Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocki hotel Ritz w 2013 roku obchodziłby swoje 100-lecie

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Hotel Ritz w Białymstoku
Hotel Ritz w Białymstoku ciekawepodlasie.pl
Szykujemy muzealne niespodzianki, które za kilka miesięcy choć na trochę przywrócą dawny czar i wzmocnią legendę tego wyjątkowego miejsca. Tymczasem zaserwuję kilka ritzowskich retro-nowinek.

W poniedziałek 9 lutego 1925 roku wydarzyło się coś, co w opinii mieszkańców było powrotem do "czasów normalnych, jak to się mówi, przedwojennych". Oto w Ritzu otwarta została elegancka cukiernia. Stało się to z inicjatywy Władysława Garlińskiego, który stwierdził, że sklepik owocowy, "obskurna owocarnia", która znajdowała się na parterze hotelu, nie licuje z jego elegancją. Nie licząc się z kosztami właściciel zabrał się do urządzania kawiarni.

Pomieszczenie nie było zbyt duże. Jednak pierwsi goście stwierdzili, że jest "urządzone pierwszorzędnie". Podkreślano, że panuje w nim "idealna czystość, której brak w Białymstoku odczuwamy wszyscy". Po mieście krążyły opowieści jak to "na dole jest ciastkarnia, urządzona wedle wszelkich wymagań techniki i higieny, dalej piec specjalnie zbudowany dla wypieku ciast, obok jeszcze dalej sale, w których mieścić się będą bilardy".

Oferta ciastkarni zaspokajała oczekiwania łasuchów. Były więc "pączki, ciastka, faworki, strucle i wiele innych smakołyków". Swoją drogą ciekawe, która z dzisiejszych białostockich kawiarni poleca świeże faworki? Jak na kawiarnię przystało, była oczywiście aromatyczna mała czarna. Podawano też białą kawę i herbatę. Jedyne ale, to ceny. Ale cóż, za poczucie bycia światowcem trzeba płacić!

Kolejną kawiarnianą nowość zaserwował Ritz w maju 1928 roku. Oto na balkonie pierwszego piętra, który okalał część kondygnacji, urządzono letnią kawiarnię. "Weranda ta jest tak przysposobiona, żeby gości kawiarni chronić tak przed palącymi promieniami słońca jak i przed deszczem".

Zadbano również o pokaźną ilość kwiatów. Zachwyceni bywalcy twierdzili, że są to wiszące ogrody Semiramidy przeniesione nad Białkę. Z kawiarni roztaczał się ładny widok na park im. księcia Józefa Poniatowskiego i Pałac Branickich. Codziennie przygrywała tu też orkiestra, która "nawiasem mówiąc była najlepsza w mieście". Tu do kawy podawano "smaczne bułeczki, ciastka i lody".
Światowo w Ritzu było nie tylko z racji podniebienia. Była też i strawa dla ducha. Wiosną 1928 roku wielką furorę robiła otwarta w tak zwanych dolnych salach wystawa dywanów perskich i orientalnych. Jej powodzenie było tym większe, że wstęp był bezpłatny.

Publiczność mogła te bajeczne kobierce oglądać "bez przerwy" codziennie od godziny 9 (??) do 20. Zaznaczano, że "oglądanie nie zobowiązuje do kupna". A było na co popatrzyć. "Prócz kilku zgoła muzealnych okazów, jak to: wspaniały jedwabny kaszan z ptakami i drzewami, którego pendant znajduje się w Kunst Und Gewerbe Museum w Wiedniu, modlitewny dywanik mahometański, staroświecki Giordes z początku XVIII stulecia".

To były cymelia tej wystawy. Reszta wcale jednak nie ustępowała im urodą. Były więc dziesiątki dywanów o nazwach niczym z opowieści Szeherezady: Maszed, Afghan, Mossul, Tebryz, Kirman, Szyraz, Buchara, Ferahan, Panderma, Serabend, Szyrwan i Kasak. Wystawa okazała się wydarzeniem "w mało urozmaiconej artystycznej egzystencji" Białegostoku.

Miał też Ritz swoje skandale. O tym co wydarzyło się w hotelowych restauracjach, klubach i kawiarniach następnego dnia plotkowało całe miasto. Ale to co stało się w nocy z 27 na 28 stycznia 1933 roku przeszło do historii nie tylko Ritza, ale całego Białegostoku. W 1932 roku wybuchł w mieście strajk energetyczny. Polegał on, ujmując rzecz w największym skrócie, na tym, że białostoczanie protestując przeciw rosnącym cenom elektryczności postanowili cofnąć się do epoki lampy naftowej. Elektrownia w odwecie mieszkańcom, którzy demontowali liczniki, groziła wysokimi grzywnami. Oto i jeden z epizodów tej wojenki.

W piątkowy wieczór właśnie 27 stycznia 1933 roku w restauracji Ritza zjawił się Bolesław Szymański, były prezydent Białegostoku, a od kilku lat główny buchalter elektrowni. Towarzyszył mu inny wysoki urzędnik spółki oraz pewna elegancka dama. Kolacja przeciągnęła się do późnej nocy. Nad ranem towarzystwo wyszło z sali i zatrzymało się w hotelowym holu. Tu zauważyło, że przy schodach wiodących do pokoi hotelowych wisi zapalona naftowa lampa. Takiego dyshonoru żaden porządny energetyk zdzierżyć nie mógł. Rozległ się łoskot tłuczonego szkła. Rozlana nafta natychmiast zajęła się płomieniem.

Na szczęście czujna służba w mig ugasiła zalążek pożaru. Wezwano policję. Szymański, być może licząc na swą pozycję, całą winę wziął na siebie. Jednak policjanci byli bezwzględni. Spisali protokół i wysłali doniesienia do sądu grodzkiego za zniszczenie cudzego mienia i do starostwa za stworzenie zagrożenia pożarowego. Obie instancje uznały Szymańskiego winnym chuligańskiego wyczynu i ukarały go grzywną w wysokości 100 złotych.

To pewnie była najdroższa kolacyjka eksprezydenta w karnawale 1933 roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny