony. Młoda, szczupła twarzyczka, ciemny mundurek podobny do szkolnego, trochę za duży kask ochronny z charakterystycznym kołnierzem, chroniącym szyję i bark przed poparzeniami. Miał pewnie Edward nie więcej niż piętnaście lat. W czasie wojny szybko dojrzewała młódź białostocka i musiała zastępować dorosłych, którzy poszli na front.

Starszyzna strażacka zasiadła w pierwszym rzędzie, zarówno naczelnicy w cywilu, jak i komendanci w mundurach z dystynkcjami. Po niektórych elementach ubioru i wyposażenia widać, że rzeczywiście zdjęcie zrobiono już po wycofaniu się Rosjan z Białegostoku (sierpień 1915 r.) i zajęciu miasta przez okupantów niemieckich. Strażacy starsi wiekiem, w kaskach ze szpikulcami, to drużyna bojowa. Harcerze (właściwie to chyba jeszcze skauci) byli używani głównie do czynności pomocniczych. Wiemy jednak, że rwali się do walki z ogniem, wykazywali się brawurą, może nawet nie w pełni zdając sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa.

Proszę popatrzeć na dwóch chwatów stojących na ścianie służącej do ćwiczeń. Toć to urodzeni akrobaci, tacy mogli wspinać się i po rynnach, wciskać do środka przez wąskie przejścia, przemykać wśród ognisk ognia. I to była ich wielka zaleta, zwłaszcza gdy trzeba było wyprowadzać osoby znajdujące się w płonących domach, wspierać rąbiących płonące ściany, podających wodę.

Wojna sprawiła, że szwankowało wyposażenie strażaków białostockich. Na zdjęciu ustawiono ręczną pompę z wężami, stoją długie bosaki, widać kilofy, łańcuchy, liny. Na pewno druhowie mieli i toporki, w remizie zostały beczki, inny sprzęt. W dużych jednostkach istniał podział wewnętrzny na drużyny, zasłużoną sławą cieszyli się przede wszystkim topornicy. Pamiętam, jak Aleksander Dresler (Sańka z ulicy Sosnowej) wspominał o nieco złośliwych okrzykach rzucanych z chodników: Sikuny idą! A to maszerowała białostocka harcerska drużyna strażacka z lat międzywojennych. Ależ ich chwalono, także w ówczesnej prasie! I chętnie po dorośnięciu przyjmowano na stałe etaty.

O czym myślał harcerz strażak siedzący na ziemi po prawej stronie zdjęcia? Miał mocne buty i owijki zamiast błyszczących cholew, kilof wbił lekko w ziemię. Musiał czuć się mocny i tej chwili ważny, na pewno potrzebny. Szkoda tylko, że go koledzy i koleżanki nie widzieli. Jak na skauta wypadało, wiedział już, co to służba. Na razie w straży ogniowej, ale marzył się druhowi mundur wojskowy i czapka z orzełkiem, karabin, może nawet szabla. Przecież wierzono powszechnie, że wkrótce, może za rok, najdalej za dwa, będzie wolna Polska. I rozumiano, że nikt nam niepodległości nie podaruje, trzeba będzie o nią walczyć, potem jej bronić.

To przecież strażacy i członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej (peowiacy) w większości miast i miasteczek naszego regionu jako pierwsi zaczęli w listopadzie 1918 r. rozbrajać Niemców. Harcerze zapisali piękną kartę także w wojnie 1920 r., a ich następcy i we wrześniu 1939 r. Opowiadał o tym druh Ryszard Kaczorowski, niedawno odbyła się w gmachu Sejmu RP sesja naukowa poświęcona udziałowi "rycerzy św. Floriana" w II wojnie światowej. Niestety, zdecydowana większość naszych straży ogniowych nie ma jeszcze monografii na miarę swych zasług. Ale są kroniki i zdjęcia. Poproszę o ich udostępnienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny